W styczniu Sejm przyjął nowelizację Kodeksu wyborczego, którą zaproponowało Prawo i Sprawiedliwość. O tym, jakie zmiany planuje wprowadzić PiS do systemu organizowania wyborów pisaliśmy w naTemat.pl na początku roku. Opozycja obawia się, że partia rządząca chce wprowadzić zmiany, które mogą pomóc jej zdobyć więcej głosów podczas wyborów, które odbędą się na jesieni.
W wywiadzie dla "Newsweeka" w tej sprawie wypowiedział się były działacz formacji Kaczyńskiego – Marek Zagrobelny, autor książki "Pokochać PiS", który był związany z tą partią przez dwanaście lat. Polityk sugeruje, że zmiany w Kodeksie wyborczym mają umożliwić PiS sfałszowanie wyborów.
– Czerwona lampka zapaliła mi się w głowie już we wrześniu. Jarosław Kaczyński, ogłaszając przy okazji rocznicy wybuchu II wojny światowej, że Polska będzie domagać się reparacji od Niemiec, na jednym oddechu powiedział, że trzeba będzie powołać korpus ochrony wyborów. Później powtarzał to przy innych okazjach, a ja pomyślałem, że robi się niebezpiecznie – stwierdził podczas rozmowy z Renatą Grochal.
– Korpusy ochrony wyborów zawsze były taką partyjną formą ochrony wyborów. Skoro teraz PiS ma władzę, to dla mnie jest jasne, że będą chcieli to jakoś zinstytucjonalizować i dofinansować partyjnymi pieniędzmi – mówi gazecie były działacz PiS. Zdradza, że w latach 2007-2014 był członkiem takich organizacji.
– Powiem z pełną odpowiedzialnością: członkowie tych korpusów byli zawsze gotowi do tego, by fałszować pojedyncze głosy – przekonuje.
Dalej Zagrobelny tłumaczy, jak właściwie miało dochodzić do fałszowania wyborów. Opisuje, że dokonywali tego członkowie obwodowych komisji wyborczych po zakończeniu głosowania i zamknięciu lokali wyborczych. – Po prostu dostawia się krzyżyki na kartach do głosowania lub fałszuje się podpisy wyborców. To się robi dyskretnie – tłumaczy były działacz partii rządzącej.
– Członek komisji wyborczej bierze dyskretnie długopis, maluje krzyżyk na opuszce palca i przy kontakcie ręki z kartą wyborczą chucha na palec tak, by ten atrament był wilgotny i stawia krzyżyk, jakby odbijał pieczęć na karcie. Jeśli to karta, na której jest oddany głos na Koalicję Obywatelską, to dostawia drugi krzyżyk na liście innej partii, a wiadomo, że jak są krzyżyki na dwóch różnych listach, to głos jest nieważny – opowiada Zagrobelny.
Jak podkreśla, sam był świadkiem fałszowania kart do głosowania, a "w niektórych przypadkach miał wpływ na fałszowanie głosów". – Jeżeli oni teraz wprowadzają zmiany w Kodeksie wyborczym, które praktycznie skasują głosy z zagranicy, a to w ostatnich wyborach było 400 tys. głosów, to można naprawdę sfałszować wybory – ocenia.
W artykule brak jednak dowodów na poparcie tez Zagrobelnego, ani nawet wypowiedzi innego świadka tego opisanego procederu. Kilka kontrargumentów w sprawie przedstawił już Łukasz Pawłowski z Instytutu Badań Samorządowych, prezes Ogólnopolskiej Grupy Badawczej. Ekspert uważa, że "najnowsza okładka w tym tygodniku to największy skandal i nieodpowiedzialność od bardzo wielu lat i będzie się ona śnić po nocach Tomaszowi Sekielskiemu". Oto niektóre fakty, które przypomina specjalista.
"W ostatnich wyborach w 27 tys. komisjach wyborczych pracowało ponad 200 tys. osób. Przez 10 lat 'przewinęło' się przez komisje przynajmniej pół miliona osób, a tygodnikowi udało się dotrzeć do 1 (słownie: jednego) świadka fałszowania i na nim opiera swoją tezę i okładkę" – zauważył. "Ale to treść tekstu najłatwiej zweryfikować: Zacznijmy od exit poll. Pod lokalami wyborczymi od lat przeprowadza badanie IPSOS. W 2019 roku różnica w wyniku PiS podana przez PKW a badaniem exit poll wyniosła 0,01 p.p. Czy w fałszowaniu wyników wyborów bierze udział IPSOS?" – podkreślił Pawłowski. Dalej zaznaczył: "Dostawianie krzyżyków: Teorie można obalić w 5 minut sprawdzając dane PKW. Liczba głosów nieważnych z wyborów na wybory maleje. W 2011 było to 4,52%, w 2015 - 2,53% a w 2019 - 1,11%. Za czasów PO było ich 3x więcej. Czy oznacza to, że za PO się bardziej fałszowało wybory?"