W Sejmie trwają prace nad postulowanymi przez Prawo i Sprawiedliwość zmianami w kodeksie wyborczym. Na kilka godzin przed głosowaniem w tej sprawie PiS poinformowało, że zgłosi 21 poprawek do swojego projektu. Ich treść wciąż jednak nie jest znana.
Reklama.
Reklama.
PiS chce zamierza w roku wyborczym zmienić kodeks wyborczy
Partia Jarosława Kaczyńskiego przekonuje, że postulowane przez nią zmiany mają charakter profrekwencyjny
Głosowanie nad projektem ustawy obędzie się w czwartek po godz. 19. W czwartek rano PiS poinformowało, że zgłosi do projektu 21 poprawek
Zmiany PiS w ordynacji wyborczej
Prawo i Sprawiedliwość chce jeszcze na trwającym posiedzeniu przegłosować swój projekt zmian w kodeksie wyborczym. Przewiduje on m.in. utworzenie dodatkowych komisji wyborczych w najmniejszych miejscowościach czy dowóz wyborców do lokali wyborczych w miejscach pozbawionych komunikacji publicznej.
O losach rządowego projektu posłowie zdecydują w czwartkowym bloku głosowań, który ma rozpocząć się o godz. 19:00. Jednak rano, podczas sprawozdania z prac komisji nad nowymi przepisami, posłanka PiSBarbara Bartuś poinformowała, że partia rządząca jeszcze dzisiaj zgłosi 21 poprawek do projektu. Jak stwierdziła, mają być one "odpowiedzią na dyskusje i wątpliwości", które powstały podczas sejmowych prac.
Informacja ta spotkała się z falą krytyki ze strony opozycji. Ireneusz Raś (PSL-Koalicja Polska) mówił, że zmiany wprowadzane są zbyt późno. – Państwo przynosicie 21 poprawek, których nikt z nas nie widział. Tego nie da się obronić. Last minute w kodeksie wyborczym jest niedopuszczalne – ocenił.
– To tak świetnie przygotowany projekt, że pani nawet nie powiedziała, jakie to poprawki, a dziś wieczorem mamy głosować – stwierdził Robert Kropiwnicki z PO, podkreślając, że zmiany mają "nakręcać nielegalne finansowanie kampanii wyborczych". Wtórował mu Krzysztof Gawkowski z Lewicy, który zapowiedział złożenie poprawki nakładającej na procedowane przepisy długiego vacatio legis – na 2025 rok.
PiS zmianami strzeli sobie w kolano?
"Diabelski plan Kaczyńskiego", którym Donald Tusk nazwał pomysł zwiększenia liczby lokali wyborczych w małych miejscowościach i to blisko kościołów, niekoniecznie pozytywnie może skończyć się dla PiS-u. Tak wskazywał politolog prof. Jarosław Flis, który wypowiedział się w sprawie dla Radia Zet.
W rozmowie z rozgłośnią ekspert wskazał, że najwięcej świątyń jest w miejscowościach w województwie zachodniopomorskim. Tam jednak PiS nie cieszy się zbytnią popularnością, a to oznacza jedno – bliżej będą mieć na wybory zwolennicy partii opozycyjnych.
– Na ziemiach odzyskanych, szczególnie w woj. zachodniopomorskim, w małych wsiach, gdzie dotychczas nie było lokali wyborczych, jest sporo kościołów – i to gotyckich. Podstawowym więc miejscem, gdzie wyobrażenie Jarosława Kaczyńskiego ziści się i przy kościołach powstaną nowe komisje wyborcze, jest Zachodniopomorskie. Województwo, w którym jednak wyniki PiS należą do najniższych w kraju – powiedział prof. Jarosław Flis.
Politolog skomentował, że to zmiana, która nie tylko nie pomoże Prawu i Sprawiedliwości, bo nie jest też profrekwencyjna, za to "przysporzy wielu problemów".