Aż trudno uwierzyć, że grana przez Piotra Trojana postać Patryka nie została wymyślona na potrzeby filmu "Johnny". Ks. Jan Kaczkowski przyjął pod swoje skrzydła bandytę, a ten został cenionym szefem kuchni? Brzmi jak bajka, ale pozornie nieprawdopodobny wątek jest oparty na faktach.
Reklama.
Podobają Ci się moje artykuły? Możesz zostawić napiwek
Teraz możesz docenić pracę dziennikarzy i dziennikarek. Cała kwota trafi do nich. Wraz z napiwkiem możesz przekazać też krótką wiadomość.
"Johnny" to film w reżyserii Daniela Jaroszka. Możemy go obejrzeć online na Playerze i Netfliksie.
Jest oparty na prawdziwej historii ostatnich miesięcy życia ks. Jan Kaczkowskiego (Dawid Ogrodnik). Opowiedziana jest z perspektywy Patryka Galewskiego (Piotr Trojan).
Patryk Galewski to autentyczna postać. Był narkomanem i złodziejem, ale dzięki pracy w hospicjum wyszedł na ludzi.
Dziełem życia ks. Jana Kaczkowskiego było Puckie Hospicjum pw. św. Ojca Pio, które funkcjonuje do dziś. Stacjonarna placówka miała przede wszystkim zapewniać godne warunki umierającym pacjentom, których nie doświadczyliby w zwykłych szpitalach. Obiekt wyróżniał się też tym, że na wolontariat przyjmował m.in. trudną młodzież i osoby skazane. Jedną z nich był Patryk Galewski.
Patryk Galewski trafił do hospicjum ks. Kaczkowskiego "za karę"
Patryk Galewski miał na koncie kilkanaście wyroków - m.in. za kradzież z włamaniem (tą sceną rozpoczyna się film "Johnny"). Nie miał też dobrych wzorców z domu: jego ojciec zapił się na śmierć. Sam również nadużywał alkoholu, trawki, amfetaminy, grzybów, wąchał też klej i benzynę. Kilka razy próbował odebrać sobie życie pod wpływem narkotyków. Na szczęście na swojej drodze napotkał ks. Kaczkowskiego.
W wywiadzie dla "Wyborczej" opowiadał, że ks. Kaczkowski kojarzył go, bo handlował narkotykami w zawodówce, w której był katechetą. Wiedział też, że został skazany na prace społeczne w jego hospicjum, ale nie garnął się do odbębnienia wyroku. Kiedy Patryk Galewski siedział na ławce przy kościele, duchowny podszedł do niego i dał mu do myślenia.
– Zapytał mnie, kiedy w końcu przestanę jarać trawę i przyjdę do hospicjum. Wysłał mi komunikat: chcę ci pomóc, jesteś dla mnie ważny. Poczułem, że mu na mnie zależy, i że chcę tam pójść – wspomina były kryminalista. Był rok 2011, miał 23 lata.
W końcu zdecydował się przyjść do hospicjum, a historia jego przemiany została pokazana w filmie. Patryk Galewski dopiero później zrozumiał, że ta decyzja sądu oraz spotkanie ks. Kaczkowskiego uratowały mu życie. Opisał to w książce "Kuchnia na pełnej petardzie" nawiązującej tytułem do książki "Życie na pełnej petardzie".
Z ćpuna i recydywisty stał się szefem kuchni. Pracuje w restauracji na Helu
Z pomocą ks. Kaczkowskiego ukończył liceum wieczorowe i zdał maturę. – Patryk nabierał przy księdzu cech ludzkich. Uczył się empatii, stał się wrażliwy na ludzi. Nie był mu obojętny los drugiego człowieka. Jako matka odczuwałam to i cieszyłam się z tego bardzo – opowiadała w "Dzień Dobry TVN" Urszula Szumańska.
Ks. Kaczkowski odkrył w nim także talent do gotowania i namówił go, by został szefem kuchni – duchowny sam zresztą był smakoszem. Patryk Galewski wspomina, że kiedyś chciał mu zaimponować przygotowaniem jego ulubionej wołowiny. Ksiądz ocenił ją wtedy na 7/10. Teraz to jego popisowe danie.
"Bardzo mi zależało, aby stek wyszedł idealnie, był soczysty, aromatyczny, delikatny, z wierzchu chrupiący. Zadanie było tym trudniejsze, że w jednoosobowej komisji oceniającej moją pracę zasiadał wybitny smakosz wołowiny […] żucie przychodziło mu z trudem. […] Dziś wiem, że tę siódemkę dostałem przede wszystkim za dobre chęci, organizację pracy i ambicję" – wspominał cytowany przez "Vivę" Patryk Galewski.
Patryka Galewskiego obecnie możemy spotkać w renomowanej restauracji Kutter na Helu, gdzie jest szefem kuchni. Ustatkował się też w życiu prywatnym – ma żonę i dwójkę dzieci.
Patryk Galewski kontynuuje misję ks. Kaczkowskiego. W ramach projektu "PAKA. Inne garowanie" odwiedza poprawczaki i urządza warsztaty kulinarne. Gotowanie jest jednak tylko pretekstem – chodzi przede wszystkim o rozmowę i niesienie pomocy trudnej młodzieży. Na swoim przykładzie pokazuje, że każdy zasługuje na drugą szansę i tylko od nas zależy, jak ją wykorzystamy.
Dziennikarz popkulturowy. Tylko otworzę oczy i już do komputera (i kto by pomyślał, że te miliony godzin spędzonych w internecie, kiedyś się przydadzą?). Zawsze zależy mi na tym, by moje artykuły stały się ciekawą anegdotą w rozmowach ze znajomymi i rozsiadły się na długo w głowie czytelnika. Mój żywioł to popkultura i zjawiska internetowe. Prywatnie: romantyk-pozytywista – jak Wokulski z „Lalki”.
Wiedział, kim jestem, bo wcześniej sąd skazał mnie na odpracowanie godzin społecznych w puckim hospicjum za jazdę po pijanemu na rowerze. Miałem trzy promile i jechałem dokupić alkohol, bo zabrakło na domówce.
Patryk Galewski
Początki nie były proste, poszukiwałem siebie. Z biegiem czasu przemyślałem wiele kwestii, dotarło do mnie, co tak naprawdę jest w życiu ważne i jakimi wartościami powinienem się kierować. W hospicjum, dzięki pomocy wielu wspaniałych ludzi, odkryłem, że mogę być wartościowym członkiem społeczeństwa i że nic nie stoi na przeszkodzie, abym został zawodowym kucharzem. Zdobyłem doświadczenie, a część moich więziennych fantazji o gotowaniu mogła się wreszcie ziścić
Patryk Galewski
"Kuchnia na pełnej petardzie"
Dziś żyję zupełnie inaczej i moje tatuaże, które pokazują moją historię, też są zupełnie inne. Zamiast HWDP (sic!) na lewym przedramieniu mam wytatuowane cienie mojej rodziny: żony Żanety, syna Jana, Patryka juniora i córki Wiktorii. Nad nimi znajduje się wizerunek idącego drogą księdza Jana Kaczkowskiego, osoby dla mnie wyjątkowo ważnej, i jego wyciągnięta pomocna dłoń. Ten tatuaż pojedynczymi klatkami, jak w filmie, pokazuje to, co wydarzyło się w moim życiu. I ile szczęścia mnie w życiu spotkało, mimo trudnej młodości.