Jak informowaliśmy, do tragicznego wypadku doszło 3 stycznia w okolicach godziny 19:20 na drodze ekspresowej S5 pomiędzy węzłami Śmigiel Północ i Kościan Południe. W zdarzeniu brały udział dwa samochody osobowe. Jeden z samochodów potrącił śmiertelnie kobietę i mężczyznę.
Tajemniczy wypadek na S5. Na drodze leżała para
Za kierownicą audi, które potrąciło parę, znajdowała się 55-latka. Kobieta najprawdopodobniej najpierw najechała na mężczyznę, a później na kobietę. Po zdarzeniu zatrzymała się, a następnie zjechała w stronę barierki energochłonnej. Za nią zatrzymał się drugi samochód, który również brał udział w wypadku.
Materiały zgromadzone przez śledczych z miejsca wypadku wskazywały na to, że potrąceni kobieta i mężczyzna już leżeli na drodze w chwili uderzenia przez audi. Ślady na samochodzie nie były typowe dla potrąceń osób, które znajdowałyby się w pozycji pionowej.
Prokuratura: Obie osoby były mocno pijane
Po ponad miesiącu od tego wypadku okazuje się, że para był bardzo pijana. Jak przekazała PAP prokurator rejonowy w Kościanie Magdalena Mazur-Prus "po analizie danych z oględzin, z sekcji zwłok biegły nie miał wątpliwości co do tego, że śmierć nastąpiła w wyniku obrażeń wielonarządowych, które powstały na skutek wypadku komunikacyjnego". - Teraz otrzymaliśmy wyniki dotyczące badań zawartości alkoholu we krwi. Wynika z nich, że obie te osoby były pod znacznym wpływem alkoholu - dodała.
Z kolei dziennik "Fakt" podaje, że nie potwierdziło się to, co mówiła kobieta, która potraciła parę. Uważała ona, że para nie żyła już w momencie potrącenia. "Śledczy ustalili, że tak nie było. Kierująca miała jednak prawo tak pomyśleć, bo mężczyzna położył się na jezdni, a jego partnerka do niego podbiegła i pochyliła się lub wręcz położyła się obok" - czytamy na stronie gazety.
Co więcej, z ustaleń gazety wynika również, że po kilku dniach od wypadku na policję zgłosił się znajomy pary, który przyznał, że wysadził ich na drodze, bo mężczyzna zachowywał się agresywnie. Po opuszczeniu pojazdu pobiegł na przeciwległy pas i położył się na jezdni. Jego partnerka pobiegła za nim. Prawdopodobnie chciała ściągnąć go na pobocze, ale nie zdążyła. Prokuratura nie wie jeszcze, czy postawi temu mężczyźnie jakieś zarzuty.
Zobacz także