"Skinamarink" to tajemniczy horror, który w polskich kinach pojawi się tylko na jeden weekend. Debiut Kyle'a Edwarda Balla okrzyknięto nowym "Paranormal Activity" – czy jednak rzeczywiście nim jest?
Reklama.
Podobają Ci się moje artykuły? Możesz zostawić napiwek
Teraz możesz docenić pracę dziennikarzy i dziennikarek. Cała kwota trafi do nich. Wraz z napiwkiem możesz przekazać też krótką wiadomość.
"Skinamarink"to horror typu Found footage w reżyserii debiutanta Kyle'a Edwarda Balla.
Film okrzyknięto nowym "Paranormal Activity".
Horror będzie grany w Polsce jedynie w weekend od 10 do 12 lutego. Film wprowadza do kin Velvet Spoon.
Horrory Found footage
Horrory Found footage, czyli stylizowane na amatorskie nagrania były modne na przestrzeni dekad parokrotnie. Pierwszy boom przypada na lata popularności kina kanibalistycznego na czele z "Nagimi i rozszarpanymi" (1980) Ruggero Deodato.
Do mainstreamu ten rodzaj kina grozy wszedł jednak pod koniec lat 90. wraz z sukcesem komercyjnym "Black Witch Project". Gatunek cieszył się również popularnością we wczesnych latach dwutysięcznych za sprawą sukcesu takich serii, jak "REC" czy "Paranormal Activity".
W ostatnich latach powstawało mniej produkcji wykorzystujących tę technikę. Na początku ubiegłego roku na Netfliksie pojawiło się jednak bardzo udane "Archiwum 81" (współtworzone m.in. przez Jamesa Wana), które niestety zostało wykasowane po pierwszym sezonie.
"Świat 'Archiwum 81' tworzą mroczne stowarzyszenia, demony, inne wymiary, tajemnicze korporacje oraz pradawne rody czarownic, które z jednej strony wydają się znajome, a z drugiej wszystkie razem tworzą oryginalną mitologię z potencjałem na dalsze rozwijanie i wciąganie w swoje szpony kolejnych widzów – co twórcy z pewnością planują, pozostawiając widzów po zakończeniu ostatniego odcinka w niemym osłupieniu" – możecie przeczytać w recenzji opublikowanej na łamach naTemat.
"Skinamarink" – nowe "Paranormal Activity"?
Fabuła "Skinamarink" jest prosta, choć tajemnicza – dwójka kilkuletnich dzieci budzi się w domu, z którego zniknął ich ojciec oraz... okna i drzwi. Kaylee i Kevin będą poruszać się po ciemnych zakamarkach, prześladowani przez tajemniczą istotę, szepczącą do nich niepokojące rzeczy.
Film, który stał się najnowszym hitem TikToka jest pełnometrażowym debiutem Kyle'a Edwarda Balla, który zebrał na niego fundusze dzięki crowdfundingowej zbiórce. Wcześniej Ball zrealizował jednak krótkometrażowy horror "Heck" – "Skinamarink" jest niejako jego rozwinięciem, ale... czy potrzebnym?
Jeśli zainteresowaliście się tym tytułem ze względu na porównania do "Paranormal Activity" – porzućcie nadzieję, gdyż film Balla stoi zdecydowanie bliżej kina eksperymentalnego niż popcornowych horrorów. Zestawianie tych dwóch filmów prawdopodobnie sprowokowała akcja umiejscowiona w domu i czające się w nim niebezpieczeństwo, ale na tym podobieństwa się kończą.
"Skinamarink" to właściwie ponad półtoragodzinna afabularna zabawa formą, podatna na wiele interpretacji – tylko czy interesująca? Przez większość czasu widzimy ziarniste ujęcia różnych lokacji, nagle pojawiające się w kadrze zabawki czy bohaterów (najczęściej od tyłu) oraz fragmenty starej kreskówki (jej ścieżka dźwiękowa jest jedynym soundtrackiem w filmie).
Klimatu eksperymentowi Balla odmówić nie można. Dzięki zastosowanym przez reżysera efektom wizualnym i manipulacjom kolorami oraz ujęciami całość prezentuje się niezwykle psychodelicznie i niepokojąco.
Po kilkudziesięciu minutach ta forma zaczyna jednak nużyć, a początkowa immersja może ustąpić poczuciu irytacji. Kadry zaczynają być powtarzalne, a historii czy jakiegokolwiek punktu zaczepiania w fabule wciąż brak.
Ball mógł pozostać przy krótkim metrażu?
Nie do końca rozumiem, dlaczego Ball postanowił rozwinąć koncepcję z "Heck" do pełnometrażowego filmu. "Skinamarink" jest idealnym dowodem na to, że to, co sprawdza się w krótszej formie, w dłuższej może niedomagać.
Fani gatunku powinni jednak mieć oko na ten tytuł, szczególnie że w polskich kinach będzie w ograniczonej dystrybucji (będzie go można zobaczyć jedynie w weekend pomiędzy 10 a 12 lutego). Nie ukrywam, że sama do grona najgorliwszych zwolenników horrorów found footage się nie zaliczam, więc być może dlatego w tej muszli nie dopatrzyłam się perełki.
Jestem psycholożką, a obecnie również studentką kulturoznawstwa. Pisanie towarzyszyło mi od zawsze w różnych formach, ale dopiero kilka lat temu podjęłam decyzję, by związać się z nim zawodowo. Zajmowałam się copywritingiem, ale największą frajdę zawsze sprawiało mi pisanie o kulturze. Interesuje się głównie literaturą i kinem we wszystkich ich odmianach – nie lubię podziału na niskie i wysokie, tylko na dobre i złe. Mój gust obejmuje zarówno Bergmana, jak i kiczowate filmy klasy B. Po godzinach piszę artykuły naukowe o horrorach, które czasem nawet ktoś czyta.