Myślimy, że stalking to problem sław, których od czasu do czasu napada jakiś psychofan. Tymczasem tylko w ubiegłym roku policja zajęła się ponad tysiącem stalkerów, którzy usłyszeli później zarzuty. - To nowy problem społeczny, który przedstawia się wciąż w ten sposób, że dotyczy tylko znanych, a zwyczajna osoba, którą coś takiego spotyka, bez pomocy profesjonalistów jest po prostu bezradna - tłumaczy w rozmowie z naTemat psycholog społeczny Andrzej Tucholski.
Według raportu "Stalking w Polsce. Rozmiary - Formy - Skutki", co ósmy Polak padł już ofiarą tego przestępstwa. W czwartek dziennik "Rzeczpospolita" donosił tymczasem, że uporczywe nękanie, które polskie prawo zna zaledwie od 2011 r., w roku minionym zgłosiło na policję prawie 4,5 tys. osób. Co więcej, z danych Komendy Głównej Policji wynika, że aż 65 proc. spraw, z którymi zgłosili się nękani zakończyło się postawieniem prześladowcy zarzutów z nowego art. 190a kk. Oznacza to, że w Polsce stalkerów jest co najmniej półtora tysiąca.
I wbrew pozorom, większość z nich nie ma na swoim celowniku celebrytów, czy polityków. Może najgłośniejsze przypadki stalkingu nad Wisłą to historia mężczyzny uporczywie nękającego córkę premiera i blogerkę Kasię Tusk, czy te o psychofanach kilku gwiazdek muzyki rozrywkowej, którym wręcz dodaje to prestiżu. Większość przypadków stalkingu to natomiast prywatne tragedie zwykłych ludzi. Jak ta (skądinąd dość głośna) gdy ofiarą uporczywego nękania padła młoda stomatolog, w której szaleńczo zakochał się jeden z jej pacjentów. Skończyło się tym, że on przypłacił szaleńcze uczucie wyrokiem, a ona utratą nerwów.
Co jakiś czas różnego rodzaju programy interwencyjne zajmują się tymczasem podobnymi przypadkami, ale kończącymi się znacznie bardziej tragicznie. Donosząc na przykład o tym, że na Pomorzu nastoletni prześladowca wraz z nową ukochaną zabił swoją byłą dziewczynę. Albo przytaczają inne historie z nękaniem w tle. Jak tą z Opola, gdzie mężczyzna w końcu zamordował prześladowcę swojej rodziny, którym był były partner jego ukochanej. Choć to on i jego najbliżsi byli ofiarami, niemoc i sięgniecie po przemoc sprawiły, że teraz to opolanin spędzi za kratami 6 lat.
To jednak historie najbardziej drastyczne i klasyczne. Znane dobrze zanim stalking stał się prawdziwą plagą. Zawsze byli bowiem tacy, których dotykał obłęd na punkcie kogoś innego. Jak tłumaczy w rozmowie z naTemat psycholog społeczny Andrzej Tucholski, wszystko zmienił jednak internet. Kiedyś prześladowcy potrzebowali bowiem nieco wysiłku, by dotrzeć do ofiary, a od ich obecności, czy uporczywej korespondencji łatwiej było się odciąć. Dziś, by kogoś nękać wystarczy kilka kliknięć.
- Obecnie to zjawisko ma wiele uwarunkowań. W tym to, co robią portale plotkarskie, które wywołują wrażenie, że życie wszystkich ludzi jest tak niezwykle jawne. I że stosunkowo małego wysiłku trzeba, by zacząć kogoś nękać, gdy przestanie on nam odpowiadać. Czy to agresywnymi komentarzami, czy e-mailami - ocenia.
Przestępstwo ery internetu
Ocena psychologa świetnie pokrywa się danymi Komendy Głównej Policji. Bo statystyki dotyczące stalkingu w Polsce mówią, że te tysiące przypadków zazwyczaj dotyczyło dręczenia ofiar nieskończoną liczbą telefonów, zasypywaniem SMS-ami i wiadomościami elektronicznymi. Inni wypisywali tymczasem nieprawdziwe informacje na blogach i forach internetowych. Co zdolniejsi pod względem informatycznym potrafili podszyć się w sieci pod ofiarę i w ten sposób jej zaszkodzić, lub ośmieszyć.
Podobno Polacy przejęli pod tym względem najgorsze wzorce, które przyszły do nas zza oceanu, gdzie przed laty również przeżywano okres ogromnej agresji w sieci i nękania przez internet, czy komórkę. - Eksperci twierdzą, że polska blogosfera charakteryzuje się dziś znacznie większym zasypem informacji negatywnych i agresywnych, niż np. w społecznościach internetowych Francji, czy Anglii - podkreśla Andrzej Tucholski.
Jego zdaniem, szczególną łatwość w uporczywym nękaniu innych mają wbrew pozorom ludzie najmłodsi. Zwłaszcza ci, którzy potrafią sprawnie posługiwać się komputerem i wykorzystując specjalne programy potrafią jednym kliknięciem zasypać swoje ofiary nawet tysiącami obraźliwych i pełnych agresji wiadomości, wpisów, czy komentarzy. - Dziś to można zrobić wprost ze smartfona - mówi Tucholski.
Celebryci to współsprawcy, nie ofiary
Polski problem ze stalkingiem polega też na tym, że w powszechnej opinii takie nękanie jest błahe wirtualne. Przeciętny Polak uważa, że dotyczy to tylko gwiazd, a nawet jeśli przytrafia się komuś zwyczajnemu, to poradzi on sobie z tym równie łatwo, jak ktoś znany. - A osoba, którą coś takiego spotyka, bez pomocy profesjonalistów jest po prostu bezradna - tłumaczy psycholog. I dodaje, że to wina osób publicznych, które dały do zrozumienia, że bardzo łatwo wejść w życie prywatne każdego. - Przecież na Twitterze to i premierowi mogę coś napisać, a on mnie nawet do tego zachęca. Nie chcę wiedzieć, co jakaś aktorka wypięła, a gdzie inna wstrzyknęła sobie botoks, ale one i tak nas tymi informacjami zasypują i prowokują do komentarzy.
W ocenie psychologa, stalkingu nie powinno się również rozważać w oderwaniu od zjawiska tzw. internetowych hejterów. - To spora grupa ludzi, którzy nawet siebie wzajemnie namierzają i obrażają. A z drugiej strony chętnie szukają sobie także zupełnie zwyczajnych osób słabszych psychicznie, które atakują wspólnie. Z wyjątkowym znawstwem narzędzi nękania i poniżania - tłumaczy.
- To nowy problem społeczny, który potrafi być przerażający, a wciąż przedstawia się go w ten sposób, że dotyczy tylko znanych. Instytucje państwowe powinny tymczasem uświadamiać osobom, które uważają, że każdy każdemu może wszystko powiedzieć, iż to jest przestępstwo. Wiele osób z pewnością zawahałoby się, gdyby miało pełną świadomość konsekwencji swojego zachowania. Bo teraz sądzą, że tak długo jak mają na to ochotę, mogą komuś innemu nagadać i zatruć życie - podsumowuje Andrzej Tucholski.
Obecnie to zjawisko ma wiele uwarunkowań. W tym to, co robią portale plotkarskie, które wywołują wrażenie, że życie wszystkich ludzi jest tak niezwykle jawne. I że stosunkowo małego wysiłku trzeba, by zacząć kogoś nękać, gdy przestanie on nam odpowiadać. Czy to agresywnymi komentarzami, czy e-mailami.