Na powrót Ghostface'a nie trzeba było długo czekać – wszak ostatnia część jednej z najsłynniejszych slasherowych franczyz gościła na ekranach kin zaledwie w zeszłym roku. Jeśli myślicie, że twórcy się pospieszyli i ucierpiała na tym jakość, spieszę zapewnić, że "Krzyk VI" to kolejna udana odsłona cyklu, któremu właściwie nie zdarzają się większe potknięcia.
Reklama.
Podobają Ci się moje artykuły? Możesz zostawić napiwek
Teraz możesz docenić pracę dziennikarzy i dziennikarek. Cała kwota trafi do nich. Wraz z napiwkiem możesz przekazać też krótką wiadomość.
"Krzyk VI" to kolejna część slasherowej franczyzy w reżyserii Matta Bettinelliego-Olpina oraz Tylera Gilletta
W tej odsłonie Ghostface po raz pierwszy zabija w Nowym Jorku
W filmie m.in. zagrali: Jenna Ortega ("Wednesday"), Melissa Barrera ("In the Heights: Wzgórza marzeń"), Courteney Cox ("Przyjaciele") oraz Hayden Panettiere ("Herosi")
Ghostface w Nowym Jorku
Matt Bettinelli-Olpin i Tyler Gillett wskrzesili Ghostface'a w ubiegłym roku. Choć obaw było sporo (wszak wszystkie poprzednie części "Krzyku" reżyserował legendarny Wes Craven), ten trup po ponad dziesięciu latach naprawdę ożył (poprzednia odsłona franczyzy miała premierę w 2011 roku) – i to jak!
Znany m.in. z "Zabawy w pochowanego" reżyserski duet udowodnił, że są właściwymi osobami za kamerą. "Krzyk" (część piąta, ale bez numerka w tytule) w równym stopniu odwoływała się do tradycji franczyzy i mocno nawiązywała do poprzednich odsłon, jak i dostarczała świeżego mięska.
"Krzyk VI" po raz pierwszy przenosi nas do Nowego Jorku, gdzie z Woodsboro udają się znane z poprzedniej części siostry Carpenter: Sam (Melissa Barrera) oraz Tara (Jenna Ortega). Zgodnie z horrorową logiką zło nigdy nie śpi, więc młode kobiety znów będą musiały stawić czoła Ghostface'owi.
Przeniesienie akcji do jednego z największych miast na świecie to nie jedyna nowość. W tej części udziału odmówiła (ze względów finansowych – producenci nie przystali na jej warunki) Neve Campbell – aktorka wcielająca się w rolę Sidney Prescott, czyli pierwszej final girl serii. Ze starej gwardii w filmie pojawiła się jedynie wcielająca się w drapieżną dziennikarkę Gale Weathers Courteney Cox oraz Hayden Panettiere (jedna z ocalałych z "Krzyku 4").
Mówiąc szczerze, ten brak jakoś szczególnie nie doskwiera, gdyż "Krzyk VI" cytuje poprzednie części tak często, że nawet bez Sidney i szeryfa "Deweya" powiew nostalgii nieustannie omiata nasze twarze podczas seansu.
"Krzyk VI" to najbrutalniejsza część serii
Bettinelli-Olpin i Gillett również w tej części nie rezygnują z meta-narracji, więc ich najnowszy slasher również jest niejako horrorem o kręceniu horrorów. Bohaterowie przerzucają się filmowymi teoriami dotyczącymi tego, kto potencjalnie może być mordercą, a kto ocalałym i innymi dobrze znanymi fanom serii smaczkami w tym stylu.
Tak jak wspomniałam wcześniej, twórcy nawiązują do poprzednich odsłon "Krzyku" nieustannie, co na pewno nie umknie uwadze fanom serii. Otwierająca scena to hołd dla tej kultowej z Drew Barrymore z pierwszej części franczyzy, a sama fabuła nieustannie wykorzystuje tropy z "Krzyku 3".
Nie można też zapominać, że główna bohaterka, czyli Sam, jest nikim innym, jak córką Billy'ego Loomisa – zabójcy z inicjującej cykl części. Młoda kobieta będzie musiała zdecydować, w jaki sposób wykorzystać swoje mroczne dziedzictwo.
Dla tych, którzy w nosie mają takie postmodernistyczne zabawy i cytaty, mam dobrą wiadomość – "Krzyk VI" to po prostu bardzo dobry slasher (chyba nawet lepszy niż jego poprzednik).
Powracający do slasherowych franczyz z XX wieku twórcy z reguły chcą, żeby było bardziej krwawo i brutalnie. Widać to choćby na przykładzie nowej trylogii "Halloween"Davida Gordona Greena, z której jednak do udanych filmów można zaliczyć jedynie pierwszą część.
Sekret nie tkwi bowiem w bezmyślnym siekaniu mięsa armatniego, a w tym, jak się to robi. "Krzyk VI" jest najbrutalniejszą odsłoną serii, ale twórcy postawili nie tylko na hektolitry krwi i dosłowne zbliżenia, a na efektowne zabawy w kotka i myszkę, przetrzymywanie widzów w napięciu oraz zgony w najmniej spodziewanych okolicznościach.
Najlepsza slasherowa franczyza?
Poza najsłabszą trzecią odsłoną (z której w tej części wzięto akurat to, co najlepsze) "Krzyk" to zdaje się najlepsza slasherowa seria w historii kina, która nie utonęła w odmętach kina klasy Z, jak stało się to chociażby z "Koszmarem z Ulicy Wiązów" czy "Piątkiem Trzynastego".
Być może każda kolejna część nie ma już tego samego powabu nowości, jak oryginalny "Krzyk" z 1996 (w którym Craven parodiował reguły gatunku, które niejako sam tworzył), ale jej przynależność do franczyzy jest równoznaczna z tym, że możemy spodziewać się pewnego poziomu i dobrej zabawy podczas seansu. Tyle i aż tyle.
Jestem psycholożką, a obecnie również studentką kulturoznawstwa. Pisanie towarzyszyło mi od zawsze w różnych formach, ale dopiero kilka lat temu podjęłam decyzję, by związać się z nim zawodowo. Zajmowałam się copywritingiem, ale największą frajdę zawsze sprawiało mi pisanie o kulturze. Interesuje się głównie literaturą i kinem we wszystkich ich odmianach – nie lubię podziału na niskie i wysokie, tylko na dobre i złe. Mój gust obejmuje zarówno Bergmana, jak i kiczowate filmy klasy B. Po godzinach piszę artykuły naukowe o horrorach, które czasem nawet ktoś czyta.