Andrzej Izdebski zmarł w tajemniczych okolicznościach w Albanii. Ciało handlarza respiratorami szybko skremowano. Teraz wyniki badań DNA mają potwierdzać ostatecznie jego śmierć.
Reklama.
Podobają Ci się moje artykuły? Możesz zostawić napiwek
Teraz możesz docenić pracę dziennikarzy i dziennikarek. Cała kwota trafi do nich. Wraz z napiwkiem możesz przekazać też krótką wiadomość.
Śmierć handlarza respiratorami w Albanii wywołała wiele pytań, na które przez dłuższy czas nie było odpowiedzi
Dopiero badania DNA miały pozwolić na ustalenie, że Andrzej Izdebski faktycznie zmarł w Albanii
"Rzeczpospolita" podała, że "badanie DNA udowodniło, że zmarły w Albanii mężczyzna to Andrzej Izdebski". Prokuratura Krajowa potwierdziła dziennikarzom gazety, że porównano próbki zabezpieczone podczas sekcji zwłok z materiałem biologicznym jego matki. Ich analiza miała potwierdzić, że Andrzej Izdebski nie żyje.
Izdebski zmarł w Albanii w czerwcu 2022 roku
Przypomnijmy, że Izdebski uciekł do albańskiej Tirany i tam umarł w czerwcu 2022 roku. Ciało zostało sprowadzone do Polski i szybko skremowane. Ciała przed kremacją nikt jednak nie identyfikował. Polscy śledczy wystąpili do prokuratury w Albanii o akta sprawy.
– Na ciele nie stwierdzono obrażeń ani śladów przemocy. Z opinii biegłych wynika, że przyczyną śmierci była ostra niewydolność krążeniowo-oddechowa spowodowana zawałem mięśnia sercowego. Badanie toksykologiczne nie wykazało w organizmie trujących substancji – tłumaczył wówczas w odpowiedzi na pytania "Rzeczpospolitej" Łukasz Łapczyński, rzecznik Prokuratury Krajowej.
Jak wtedy informowała gazeta, tkanki do testu DNA według dokumentów z Albanii pobrano z organów wewnętrznych, co ma wskazywać, że postąpiono w zgodzie z zasadami.
Z materiałów, do których dotarł dziennik, wynikało też, że wykonano sekcję zwłok Izdebskiego, w ramach której "przeprowadzono badania histopatologiczne i toksykologiczne".
Kilka miesięcy po jego śmierci z mediami rozmawiała jego żona
Jak opowiadała, w latach 80' Izdebski "przez trzy lata był sekretarzem generalnym Fundacji Opieki Medycznej, która sprowadzała sprzęt medyczny z Zachodu", co resort najwyraźniej potraktował, jako doświadczenie w handlu sprzętem medycznym.
– Zaczął to załatwiać przez różnych znajomych z całego świata. Jedno, co mnie dziwiło, to po co w takich ilościach. Ale Andrzej stwierdził: "minister powiedział, że tyle trzeba, to trzeba" – relacjonowała kobieta.
Jak dodała, nie wie, czy to mąż zwrócił się do ministra, czy minister do męża. Handlarz bronią miał otrzymać pieniądze i "natychmiast te respiratory ściągnąć". Jedna z partii nie przyleciała, ponieważ firma, załatwiająca listy przewozowe, którą wynajął resort "była do kitu" i "nie zdążyła przygotować dokumentów".
Izdebska usiłowała przekonać też męża do wyjaśnienia sprawy przy pomocy dziennikarzy. – Mąż nie chciał rozmawiać z mediami. Powiedział, że w ministerstwie obiecali mu, że jak będzie siedział cichutko, to oni mu za to załatwią inny duży kontrakt – mówiła dziennikarzom WP.
Absolwentka dziennikarstwa na UMCS i Uniwersytecie Warszawskim. Przez kilka lat związana z Polską Agencją Prasową. Obecnie reporterka newsowa w naTemat.pl.