– Tak naprawdę, to nie wiemy, co mu zrobili. Syn mówił, że to wszystko przez klasę i chłopaków. Trzy razy chciał wyskoczyć z okna. Napisał w liście pożegnalnym, że nie chce już żyć, że nikt mu nie może pomóc, że nie widzi już sensu – opowiada Lucyna, matka 12-letniego Michała i 14-letniej Oktawii. Jej syn ma za sobą trzy próby samobójcze, córka do niedawna okaleczała się żyletką.
Reklama.
Podobają Ci się moje artykuły? Możesz zostawić napiwek
Teraz możesz docenić pracę dziennikarzy i dziennikarek. Cała kwota trafi do nich. Wraz z napiwkiem możesz przekazać też krótką wiadomość.
To jest akcja Grupy naTemat, która ma zwrócić twoją uwagę na problem przemocy rówieśniczej wśród nastolatków. Doświadcza jej co trzecie dziecko w wieku szkolnym. Publikujemy serię tekstów, w których dotykamy tego problemu z wielu stron, rozmawiamy z ofiarami i oprawcami, specjalistami czy rodzicami. Do akcji zaprosiliśmy także osoby znane, które opowiedziały o swoich trudnych doświadczeniach z czasów szkolnych. Wszystkie materiały można znaleźć tutaj.
Od czego się zaczęło?
Lucyna: Jakoś w trzeciej klasie szkoły podstawowej mojego syna zaczął gnębić kolega z ławki. Zaciskał na nim pięści, szturchał go. Rozmowy z wychowawcą nic nie dawały. W zeszłym roku to się nasiliło. Potrafił uderzyć Michała.
Razem z innymi chłopcami zaczęli mu bardzo dokuczać. Raz na przykład zabrali Michałowi plecak, skakali po nim. Popychali go. Syn zaczął się bronić, dostał za to uwagę.
Wszystko, co działo się wśród rówieśników, było winą Michała. Jak ktoś nie zamknął drzwi do szatni, w której przebierali się na wf, to oczywiście winny był Michał. Kiedy w coś się bawili, grali i syn chciał dołączyć do reszty, to odsuwali się od niego.
Widziała pani, że syn się zmienił?
Michał zaczął być bardzo przygaszony. Dzwonił na przykład i mówił, że muszę przyjechać po niego do szkoły, bo zrobiło mu się słabo. Nie wiedzieliśmy, co się dzieje, dlaczego coraz mniej w nim życia.
Wreszcie kamery w szkole uchwyciły, jak zabrały mu plecak i dokuczali. Gdyby nie to nagranie, to pewnie też byłoby ciężko udowodnić innym rodzicom, co robią ich dzieci.
Michał poszedł do psychologa i opowiedział, jaka jest sytuacja. Zareagowała wychowawczyni. Odbyła się też rozmowa z mamą chłopca, który go nękał. Ale on nic sobie z tego nie robił. Do dziś potrafi szturchnąć Michała.
Powiedział, co zrobili koledzy w szkole?
Nie. Podejrzewam tylko, że musieli mu zrobić coś w szatni, jak się przebierał. Tam nie ma kamer. Może jakoś go upokorzyli, nagrali to telefonem i straszyli, że jak coś komuś powie, to wrzucą to do internetu… Takie mamy podejrzenia z panią psycholog ze szkoły. Nagle by się tak dzieciak nie załamał.
To doprowadziło do depresji?
Myślę, że tak. On mówił, że to wszystko, co się z nim dzieje, to przez klasę i chłopaków.
Syn czegoś się bał. Przez sen często mówił: "zostawcie mnie, nie ruszajcie". W ich szkole jest taka zasada: jeśli coś się dzieje, to mogą napisać list do księdza. I Michał to zrobił. Napisał, że nie chce już żyć, że nikt mu nie może pomóc, że nie widzi sensu. Zostawił pożegnalny list na księdza biurku. Ksiądz pobiegł do dyrektorki, próbował z Michałem rozmawiać. Ale on wybiegł ze szkoły. I zaczęło się szukanie.
Zadzwonił do mnie, chyba przez przypadek, bo słyszałam tylko jakieś szumy. Wyszłam w jego stronę. Myślałam, że dostanę zawału. Ta niepewność. To trwało całą wieczność. Wreszcie go zobaczyłam, podbiegł, mocno go przytuliłam. Odetchnęłam, poinformowałam szkołę. On przez cały czas powtarzał, że nic mu już nie pomoże. Mówił: "Zrobię coś sobie i będzie koniec".
Trzy razy chciał wyskoczyć z okna. Dwa razy złapaliśmy go na gorącym uczynku – już się szykował. Za trzecim razem usłyszeliśmy hałas i od razu wbiegliśmy do pokoju. Zawsze go wtedy mocno trzymam, przytulam. Próbuję uspokoić.
Po próbach samobójczych wysłali was do szpitala?
Po pierwszej próbie dostaliśmy skierowanie na oddział. Najpierw Michał nie chciał, ale później powiedział, że sam sobie z tym nie poradzi. Pojechaliśmy na zakupy, dostał wszystko, czego potrzebował i ruszyliśmy do szpitala. Przyjął nas młody psychiatra. Najpierw rozmawiał z nami, później z Michałem. Poprosili nas i stwierdzili, że wolą, żeby Michał był w domu. I żebyśmy sami próbowali z nim "dojść do ładu".
Dali wam jakieś wskazówki?
Nie, zostaliśmy z tym sami. Gdyby nie nowa psycholog i psychiatra, to kompletnie nie wiedziałabym, co robić.
Co powiedziała psycholog?
Mówiła przede wszystkim, żeby nie naciskać, ale obserwować. Mamy nie próbować dowiadywać się, co się stało, żeby mu o tym nie przypominać. Mamy nie zmuszać go do chodzenia do szkoły. Jak nie chce, to nie idzie. I przede wszystkim mamy mu dawać wsparcie. I reagować na każdą jego zmianę nastroju.
Często się zmienia?
Tak, na przykład rano potrafi być wesoły, a wieczorem już popłakuje. To też bardzo często przechodzi w agresję. Potrafi powiedzieć do mnie: "Spieprzaj, spadaj, wynoś się". A za chwilę przychodzi i się przytula. Przeprasza. Psycholog mówi, że to normalne zachowania na tym etapie.
Nie chce chodzić do szkoły?
Różne ma dni. Ma w szkole jednego kolegę. Ale przez tę depresję bardzo się odsunął od rówieśników. Spotyka się i to niechętnie z tym jednym chłopakiem.
Najczęściej w ogóle wolałby nie iść do szkoły, tylko zostać w domu. Szczęśliwy był w ferie, kiedy mógł z dziadkiem rąbać drzewo. Cieszył się, bo nie musiał chodzić do szkoły.
Michał do tej pory jest chwiejny. Potrafi płakać bez powodu. Nie wiemy, o co chodzi. Bo on za bardzo nie chce mówić. Jest pod kontrolą psychologa i psychiatry. Przyjmuje leki. A ja przez cały czas czuwam i kontroluję.
Nie śpi pani spokojnie.
Nie śpię. Cały czas nasłuchuję, obserwuję. Jak widzę, że ma gorszy dzień, to czuwam i patrzę, jak zmienia się nastrój, jak on się czuje. Jak słyszę jakiś niepokojący hałas, to pytam, czy wszystko jest okej albo zaglądam, co się dzieje. Są dni, kiedy kładę się z nim spać. Bo widzę, że jest bardzo zdenerwowany i tak naprawdę nie wiem, co się może wydarzyć.
To jest bardzo trudne dla matki. Jeden z psychologów próbował nam wcisnąć, że to wszystko, co dzieje się z Michałem, to nasza wina. Bo jak córka była mała, to sporo chorowała, a my mieliśmy go zaniedbać. Broniłam się i mówiłam, że Michał zawsze miał naszą uwagę, opiekę. Nigdy nie był zaniedbany.
Córka dalej się okalecza?
Ona nie chce się zabić, przestała się już nawet okaleczać żyletką. Dalej tylko płacze, że chciałaby mieć koleżanki. Fajnie było zimą. Miała wtedy jedną koleżankę, ale i ona się od niej odsunęła. Oktawia nie umie się otworzyć.
A ona za przyjaciółki oddałaby wszystko. Jak była trochę młodsza, to zbierała koniki. Koleżanka z klasy jej obiecała, że będzie się z nią przyjaźniła, jeżeli odda jej te konie. Oddała. Przyjaźni nie było. Wyciągały od niej też pieniądze, żeby im coś kupowała w sklepiku. Robiła to, a one brały, co chciały i odchodziły. Nie zwracały nawet na nią uwagi.
Co na to nauczyciele?
Kiedyś nauczycielka postawiła ją na środku klasy i porównywała do chłopca z głębokim autyzmem. Pytała, czy wygląda jak ten chłopak, czy zachowuje się tak jak on. Córka powiedziała, że nie, więc ta odparła: "To powiedz mamie, że nie masz żadnego autyzmu".
Okrutne.Złożyła pani skargę?
Tak, wtedy złożyłam oficjalną skargę. Zadzwoniła do mnie ta nauczycielka wspomagająca i powiedziała, że czuje się pokrzywdzona, że złożyłam na nią skargę. Zapytałam, czy wie, jak się czuła moja córka, stojąc na środku klasy.
Zero empatii.
Niestety. W szkole podstawowej inna nauczycielka postawiła córkę na środku klasy i dzieci miały mówić, czy ją lubią.
Nauczyciele też nie do końca mówili nam prawdę. Często słyszałam, że w klasie jest fajnie, że Oktawia dobrze się czuje. A tymczasem jedna z dziewczynek mi powiedziała: "Niech pani im nie wierzy, oni kłamią. Wcale nie jest fajnie. Oktawia nie jest lubiana przez dziewczynki".
Raz usłyszałam też od wychowawczyni córki, że wszystko, co się dzieje, jest jej winą. "Bo Oktawia nie robi tego, czego chcą dziewczynki". Obwiniała córkę, ale nie pomogła. Miała też pretensje: "Jakim prawem mówicie innym, że w klasie jest problem?!". Są na nią skargi, ale dalej ją trzymają. Mimo że ostatnio uderzyła chłopca.
Może trzeba tę sprawę wyjaśnić, nagłośnić?
Nie, to nic nie da. To znajoma dyrektorki. Jest nie do ruszenia. W tym wywiadzie też muszę prosić o zmianę danych, bo boję się, że to mogłoby zaszkodzić moim dzieciom. To mogłoby się tylko na nich odbić. I jeszcze bardziej wszystko pogorszyć.
Imiona bohaterów zostały na ich prośbę zmienione. Pozostają do wiadomości redakcji.
Znajdujesz się w trudnej sytuacji, przeżywasz kryzys, masz myśli samobójcze?
– Telefon interwencyjny dla osób w trudnej sytuacji życiowej Kryzysowy Telefon Zaufania – wsparcie psychologiczne: 116 123 czynny codziennie od 14.00 do 22.00– Całodobowe centrum Wsparcia dla osób w kryzysie emocjonalnym: 800 70 22 22– Bezpłatny kryzysowy telefon zaufania dla dzieci i młodzieży: 116 111– Jeśli w związku z myślami samobójczymi lub próbą samobójczą występuje zagrożenie życia, w celu natychmiastowej interwencji kryzysowej zadzwoń pod numer 112 lub udaj się na oddział pogotowia do miejscowego szpitala psychiatrycznego.