W Mołdawii wybuchły kolejne antyrządowe demonstracje. Tłum zebrał się pod budynkiem parlamentu w Kiszyniowie, kilkukrotnie doszło do ostrych starć z policją. Eksperci i władze kraju uważają, że była to nieudana próba zdestabilizowania sytuacji w tym kraju ze strony Rosji.
Reklama.
Reklama.
W niedzielę doszło do kolejnych zamieszek w Mołdawii.
Służby zatrzymały ponad 50 osób.
Mołdawskie władze uważają, że jest to kolejny przykład na destabilizujące działania Rosji
Setki ludzi na ulicach Kiszyniowa
W niedzielę w stolicy Mołdawii 12 marca odbyła się kilkutysięczna manifestacja zwolenników prorosyjskiej partii Sor. Demonstrantów mogło być znacznie więcej, ale według lokalnych mediów zostali oni zatrzymani wcześniej przez policję.
"Wiele autobusów i minibusów na północy Mołdawii zostało zatrzymanych przez policję i uniemożliwiło im dotarcie do stolicy" – podaje mołdawski portal News Maker.
Do wieców poparcia dla partii doszło także w poprzednich dniach. Protestujący dali rządzącym tylko 24 godziny na ustosunkowanie się do ich głównego postulatu, jakimi było opłacenie wszystkim mieszkańcom Mołdawii rachunków za media za trzy zimowe miesiące.
Poza tym domagali się również ustąpienia obecnych władz i rozpisania przedterminowych wyborów prezydenckich i parlamentarnych. W przeciwnym razie organizatorzy manifestacji zagrozili, że "zrobią wszystko, co konieczne, aby uszanować wolę ludu". Demonstranci nieśli na swoich sztandarach hasła: "Wstyd!" oraz "My jesteśmy ludem".
Do starć z policją doszło w momencie, w którym protestujący ominęli parlament i chcieli iść dalej Aleją Stefana Cela Mare w stronę głównego placu. Policja nie zezwoliła im na to, ponieważ wcześniej nie zgłosili takiej trasy przemarszu. Funkcjonariusze zablokowała drogę kordonem i pojazdami policyjnymi.
"Wiec zakończył się bójką. Policja zatrzymałaponad 50 osób, w tym 21 nieletnich" – podał portal Focus.
Możliwy udział Rosji?
W sprawie zabrał głos Andrei Spinu, szef kancelarii prezydent Mai Sandu.
– To, co odbyło się dzisiaj w centrum stolicy, nie było protestem. Trzeba powiedzieć otwarcie, że była to nieudana próba ze strony Rosji zdestabilizowania sytuacji w Mołdawii – oświadczył urzędnik, którego słowa cytuje niezależny rosyjski dziennik "Nowaja Gazieta. Jewropa".
Natomiast minister spraw wewnętrznych Anna Revenco zapewniła, że mołdawskie organy ścigania nie pozwolą na destabilizację sytuacji w kraju, a każdy, kto spróbuje wywołać zamieszki, zostanie pociągnięty do odpowiedzialności.
Warto zaznaczyć, że jeszcze przed rozpoczęciem protestu policja informowała, że rosyjskie służby specjalne planują destabilizację sytuacji w Mołdawii, w tym akcję, którą prowadzili członkowie i sympatycy partii Szor.
W internecie pojawiło się wiele relacji z przebiegu niedzielnych zamieszek. Jeden z analityków zajmujących się sytuacją na wschodzie przekazał, że na wiec antyrządowy, specjalnie w tym celu wywieziono ludzi autobusem.
Kiszyniów zamyka przestrzeń powietrzną
Jak informowaliśmy w naTemat.pl wostatnich dniach rośnie napięcie w Mołdawii. Władze tego kraju obawiają się, że Rosja chce przejąć władzę w Kiszyniowie. Z tego powodu w zeszłym tygodniu przestrzeń powietrzna nad państwem została zamknięta.
Mołdawska prezydentka Maia Sandu oskarżyła Moskwę o planowanie zamachu stanu w jej kraju z pomocą obywateli m.in. Białorusi, Serbii i Czarnogóry po przeszkoleniu wojskowym, którzy podjęliby brutalne działania pod pozorem protestów.
– To plan krótkoterminowy, który obejmuje sabotaż z udziałem osób przeszkolonych w wojsku przebranych za cywilów. Osoby te planują brutalne akcje, w tym ataki na niektóre instytucje państwowe, a także wzięcie zakładników – powiedziała prezydentka.