Joe znów zakłada czapkę z daszkiem, ale tym razem nie by stalkować kobiety, w których jest zauroczony, lecz żeby znaleźć tego, kto go szantażuje i wrabia w morderstwo. 4. sezon "Ty" zrywa z dotychczasową koncepcją, wprowadzając nas do świata napuszonej brytyjskiej śmietanki towarzyskiej i akademickiej codzienności. Elementy typowe dla poprzednich odsłon zastępuje m.in. jawna inspiracja "Fleabag".
Reklama.
Podobają Ci się moje artykuły? Możesz zostawić napiwek
Teraz możesz docenić pracę dziennikarzy i dziennikarek. Cała kwota trafi do nich. Wraz z napiwkiem możesz przekazać też krótką wiadomość.
4. sezon popularnego serialu "Ty" platformy Netflix przedstawia widzom historię Joe'ego (Penn Badgley), który po śmierci żony Love wylatuje do Londynu, gdzie zostaje nauczycielem literatury i zakochuje się w zimnej menadżerce galerii.
Produkcja traci na swojej oryginalności i powolutku wpada w pułapkę absurdu "Riverdale".
Joe z wyrachowanego stalkera staje się ofiarą psychofana, a widzowie nie potrafią rozróżnić, czy to, co widzą, na ekranie jest prawdą, czy tylko wyobrażeniem głównego bohatera.
Nowa odsłona "Ty" czerpie garściami z klimatu old money, dark academia i brytyjskiego hitu "Fleabag".
O czym jest 4. sezon serialu "Ty"? (RECENZJA)
Po śmierci swojej równie psychopatycznej żony Joe (Penn Badgley) ucieka do Europy. Tam próbuje znaleźć Marienne (Tati Gabrielle), w której zakochał się obsesyjnie, gdy pracował z nią w bibliotece. Sprawy wymykają się spod kontroli i mężczyzna ląduje na stanowisku profesorskim w jednej z londyńskich uczelni, gdzie uczy literatury, czyli czegoś, czym od dziecka się fascynuje. Joe składa samemu sobie obietnicę, że już w nikim nie zauroczy się do tego stopnia, by go prześladować.
Zagubiony w nowej rzeczywistości zostaje "przygarnięty" przez Malcolma Hardinga (Stephen Hagan), profesora, który w wolnym czasie wciąga kreski i imprezuje do białego rana. Kolega z pracy przedstawia Joe'ego swoim snobistycznym przyjaciołom. Ci snują między sobą przeróżne intrygi.
Joe zwraca szczególną uwagę na dziewczynę Malcolma, zimną jak lód menadżerkę galerii Kate Galvin (Charlotte Ritchie). Musi walczyć ze swoimi demonami, by nie zatracić się w swojej obsesji.
Pewnego poranka mężczyzna budzi się w swoim mieszkaniu, gdzie znajduje ciało Malcolma na stole. Ktoś próbuje wrobić go w morderstwo. Joe nie jest już stalkerem, za to sam pada ofiarą stalkingu.
"Ty" traci swoją oryginalność?
Serial "Ty" to niezaprzeczalnie jeden z największych hitów Netfliksa. Widzom spodobał się pomysł, że w głównej roli obsadzono antybohatera, człowieka, którego obsesja nie zna granic. Przez większość czasu nie zgadzamy się z jego decyzjami. Ba, niektóre wręcz potępiamy, niemniej czujemy wobec niego jakąś niewysłowioną sympatię. Tym bardziej że na przestrzeni trzech sezonów mogliśmy poznać przeszłość Joe i odkryć źródło jego problemów.
Czwarty sezon rezygnuje z tego, co wyróżniało poprzednie odsłony na tle reszty produkcji oferowanych przez platformę. Twórcy zdecydowali się ograniczyć motyw obsesji, który dotąd przewijał się w każdym sezonie, i dać głównemu bohaterowi możliwość odpokutowania swoich win. Ale czy odkupienie winy jest w jego przypadku możliwe? Joe pragnie zmiany, chce nawet ułożyć sobie życie jako nauczyciel, lecz nie jest mu to dane. Staje się pokarmem dla drapieżnika.
Oczywiście pierwsza część 4. odsłony robi z Joe'ego ofiarę, a widz wciąż zastanawia się, czy to, co widzi, jest prawdą, czy wyłącznie snem na jawie. W końcu główny bohater "Ty" - jak zresztą mogliśmy wywnioskować z poprzednich sezonów - bywa niezrównoważony.
Najnowszy cykl serii bawi się niedopowiedzeniami i niewiadomą, co z jednej strony idealnie wpasowuje się w koncepcję "Ty", z drugiej zaś staje się nudne w swej przewidywalnej "nieprzewidywalności". Wiernym fanom zapewne spodoba się ta gra w kotka i myszkę, jednak dla przeciętnego widza będzie ona zbyt przekombinowana, wszak ile jeszcze razy twórcy mogą udowadniać odbiorcy, że nawet jeśli czegoś się domyśla, to i tak nic nie wie.
Showrunnerka i współtwórczyni serialu Sera Gamble pokazuje pewne przerysowane wyobrażenie Londynu, który na ekranie zdaje się być względnie pusty i pozbawiony swojej wielokulturowej żywotności. Można pokusić się nawet o stwierdzenie, że 4. sezon popłynął na fali fascynacji klimatem old money, dark academia (tyle że w wydaniu brytyjskim) i serialu "Fleabag" z Phoebe Waller-Bridge (widać to zwłaszcza w przełamywaniu czwartej ściany i humorze).
Mieszkańcy Wysp są równie papierowi co miasto – sztywni, z przesadzonymi akcentami oraz nijakimi osobowościami. Dlaczego zaakceptowali Joe'ego w swoim towarzystwie? Nie da się znaleźć odpowiedzi na to pytanie. Niby z początku są negatywnie nastawieni wobec obcokrajowców, ale już po dwóch-trzech odcinkach zapraszają Amerykanina do swoich wiejskich rezydencji wyjętych żywcem z "Dumy i uprzedzenia" Jane Austin.
Ich związek z Joe'em nie trzyma się kupy i widać, że w scenariuszu zabrakło odpowiednich elementów, dzięki którym ta relacja stałaby się mniej absurdalna. Zresztą to samo tyczy się nowej sympatii bohatera, Kate, którą w odróżnieniu od Beck i Love z poprzednich odsłon twórcy za wszelką cenę próbują z nim zeswatać.
I jeśli myśleliście, że historia Joe'ego dobiegnie wreszcie końca, to wiedzcie, że się grubo mylicie. Przez połowę ostatniego odcinka 4. sezonu wszystko wskazuje na to, że nareszcie otrzymamy nasz upragniony epilog, ale kończymy z niepotrzebną zapowiedzią 5. odsłony i powrotem do korzeni. Jednym słowem: "nudy".
Przynajmniej pod względem aktorstwa "Ty" jakoś bardzo nie zawodzi. Penn Badgley ("Plotkara") gra Joe'ego dobrze do takiego stopnia, że jesteśmy w stanie uwierzyć w jego przemianę. Doskonale sprawdzają się także Tati Gabrielle ("Chilling Adventures of Sabrina"), Lucas Gage ("Biały Lotos"), Greg Kinnear ("Lepiej być nie może") i Ed Speleers ("Eragon" i "Outlander"), którzy przyćmiewają resztę obsady (m.in. Charlotte Ritchie ("Ghosts") i Tilly Keeper ("R.I.P.D. 2: Rise of the Damned").
"Ty" powolutku idzie w ślady "Riverdale", serwując publiczności coraz bardziej niedorzeczne rozwiązania. Ucieczkę do Europy zrozumiemy, ale zabranie ze sobą do Londynu "szklanego więzienia" wielkości standardowej kawalerki już nie. Niemniej miłośnicy przygód Joe'ego albo pokochają 4. sezon, albo go znienawidzą.