Pedro Pascal sam o sobie mówi "Daddy", czym doprowadza swoje najbardziej zagorzałe fanki do szaleństwa. Nie ma wątpliwości, że kobiety seksualizują aktorów, jednak do mężczyzn jeszcze im daleko – co nie oznacza, że powinniśmy to zjawisko trywializować.
Reklama.
Podobają Ci się moje artykuły? Możesz zostawić napiwek
Teraz możesz docenić pracę dziennikarzy i dziennikarek. Cała kwota trafi do nich. Wraz z napiwkiem możesz przekazać też krótką wiadomość.
Kobiety są seksualizowanie w naszej kulturze na potęgę, m.in. w filmach, reklamach, serialach.
W ostatnich latach w mediach społecznościowych pojawia się coraz więcej treści seksualizujących aktorów. Na TikToku hitem są materiały poświęcone "Daddy Pedro", czyli Pedro Pascalowi.
Tacy aktorzy, jak Jacob Elordi ("Kissing Booth", "Euforia") czy Jon Hamm ("Mad Men", "Top Gun: Maverick") przyznali, że czują się niekomfortowo z zainteresowaniem, jakie wywołują ich ciała.
Seksualizacja kobiet to norma
Nikogo nie trzeba chyba przekonywać, że to kobiety są w naszej kulturze najbardziej seksualizowane. Powoli się to zmienia, ale jeszcze parę lat temu normą były wypięte i roznegliżowane panie namawiające do zrobienia przeglądu samochodu czy zakupu pralki/kosiarki/zmywarki.
Problem z seksualizacją kobiet polega nie tylko na tym, że jest ona nagminna, ale też JAK ona wygląda. Przedstawicielki płci żeńskiej sprowadza się bowiem w reprezentacjach wizualnych (czy to w reklamie, czy kinie) do biernych, ozdobnych obiektów, ustawionych często w pozach wyrażających chęć i gotowość do czynności seksualnych.
Liczne badania wykonywane na przestrzeni dekad pokazują, że ma to wpływ na ogólne postawy, jakie mężczyźni wykazują później w stosunku do kobiet – nie widzą ich jako myślących jednostek o sprecyzowanych zainteresowaniach czy umiejętnościach, a zbiór wywołujących odpowiednie reakcje części ciała.
Chociaż mężczyźni też są w filmach chętnie rozbierani przez reżyserów i scenarzystów, sposób ukazywania ich ciał wygląda z reguły zupełnie inaczej. Znacznie rzadziej są oni przez oko kamery sprowadzani do pojedynczych części ciała niż ma to miejsce w przypadku kręcenia scen z udziałem płci do nich przeciwnej.
Istotne jest również to, że mężczyzna zseksualizowany najczęściej nie równa się poniżony, jak ma to miejsce w przypadku kobiet. Podkreślenie fizycznych atrybutów męskości może mieć wręcz odwrotny skutek i przyczyniać się do zwiększenia statusu oraz władzy, a nie jej odbierania.
Wygląda też na to, że choć same kobiety z pewnością uprzedmiotawiają występujących w filmach czy serialach aktorów, generalnie nie robią tego jedynie w kategoriach uprzedmiotowienia seksualnego.
– Najczęściej w serialach podobają mi się samotni, nieprzystępni detektywi/agenci z jakąś traumą i oschli w obyciu, a więc: Matthew McConaughey w "Detektywie", Joel Kinnaman w "Dochodzeniu" i Pedro Pascal w "Narcos". Jak widać wygląd nie jest kluczowy, bo raczej nie wyglądają jak bracia – mówi mi Ania.
– Zdecydowanie ważnym czynnikiem atrakcyjności jest dla mnie głos (niski) i jakaś taka nonszalancja w obyciu, trochę jakby miał wyje**** gościu. Doceniam ładnie opinające się koszule, ale nie lubię przypakowanych gości, więc na McConaugheya zwróciłam uwagę, gdy przestał być takim mięśniakiem i trochę się wysuszył – dodaje.
Istotnym czynnikiem wydaje się więc charakter postaci, jaką dany aktor gra. Po wyjściu z roli, jego atrakcyjność w subiektywnym odbiorze może spaść lub... w ogóle zniknąć.
– Chris Hemsworth podobał mi się w "Thorze" i "Hakerze", chociaż teoretycznie to zupełnie nie mój typ. Jednak jak patrzę na jego zdjęcia w internecie, to już tego efektu "wow" nie ma – twierdzi Julia. – Podobnie zresztą miałam z Mattem Smithem. Zwróciłam na niego uwagę dopiero wtedy, gdy zobaczyłam go w "Rodzie smoka". Smith jako Smith nie wydaje mi się atrakcyjny, ale Daemon Targaryen już tak – dodaje.
Różnica w uprzedmiotowianiu jest więc kluczowa: podczas gdy kobiety są podczas niego sprowadzane jedynie do obiektów seksualnych, mężczyźni nie – choć istnieją oczywiście wyjątki.
Trywializowanie uprzedmiotowiania mężczyzn to nie droga
Fakt, że kobiety inaczej uprzedmiotowiają mężczyzn, nie powinien być jednak pretekstem do trywializowania zjawiska. Niektórzy aktorzy wprost zresztą mówią, że nie odpowiada im nadmierne skupienie opinii publicznej na ich wyglądzie fizycznym.
Przyznała się do tego m.in. gwiazda "Euforii" na kanapie u Ellen DeGeneres, czyli Jacob Elordi (aktor, który wciela się również w Elvisa w najnowszym filmie Soffi Coppoli). Elordi powiedział, że po tym, jak wielokrotnie pokazał się bez koszulki w serii komedii romantycznych "Kissing Booth",zaczął wzbudzać niezdrowe jego zdaniem zainteresowanie.
– W tamtym czasie byłem bardzo młody i zostałem wrzucony do świata, w którym wszyscy chcieli rozmawiać o moim ciele... Było to dla mnie cholernie niepokojące – stwierdził. Aktor wyznał, że czytając jeden ze scenariuszy filmu ze wspomnianej serii nie zawsze rozumiał, dlaczego w jakiejś scenie ma się rozebrać.
– No cóż, spójrz tylko na siebie – skomentowała Ellen, czym wywoła aplauz i salwy śmiechu na widowni. Elordi wyglądał jednak na bardzo zawstydzonego. Reakcja showmanki udowadnia, że chociaż dostrzegamy problematyczność seksualizowania kobiet, tę dotykającą mężczyzn wciąż trywializujemy.
Podczas jednej z konferencji prasowych jedna z uczestniczących w niej kobiet wypaliła do Evana Petersa (aktora bardzo seksualizowanego w mediach społecznościowych od czasów "American Horror Story" i jego już właściwie kultowej roli Tate'a Langdona), czy "usiądzie jej na twarzy".
Sala zareagowała śmiechem, Peters też (choć jednak bardziej nerwowym i zażenowanym). W komentarzach pod nagraniem z wydarzenia zamieszczonym na TikToku czytamy: "Powiedziałabym mu to samo", "Ta dziewczyna ma więcej odwagi, niż ja kiedykolwiek będę miała" czy "To byłabym ja". Gdyby to samo powiedział dziennikarz do znanej aktorki, byłby skandal.
Dowodem na to, że kobiety czasami potrafią uprzedmiotowiać tak, jak mężczyźni, jest również to, co parę lat temu spotkało Johna Hamma. Zdjęciom krocza gwiazdy "Mad Mena", na których dopatrywano się zarysu jego członka, poświęcano całe blogi. "Kiedy ludzie mają poczucie, że mogą tworzyć konta na Tumblrze o moim k***sie, czuję, że to nie jest coś, na co się pisałem" – podsumował Hamm.
Na drugim biegunie znajduje się Pedro Pascal, który uwielbia, gdy nazywa się go "daddy" czy nawet "zaddy". "Tak, jestem twoim fajnym zdzi*owatym tatuśkiem" – powiedział z dumą w głosie Pascal w odpowiedzi na jeden z tweetów, który przytoczyła prezenterka Entertainment Tonight.
Pomimo tego, że słowo "daddy" ma ewidentnie seksualny charakter, patrząc na większość cieszących się popularnością TikToków, tym, na co kobiety zwracają uwagę, nie są poszczególne części ciała Pascala, ale to, co mówi w wywiadach czy jak wypada na ekranie w swoich rolach (największą popularnością cieszą się przeróbki, gdy widzimy go jako agenta Whiskey w filmie "Kingsman: Złoty Krąg").
Jednak chociaż kobiety seksualizują mężczyzn inaczej, nie oznacza to, że nie mogą się oni czuć niekomfortowo, gdy ktoś rzuca im niedwuznaczne komentarze. Nie każdy jak Pedro lubi być nazywany "daddym" – i to też jest okej.
Jestem psycholożką, a obecnie również studentką kulturoznawstwa. Pisanie towarzyszyło mi od zawsze w różnych formach, ale dopiero kilka lat temu podjęłam decyzję, by związać się z nim zawodowo. Zajmowałam się copywritingiem, ale największą frajdę zawsze sprawiało mi pisanie o kulturze. Interesuje się głównie literaturą i kinem we wszystkich ich odmianach – nie lubię podziału na niskie i wysokie, tylko na dobre i złe. Mój gust obejmuje zarówno Bergmana, jak i kiczowate filmy klasy B. Po godzinach piszę artykuły naukowe o horrorach, które czasem nawet ktoś czyta.