Nakręcana przez internautów drama wokół Seleny Gomez (byłej dziewczyny Justina Biebera) oraz Hailey Bieber (żony muzyka) przybrała taki rozmiar, że w końcu same zainteresowane postanowiły zabrać głos. A Justin? Milczy jak zaklęty i ani myśli stanąć w obronie Hailey.
Reklama.
Podobają Ci się moje artykuły? Możesz zostawić napiwek
Teraz możesz docenić pracę dziennikarzy i dziennikarek. Cała kwota trafi do nich. Wraz z napiwkiem możesz przekazać też krótką wiadomość.
Hailey zaczęła dostawać nawet groźby śmierci i zwróciła się o pomoc do Seleny. Gomez zareagowała.
Tymczasem trzeci bohater tej afery, czyli Justin Bieber, milczy jak zaklęty.
Drama pomiędzy Seleną Gomez a Hailey Bieber
Przypomnijmy, że drama zaczęła się od wrzucenia przez Hailey Bieber nagrania, na którym razem z koleżankami robią lip-sync. W piosence padają słowa: "Nie mówię, że na to zasłużyła, ale Bóg ma zawsze dobre wyczucie czasu".
Wideo szybko zniknęło, ale fani Seleny Gomez uznali, że było ono skierowane do ich idolki, która w tamtym czasie mierzyła się z hejtem i body-shamingiem. Później w podobnym sposób skomentowali relację na Instagramie Kylie Jenner (podobno nabijała się na niej razem z Hailey z brwi Seleny) i tak oto potoczyła się ta kula śnieżna.
Niemal cały internet stał po stronie Gomez, a opluwał Bieber. TikTok został zalany materiałami, na których fani dostarczali coraz to nowych dowodów na to, że Hailey ma obsesję na punkcie byłej dziewczyny swojego męża, m.in. że kopiuje jej wypowiedzi z wywiadów oraz pozy na zdjęciach.
Odżyły również teorie dotyczące tego, że Justin Bieber wciąż jest zakochany w Selenie, a Hailey to "żona z przypadku". Fani zestawiali zdjęcia i nagrania, w jaki sposób zachowywał się publicznie wobec jednej i drugiej (sugestia była taka, że Gomez traktował znacznie lepiej). Plotki podgrzały udostępnione przez Justina fotki z jego urodzin. Nie wstawił niemal żadnego zdjęcia z żoną, a na jej uroczy post, w którym złożyła mu życzenia, nawet nie zareagował.
Drama zaczęła zataczać szersze kręgi. Hailey odobserwowały takie gwiazdy jak Miley Cyrus, Demi Lovato, Elizabeth Banks, Jenna Ortega czy Jennifer Lopez. Wisienką na torcie było to, że na after party po Oscarach modelka nie mogła sobie nawet zrobić zdjęcia na ściance, gdyż wszyscy ostentacyjnie przechodzili za jej plecami.
Jak się jednak okazało, pani Bieber mierzyła się z jeszcze większym hejtem. Takim, że aż zwróciła się o pomoc do swojej rzekomej nemezis.
Selena stanęła w obronie Hailey
W piątek 24 marca Selena za pośrednictwem swojego Instastories poinformowała, że żona jej byłego chłopaka się do niej odezwała.
"Hailey Bieber dotarła do mnie i dała mi znać, że otrzymała groźby śmierci i tego typu nienawistne słowa" – napisała Gomez. "To nie jest to, za czym się opowiadam. Nikt nie powinien doświadczać nienawiści czy znęcania się. Zawsze popierałam życzliwość i naprawdę chcę, aby to wszystko się skończyło" – zaznaczyła wyraźnie aktorka i piosenkarka.
Wkrótce po niej głos zabrała Hailey, która również dodała oświadczenie na Instagramie. "Chcę podziękować Selenie za zabranie głosu w sprawie ostatnich wydarzeń. Rozmawiałyśmy przez ostatnie kilka tygodni o tym, jak przejść przez trwającą (negatywną – przyp. red.) narrację między nią a mną" – wspomniała na wstępie.
"Ostatnie kilka tygodni było bardzo trudne dla wszystkich zaangażowanych. Miliony ludzi było świadkami szerzącego się hejtu, co jest niezwykle szkodliwe. Podczas gdy media społecznościowe są niesamowitym sposobem na łączenie się i budowanie społeczności, chwile takie jak te powodują tylko ekstremalne podziały, zamiast zbliżać ludzi" – kontynuowała.
"Różne sytuacje zawsze mogą zostać wyjęte z kontekstu lub być zinterpretowane inaczej niż były zamierzone. Wszyscy musimy być bardziej ostrożni w tym, co publikujemy i co mówimy, ja również. Ostatecznie wierzę, że miłość zawsze będzie silniejsza niż nienawiść i negatywne emocje. Zawsze możemy być dla siebie bardziej empatyczni" – dodała na koniec.
Przypomnijmy, że całego konfliktu nie byłoby, gdyby nie trzeci zainteresowany, czyli Justin Bieber. A on milczy jak zaklęty.
Justin Bieber nie stanął w obronie żony
Bieber nie zabrał głosu w sprawie domniemanego konfliktu pomiędzy jego byłą dziewczyną a obecną żoną. Powody mogą być różne – być może uznał, że mieszanie się w dziecinne dramy internautów nie ma większego sensu albo nie chciał wjeżdżać na białym koniu jak rycerz i postanowił pozwolić Hailey bronić się samej.
Tylko że skala hejtu wymierzonego w jego żonę dawno przekroczyła już poziom krytyczny. Naśmiewanie się z jej wyglądu i sugerowanie, że Justin nie kocha jej tak samo, jak swojej eks, to jedno, ale groźby śmierci to już zupełnie inny kaliber. Poza tym artysta nie jest do końca neutralną Szwajcarią – przecież gdyby nie jego osoba, nikt nie porównywałby Hailey do Seleny.
Tymczasem co robi pan Bieber? Wrzuca jedynie co jakiś czas fotki z Hailey mające sugerować, że pomiędzy nimi jest wszystko w porządku. Internauci naśmiewają się jednak w komentarzach, że to jego żona postuje za niego.
"Hailey, wiemy, że to ty", "Ten moment, kiedy była dziewczyna twojego męża broni cię bardziej niż on", "Ubierz coś żółtego na następnym zdjęciu, żeby dać znać, że jesteś w niebezpieczeństwie", "Mogę sobie wyobrazić, jak Hailey kradnie mu telefon i postuje te rzeczy" – nabijają się internauci.
Niektórzy słusznie zauważyli, że gdyby Justin chciał chociaż trochę bronić swoją żonę, to ograniczyłby możliwość komentowania. "Sprawa wygląda tak. Mógł wyłączyć komentarze. Ale tego nie zrobił" – czytamy w jednym z komentarzy. I to chyba najlepiej podsumowuje postawę Biebera.
Jestem psycholożką, a obecnie również studentką kulturoznawstwa. Pisanie towarzyszyło mi od zawsze w różnych formach, ale dopiero kilka lat temu podjęłam decyzję, by związać się z nim zawodowo. Zajmowałam się copywritingiem, ale największą frajdę zawsze sprawiało mi pisanie o kulturze. Interesuje się głównie literaturą i kinem we wszystkich ich odmianach – nie lubię podziału na niskie i wysokie, tylko na dobre i złe. Mój gust obejmuje zarówno Bergmana, jak i kiczowate filmy klasy B. Po godzinach piszę artykuły naukowe o horrorach, które czasem nawet ktoś czyta.