
Kot Gacek w ciągu kilku tygodni stał się najsłynniejszym szczecinianinem na świecie. Uroczy zwierzak jednak zniknął z ulicy, a zaniepokojeni internauci pisali nawet o porwaniu. Co się z nim stało? Został zabrany pod opiekę przez aktywistów i już nigdy nie wróci do dawnego życia. I bardzo dobrze.
Gacek stał się pełnoprawnym kocim celebrytą. Na głaskanie do Szczecina zjeżdżali ludzie z całej Polski i okolic. Przez moment w internecie mówili o nim niemal wszyscy, a artykuły o nim opublikowały m.in. "The Guardian" i "People". W blasku jego sławy próbowali ogrzać się lokalni celebryci, a niektórzy aspirujący biznesmeni zaczęli na nim zarabiać wypuszczając gadżety z jego podobizną.
Sielanka jednak nie trwała długo i kot zniknął z ulicy Kaszubskiej, gdzie miał prowizoryczną budę, a w marcu nawet doczekał się nawet luksusowego "apartamentu". Po raz kolejny okazało się, że życie gwiazdy wcale nie jest usłane różami (lub w jego wypadku myszami), a cała historia mogła mieć tragiczny finał. Nie wszystkim się to spodoba, ale Gacek nie wróci już na ulicę.
Kot Gacek nie został porwany przez psychofankę, ale zabrany przez wolontariuszkę do domu tymczasowego.
Na przełomie marca i kwietnia w sieci pojawiały się informacje o... kradzieży Gacka. I nie były to posty primaaprilisowe. Instagramowy profil poświęcony kocurowi (kotgacekeveryday) napisał, że pewna kobieta próbowała go porwać 20 marca, ale dzielny futrzak schował się pod auto i dzięki temu nie został schwytany.
Jednak kilka dni później Gacek na dobre zniknął ze szczecińskiej ulicy. Fani zaniepokoili się, że tym razem naprawdę został porwany, bo ktoś go chciał mieć na własność. Okazało się to pół-prawdą. Faktycznie został zabrany, ale nie przez jakąś fanatyczkę, która niczym Elmirka z Animków chciała mieć swojego koteczka, a wolontariuszkę. Akcja była przeprowadzona przez TOZ w Szczecinie.
Towarzystwo Opieki nad Zwierzętami Oddział w Szczecinie
Tak więc próby pomocy Gackowi były prowadzone od dawna (a zdarzenie z 20 marca nie było kradzieżą), ale nie jest jedynym potrzebującym zwierzakiem w Szczecinie. W końcu się jednak udało i obecnie przebywa w domu tymczasowym, gdzie jest mu najwyraźniej lepiej niż na ulicy ("uwielbia czesanko"). Choć wcześniej pojawiały się głosy, że jako długoletni wolnożyjący kot nie nadaje się do takich warunków.
Dlaczego kotu Gackowi była potrzebna pomoc? Jest chory, a ludzie zaczęli go traktować jak atrakcję, a nie zwierzę
Gacek miał powodzenie, bo był słodkim grubaskiem, ale otyłość dla kotów jest równie zabójcza, co u ludzi. Samo to, że musi schudnąć 4-5 kilo, świadczy o tym, jaki ma ogromny problem. Jego sława sprawiła, że nie mógł narzekać na pusty brzuszek, ale ludzie – większość w dobrej wierze – zaczęli go przekarmiać. Czasem popsutym lub niezdrowym jedzeniem, np. karmami z marketów, w których mięsa jest tyle, co nomen omen kot napłakał.
Okazuje się, że Gacek z tego powodu już wcześniej trafił pod opiekę weterynaryjną. W 2020 roku ktoś mu podał zepsutą wątróbkę i boczek, przez co nabawił się zatrucia pokarmowego. "Tym razem, na szczęście, skończyło się niegroźnym zatruciem i Gacek opuszcza już szpitalik. Następnym razem może być znacznie gorzej lub tragicznie źle!!! ZWIERZĘ TO NIE ŚMIETNIK" – grzmiał na Facebooku szczeciński TOZ.
O tych i innych problemach napisała Inspektorka ds. Ochrony Zwierząt w puławskim Towarzystwie Opieki nad Zwierzętami, Klaudia Bernat. Ona również starała się zgarnąć Gacka z ulicy Kaszubskiej, ale nie mogła się w tej sprawie dogadać ze szczecińskim TOZ. Kiedy przyjechała na miejsce 1 kwietnia, kocura już nie było (był odłowiony, jak było wspomniane wcześniej, 29 marca).
"Nigdy nie spotkałam się z taką bezczelnością, brakiem profesjonalizmu, celowym unikaniem rozmowy telefonicznej oraz utrudnianiem działań z jakimkolwiek innym Oddziałem, z którym do tej pory współpracowałam. Sprawę tę będę chciała poruszyć wewnętrznie. Kota dziś nie ma - został prawdopodobnie już wczoraj zabrany z miejsca bytowania" – napisała.
Niepokojące są też jej wnioski dotyczące tego, jak ludzie zarabiali na bezdomnym i chorym zwierzęciu. Prawdopodobnie pomóc mu można było jak dawno, ale każda taka próba spotykała się z rzekomym sprzeciwem m.in. ze strony właścicielek sklepów, przy których budę miał Gacek i okolicznych mieszkańców.
Klaudia Bernat
Inspektorka ds. Ochrony Zwierząt w Towarzystwie Opieki nad Zwierzętami
"Od lat prowadzą medialną narrację, że kot ten nie nadaje się do domu, ponieważ woli wolność (co jest kompletną bzdurą) i specjalnie, by chronić się przed utratą Gacka - zakładają aż 8 kamer, by monitorować czy przypadkiem, ktoś nie kradnie ich interesu" – czytamy dalej.
Komentarze o tym, że kobiety były niemiłe dla osób odwiedzających Gacka, możemy znaleźć przy jego opisie na Google. Oczywiście to jedna strona medalu, bo równie dobrze to turyści mogli źle się zachowywać i być nachalni dla kota, więc właścicielki lub mieszkańcy ich przeganiali.
Do tego lokalni politycy lansowali się Gacku, jedna z firm ufundowała mu nową budę (super inicjatywa, ale przy okazji gigantyczna reklama w mediach), media rozpisywały się o jego pozornie wesołym życiu, powstawały też strony i fanpage jemu poświęcone. To mogło mieć opłakane skutki.
"Działania te stanowią bezpośrednie zagrożenie dla zdrowia i życia zwierzęcia, podając kota na przysłowiowej tacy wszelkiej maści oprawcom, którym znęcanie się nad zwierzętami sprawia przyjemność, bądź po prostu im przeszkadzają" – pisała inspektorka.
Co dalej z Gackiem? Nie wróci na ulicę, a "emeryturę" spędzi w domowym zaciszu
Na szczęście nic złego się nie stało, ale pomijając pierwiastek ludzki, kot Gacek obiektywnie wymaga leczenia (jest chorobliwie otyły, ma problemy ze stawami i zębami) i aż trudno uwierzyć, ile to trwało, nim został uratowany. Internauci po poznaniu prawdy o "kradzieży" dziękowali wolontariuszce, ale też stawali w obronie kobiet ze sklepu. Jedna nawet w wolne dni miała przyjeżdżać, by karmić Gacka.
Są też i nieliczni, którzy uważają, że Gacek nie jest przystosowany do mieszkania w domu, bo całe życie był na ulicy, a dzięki turystom i okolicznym sklepikarzom miał lepiej niż większość wolno żyjących kotów, które jakoś sobie radzą. Zatem powinien powrócić... do bezdomności.
Odsyłanie teraz takiego schorowanego staruszka z domu tymczasowego na ruchliwą ulicę byłoby okrutne i bezduszne – osoby, które myślą inaczej, raczej nie zależy na dobru kota lub nie wiedzą, jakim problemem dla środowiska jest nadmiar wolno żyjących kotów. A jeśli jakimś cudem doszłoby do takiej sytuacji, aktywiści nie spoczną, dopóki znów nie znajdzie domu.
Udało mi się skontaktować z Towarzystwem Opieki nad Zwierzętami w Szczecinie. Przekazano mi, że Gacek świetnie odnalazł się w nowym domu, ma apetyt i większość czasu spędza na drzemkach - jak typowy kot. "Nie planujemy jego powrotu na ulicę, przyda mu się emerytura w domowym zaciszu" – dowiedziałem się.
Czy będzie wydany do adopcji, czy zostanie tam, gdzie jest teraz? "Czasami domy tymczasowe stają się stałymi. Na razie nie ma planów, by został w domu tymczasowym, ale czas pokaże. Na pewno na razie z uwagi na to, że musi zmienić nawyki żywieniowe i musimy podleczyć mu zęby, najbliższe tygodnie spędzi domu tymczasowym" – poinformował szczeciński TOZ.
Zobacz także
