Duże brawa należą się mistrzom Polski za czwartkowy występ w Lidze Konferencji Europy. Lech Poznań zatrzymał rewelacyjne Bodø/Glimt na terenie rywala. Poznaniacy wywalczyli 0:0 i stoją przed dużą szansą, żeby za tydzień wywalczyć awans. Lech w Norwegii pokazał, jak wygląda konsekwencja taktyczna.
Reklama.
Reklama.
Bodø/Glimt w norweskiej Eliteserien zdobyło wicemistrzostwo kraju
Norweski zespół w minionym sezonie dotarł do ćwierćfinału Ligi Konferencji
Lech Poznań może powtórzyć sukces Legii Warszawa z 1991 roku
W czwartek 16 lutego mistrzowie Polski rozpoczęli swój wiosenny sen w europejskich pucharach. Zawodnicy Lecha Poznań na początek fazy play-off w Lidze Konferencji Europy zmierzyli się z norweskim Bodø/Glimt. Rewelacją ostatnich lat na europejskim polu.
Dość napisać, że mistrzowie znad Wisły zawitali na terenie drużyny, która zagrała w ćwierćfinale LKE w poprzednim sezonie. Norwegów wyeliminowała dopiero AS Roma, późniejszy triumfator rozgrywek, ale odrabiając straty (1:2) dopiero w Rzymie. Oba teamy spotkały się także w fazie grupowej. Na Aspmyra Stadion w Bodø gospodarze rozbili drużynę legendarnego Jose Mourinho aż 6:1.
Przedmeczowa nawałnica w Norwegii
Poznaniacy jako pierwsza polska drużyna w XXI wieku stanęli przed szansą awansu do kolejnej rundy europejskich pucharów wiosną. Ostatni raz tej sztuki dokonała Legia Warszawa, która w 1991 roku w Pucharze Zdobywców Pucharów wyeliminowała włoską Sampdorię Genua.
Polski zespół poza solidnym przeciwnikiem musiał sobie radzić z dwoma dodatkowymi argumentami "przeciw" sukcesowi. Mowa o nawierzchni, czyli sztucznej murawie na obiekcie Norwegów oraz warunkach atmosferycznych w okolicach koła podbiegunowego.
Jeszcze na godzinę przed meczem mieliśmy do czynienia z dużą nawałnicą, połączeniem silnego wiatru oraz ostrych opadów marznącego deszczu.
Pod względem murawy Lech mógł się za to obawiać przede wszystkim szybkiej gry, dużo bardziej dynamicznej aniżeli na naturalnej nawierzchni, do której przyzwyczajony jest zespół z Poznania. To było zresztą widać od pierwszych minut, a kibice klubu z miasta liczącego nieco ponad 50 000 mieszkańców mogli zacierać ręce.
Dodajmy, fanów z Poznania fanów na trybunach w Bodø również nie zabrakło.
Podwójne zasieki mistrzów Polski
John van den Brom, trener Lecha, zdecydował się na taktyczne ustawienie nastawione przede wszystkim na zabezpieczeniu własnej bramki. Z tego względu aż piątka obrońców i nisko ustawiona drużyna, czekająca głównie na kontry.
Gospodarze nie mogli skorzystać pauzującego za kartki Hugo Vetlesena. Norweg dzieli i rządzi w norweskiej Eliteserien, z sezonowym dorobkiem 16 goli i 7 asyst. Pod jego nieobecność za kreację zabrał się jednak Patrick Berg.
Trudne chwile mistrzowie Polski przeżywali praktycznie od początku spotkania. W 15. minucie było bardzo groźnie pod bramką Bednarka, kiedy świetnego dośrodkowania z lewej strony nie zamknął żaden z napastników gospodarzy. W odpowiedzi Michał Skóraś urwał się rywalom i uderzył, zmuszając bramkarza do sparowania piłki na rzut rożny.
Poznaniacy w pierwszej części byli groźni głównie za sprawą stałych fragmentów gry. Niewiele z tego jednak wynikało, a dodatkowo Radosław Murawski po faulu typowo taktycznym, przerywając kontrę, dostał żółtą kartkę i wykluczył się z rewanżowego meczu w Poznaniu.
Strzałów na bramkę Bednarka próbowali wspomniany Berg czy Albert Gronbaek, dwa razy wysoko ponad poprzeczką wypalił Faris Moumbagna. Obyło się jednak bez konsekwencji i do przerwy Lech miał całkiem przyzwoity, bezbramkowy remis w garści.
Zupełnie inny Lech po przerwie
Na drugie 45 minut na murawie pojawił się Filip Marchwiński. Trener Lecha postanowił nieco zagęścić środkową strefę boiska, dając szansę mającemu 21 lat wychowankowi klubu.
I właśnie Marchwiński w 52. minucie miał idealną sytuację do otwarcia wyniku. Prawą flanką odjechał z piłką Filip Szymczak, po czym świetnie dośrodkował na środek pola karnego. Do piłki dopadł Marchwiński i w... sobie tylko znany sposób nie trafił z kilku metrów choćby w światło bramki, nie mówiąc o golu.
Kilkanaście sekund później Moumbagna mógł za to dać radość gospodarzom. Jego strzał głową minął jednak bramkę Lecha. Bednarek nie wyszedł do tej piłki i trzeba przyznać, że polski bramkarz miał w 54. minucie... dużo szczęścia.
Lech w drugiej części zagrał jednak bardziej otwartą piłkę, co mogło się podobać. Poznaniacy, wkładając więcej sił w ofensywne zrywy, narażali się jednak na groźne kontry. Trener gospodarzy wyczuł szansę, na 20 minut przed końcem wymieniając w komplecie tercet napastników Bodø/Glimt. Gospodarze za wszelką cenę szukali choćby minimalnego zwycięstwa przed rewanżem na stadionie przy ulicy Bułgarskiej.
Poznaniacy nie dali się jednak zaskoczyć.
Dla Lecha był to jedenasty mecz z rzędu bez zwycięstwa na wyjeździe w europejskich pucharach. Biorąc jednak pod uwagę, że w poprzednich 21. pojedynkach Bodø/Glimt aż w 20. potrafiło zdobyć przynajmniej gola, to poznaniakom należą się duże brawa. To naprawdę cenny remis dla mistrzów z wielkopolskiej stolicy.
Rewanżowy pojedynek równo za tydzień, 23 lutego w Poznaniu. Pojedynek rozpocznie się o godzinie 21:00, transmisja w TVP Sport oraz Viaplay.
Bodø/Glimt – Lech Poznań 0:0
Żółte kartki: Faris Moumbagna – Radosław Murawski
Sędziował: Harald Lechner (Austria)
Widzów: ok. 8200
Bodø/Glimt: Julian Faye Lund – Adam Sorensen, Marius Lode, Brede Moe, Brice Wembangomo (80. Isak Helstad Amundsen) – Albert Gronbaek (86. Ask Tjaerandsen-Skau), Patrick Berg, Morten Konradsen – Amahl Pellegrino (71. Nino Zugelj), Faris Moumbagna (71. Runar Espejord), Joel Mvuka Mugisha (71. Sondre Sorli).
Lech: Filip Bednarek – Alan Czerwiński, Antonio Milić, Nika Kvekveskiri (46. Filip Marchwiński), Bartosz Salamon, Joel Pereira – Michał Skóraś, Jesper Karlström (80. Filip Dagerstål), Radosław Murawski, Filip Szymczak (72. Kristoffer Velde) – Mikael Ishak (89. Artur Sobiech).
Dziennikarz sportowy. Lubię papier, również ten wirtualny. Najbliżej mi do siatkówki oraz piłki nożnej. W dziennikarstwie najbardziej lubię to, że codziennie możesz na nowo pytać. Zarówno innych, jak i samego siebie.