To nie tak, że kobiety gardzą kwiatami i czekoladkami. Być obdarowaną to też przyjemność. Sęk w tym, że tęsknoty większości z nas nie ograniczają się do chwili słodyczy, choć chwila spokoju z kubkiem kawy już w marzeniach wielu kobiet się mieści. Zapytałyśmy kobiety w różnym wieku, czego pragną najbardziej i naprawdę. Oto ich odpowiedzi.
Reklama.
Reklama.
8 marca stał się dla nas pretekstem, żeby zapytać bardzo różne kobiety o to, czego tak naprawdę pragną, żałują, co po raz pierwszy odważyły się powiedzieć. Oddałyśmy głos także osobom z niepełnosprawnością, które mówią o swojej ostatniej cytologii. Niektóre z nich nigdy nie miały tego badania. Mają za to traumy związane z wizytą u ginekologów. Bo ci rzadko patrzą na nie jak na dorosłe kobiety, które mają prawo do współżycia i macierzyństwa.
Wiele osób poczuło ulgę, zrzuciło balast. Poniżej prezentujemy to, co usłyszałyśmy.
Ewa, 73 lata: Marzy mi się, żeby skończyć dom, żeby nie mieszkać już w piwnicy. Będzie stał na mojej działce. Budowa własnymi rękoma, mimo że jestem kobietą, to potrafię murować.
Marzę też, żeby móc służyć ludziom, w pełni wrócić do swojej działalności polityczno-społecznej. Chciałbym zjednoczyć też całą rodzinę. Większość jest już przy mnie. Ale są jeszcze osoby, które niby są blisko mnie, ale na odległość. Chciałabym, żeby wszyscy byli blisko i mnie w pełni akceptowali.
Ostatnie marzenie: żeby umrzeć jako kobieta i być pochowana jako kobieta. Nie wierzę duchownym i nie do końca wierzę niektórym członkom rodziny.
Kamila, 33 lata: Kiedyś marzyłam o dużych rzeczach: egzotycznych wakacjach, pięknym domku nad rzeką, dobrym samochodzie, karierze. Teraz - po 30-ce - kiedy moje życie jest dużo trudniejsze - chciałabym po prostu jednego: spokoju. Strasznie to brzmi, nie?
Mam takie bardzo proste marzenie i jak już mnie dojeżdża życie, to je sobie wizualizuje. Jest początek lata, leżę sobie na piasku, natura daje z siebie co może: pięknie pachnie lasem, słońce osadza się na skórze, przypieka karczek, jakieś morze albo ocean szumi i wysyła chłodną bryzę. A ja po prostu leżę, chłonę to wszystko. Nikt ode mnie niczego nie chce. Nikt do mnie niczego nie mówi. Pustka, cisza, a ja sobie tylko trwam.
Weronika, 34 lata: Marzę o tym, żeby czuć się ważną, istotną. O tym, że gdy coś mówisz w pracy, to cię słuchają i biorą pod uwagę twoje rozwiązanie, twój pomysł, a nie przerywają ci. Marzę też o tym, że rodzice będą w trakcie rozmowy uznawali mnie za mądrą, dorosłą osobę, a nie wciąż za dziecko, bo przecież mam dopiero 34 lata.
Chciałabym, aby partner liczył się z moim zdaniem, żeby na moją sugestię, że może powinien iść na terapię, nie negował tego, tylko przemyślał, stwierdził, że "ok", że "to dobry pomysł". Chciałabym aby dzieci potrafiły mówić "dziękuje mamo, że wcześniej wstałaś i zrobiłaś mi śniadanie", żeby przyjaciółka pomyślała o mnie, gdy dostanie karnet do SPA za darmo. Myślę, że tego nam kobietom brakuje. Docenienia, ale przede wszystkim poczucia sprawczości i tego, że jesteśmy dla innych ważne, że ci inni liczą się z nami.
Maria, 62 lata: Powiem krótko, marzę tylko o tym, żeby moje córki były szczęśliwe, żeby im się życie ułożyło. To jest dla mnie priorytet.
Marzena, 29 lat: Czego chcę jako kobieta? Chcę wracać nocą bez strachu, jeździć taksówką bez strachu, przechodzić koło mężczyzn bez strachu. Nie martwić się nieustannie o mnie, moją siostrę i przyjaciółki, gdy wychodzą wieczorami albo umawiają się na randki z obcymi facetami.
Chcę nie bać się zajść w ciążę, rodzić i wychować. Chcę, żeby zniknęła toksyczna męskość, samce alfa, incele i mizoginia. Żeby mężczyźni przestali tłumaczyć mi świat, a slut-shaming wyparował z powierzchni planety. Chcę dużo zarabiać i spłacić długi, lubić moje ciało i nie umierać podczas okresu. O, chyba wystarczy.
Agata, 33 lata: Marzę o kilku kolejnych życiach w świecie pełnym życzliwości i zrozumienia, w którym KAŻDY żyje pełnią swojego potencjału. Chciałabym zobaczyć, jak wtedy wyglądałby świat!
Aleksandra, 32 lata: Mogłabym odpowiedzieć, jak Miss Universe, że marzę o pokoju na świecie, albo jak posłanki Lewicy – o równej płacy kobiet i mężczyzn oraz dostępie do aborcji, o który, my kobiety, musimy wywalczyć. Niestety, prawdopodobnie obie te rzeczy nigdy się nie wydarzą. Rywalizacja leży w naturze ludzkiej od zawsze i nie uda nam się jej wypełnić, choćbyśmy rozdawali kwiaty i gołąbki pokoju na rogu każdej ulicy.
Równe place - za umiejętności, tak. Aborcja na życzenie - tak. Ale nie wyobrażam sobie, że będziemy ją komukolwiek wydzierać. Myślę, że mimo Strajku Kobiet wiele z nas, kobiet właśnie, nie docenia nadal doświadczeń innych. Tych, które aborcję popierają i tych, które uważają, że życie zaczyna się od poczęcia.
Jestem pewna, że z okazji Dnia Kobiet znów będziemy mówić o kobiecości, odbierając kobiecość innym. Będziemy oglądać filmiki o matkach, które są bardziej matkami, kobietach z krągłościami, które są bardziej krągłe, karierowiczkach, spełnionych singielkach w Tajlandii, które mają jeszcze więcej poweru, od kiedy skończyły 50. Skupimy się na tym sukcesie innych, na filtrach, na kwiatach, które kupiłyśmy sobie same, by siebie celebrować. Znowu się napompujemy.
Marzy mi się zatem, żebyśmy, ja i kobiety, mogły każdego dnia poświęcić chwilę na uważność, a nie klapnąć na fotel ze zmęczenia, wyszarpać chwilę, gdy dzieci nie patrzą, zerkać jednym okiem na serial odpalony na komórce w czasie pracy. Marzy mi się uważność, która otwiera nas na innych, pozwala ich wysłuchać, nie oceniać i nie dążyć do tego, by "pozwolić się nie zgodzić".
Ale z mniej górnolotnych rzeczy, to marzy mi się bombonierka Frutti di Mare. Ale ta prawdziwa, najprawdziwsza, a nie podrobiona z dyskontów. I żeby smakowała tak zaskakująco, jak za pierwszym razem.
Weronika, 32 lata: Chciałabym, żeby mi się chciało. Marzy mi się taka sytuacja, że świat mnie aż tak nie osłabia i nie blokuje. Teraz łatwo wpadam w zwątpienie. Martwię się i przejmuję. Gdy widzę dramaty, hejt w internecie, gdy czytam nieprzyjemne komentarze, gdy kolejny raz przekonuję się, że ludzie są nie tylko dobrzy, ale potrafią też być okropni.
Nieraz na kilka dni zatrzymuje mnie to poczucie, że tworzymy rzeczywistość pełną przemocy i nienawiści, że krzywdzimy planetę i zwierzęta. Dlatego marzy mi się życie w poczuciu, że mądrzejemy, a nie głupiejemy. Wtedy mogłabym z czystym sumieniem zamieszkać nad morzem, cieszyć się błękitnym niebem, czytać książki na ganku i popijać herbatę. Moim największym marzeniem, takim związanym ze mną, jest właśnie zamieszkanie nad morzem albo jakoś blisko morza.
Jednak nieraz, gdy zastanawiam się nad swoimi marzeniami, to mam wyrzuty sumienia, bo planeta powoli przestaje być miejscem na spełnianie ludzkich marzeń. Choć chciałabym jeszcze jednego, żeby każdy facet chociaż raz w życiu miał okres z najgorszymi dolegliwościami.
Kinga, 24 lata: O czym marzę? Fajne pytanie. Bardzo mi miło, że ktoś w ogóle o to pyta. Marzę o spokoju, przede wszystkim o spokoju ducha, o takiej czystej energii. Dobrej energii, którą dają nam inni – nie tylko mężczyźni, ale i kobiety.
To ważne, żebyśmy byli dla siebie mili. Gdy masz dobrych ludzi wokół siebie, czujesz wsparcie, to wiesz, że wszystko inne się uda, że wszystko się ułoży. Nie trzeba wtedy żadnych wyszukanych marzeń.
Renata, 26 lat: Gdy byłam nastolatką, myślałam, że podbiję świat, będę sławna, wszyscy o mnie usłyszą. Tak właśnie wyobrażałam sobie szczęście. Lata mijały, a ja zrozumiałam, że jako rodowita Warszawianka – od urodzenia żyjąca w wielkomiejskim pośpiechu - pragnę jedynie świętego spokoju.
Nie chcę podbijać świata i nie chcę być sławna. W marzeniach maluję taki obrazek: dom na Mazurach, ogród pełen polnych kwiatów, klucz ptaków przelatujący nad głową, ja oraz miłość mojego życia siedzący razem na tarasie z książką w jednej dłoni i szklanką zimnej lemoniady w drugiej.