Znacie sytuację, kiedy nie możecie przypomnieć sobie nazwiska aktora, ale bez problemu możecie nazwać go imieniem bohatera, którego grał w filmie? Choćby taki Harry Potter czy Amelia. Nigdy już nie odzyskają swojego prawdziwego imienia, niezależnie od tego jak bardzo będę się starać. Filmowa rola jak łatka na długo przyczepiła się do ich życiorysu. Aktorzy uwięzieni w jednej roli- sukces czy aktorska porażka? Prezentujemy wam subiektywną listę.
Serial, film, kilkuczęściowa produkcja. Wszystkie rządzą się swoimi prawami. Wiadomo, że grając przez 15 lat jedną serialową postać łatwiej zapaść w pamięć widzom niż w jednym filmie. Dlatego mój ranking rozpoczynam od mistrzów tego zjawiska, którym obecność przez półtorej godziny na ekranie wystarczyła, by na zawsze związać się z filmową tożsamością.
Audrey Tautou
Jest popularna we Francji. Gra w wielu filmach, lepszych bądź gorszych, dla nas jednak zawsze zostanie słodką Francuzką z ogrodowym krasnalem. Imię „Amelia” jest traktowane wymiennie z jej nazwiskiem, a krytycy w prawie każdej recenzji odnoszą się do jej kultowej roli. Czy zawinił scenariusz? A może była to po prostu rola jej życia? Trudno powiedzieć, bo do tej pory aktorce nie udało się pokazać innej twarzy.
Stanisław Mikulski
Mówi się dawno i nie prawda, ale chyba nie w tym przypadku. Stanisław Mikulski to Hans Kloss a Hans Kloss to Mikulski i kropka. Nie wyobrażam sobie w tej roli nikogo innego. Być może piątkowa premiera filmu Vegi z Tomaszem Kotem w tej roli zdejmie piętno z Mikluskiego, choć nie wiem czy jest on na to gotowy.
Rene Zellweger
Z Rene Zellweger sytuacja nie jest już tak prosta. Poza rolą pulchnej trzydziestolatki szukającej miłości miała inne sukcesy. Dla mnie jednak na zawsze zostanie Bridget, a wszystkie podobne do niej kobiety będę szufladkować jako zdesperowane stare panny. Być może zawiniło poświęcenie aktorki, która do roli Bridget zdecydowała się przytyć kilka dobrych kilogramów. Poświęcenie jak widać nie zawsze się opłaca.
Piotr Adamczyk
Może to złośliwość z mojej strony. W końcu Adamczyk co i rusz pojawia się na kinowym i telewizyjnym ekranie. Wygrywa rankingi na amanta roku i bardzo stara się zmienić swoje sceniczne emploi. Dla większości jednak na zawsze będzie Papieżem. Co łaskawsi nazwą go Chopinem. Niezależnie od tego, na długo przylgnęła do niego łatka świętoszkowatego nieudacznika z rozmarzonym uśmiechem.
„Czarna seria”
Filmy, które odniosły sukces lubią się powtarzać. Seria to największe zło. Krótsza niż serial, ale za to pokazywana na całym świecie potrafi zabić każdego aktora. Przed nami więzieni na raty, czyli aktorzy sequeli.
Sylwester Stalone
Połączenie ról. Rambo i Rocky. Rocky i Rambo. Dziś trudno już powiedzieć, który jest który. Wiadomo natomiast, że za obiema rolami stoją jedne mięśnie. Sylwester Stalone – ofiara swojej muskulatury. Nie zagra w komedii romantycznej, nie potańczy w musicalu, może tylko biegać i napieprzać. Trudno powiedzieć, że związał się z jedną rolą, raczej gra zawsze jedną rolę, ale to już akurat nie jego wina tylko mało kreatywnych producentów.
Macaluay Culkin
Szczerze mówiąc nie miałam pojęcia jak ten aktor się nazywa. Dla mnie to Kevin. Może być w Nowym Jorku czy sam w domu, nie ma to większego znaczenia. Liczą się jego niebieskie oczki, blond fryzurka i zawadiacki uśmiech. Choćby był najgrzeczniejszym chłopcem świata, a podobno nie jest, dla nas już zawsze będzie rozrabiaką, którego lepiej mieć na oku. W dzieciństwie bardzo mu zazdrościłam, teraz tylko współczuje. Biedak nigdy już nie dorośnie.
Daniel Radcliffe
Podobno ostatnio się rozochocił. Grał bez koszulki na Brodwayu i miał rozbierane sceny w nowym, nieznanym filmie. Co z tego, kiedy za każdym razem jak go widzę mam ochotę krzyknąć „gdzie twoje okularki Harry?”. Rola czarodzieja zapewne przyniosła mu fortunę i rozgłos. Niestety cena sukcesu jest olbrzymia. Daniel choćby w najbardziej grzesznej scenie dla połowy ludzkości będzie niewinnym Harrym a nie chodzącym seksem.
„Drugie życie”
Seriale, telenowele, tasiemce to źródło cierpień niejednego aktora. Role są proste, często charakterystyczne i gra się je niemiłosiernie długo. Jak pokazuje przykład Hanki Mostowiak czy Ryśka z Klanu zerwanie ze swoja serialową tożsamością bywa trudne. Oczywiście nie można rozpaczać, w końcu większość aktorów zawdzięcza tym płaskim i monotonnym rolom sławę i popularność.
Andrzej Grabowski
Absolwent szkoły teatralnej. Świetny aktor. Postać kultowa. Co z tego jeśli dla większości społeczeństwa nie jest Arganem z „Chorego z urojenia” Moliera, tylko rozwalonym na fotelu z piwem w ręku Ferdynandem Kiepskim. To trudna łatka, szczególnie dla kulturalnego aktora teatralnego. Rola co prawda wymaga dużych umiejętności, ale ponieważ obrazuje „życie codzienne co drugiego Polaka” to wszystkim się wydaje, że jest samograjem. Szacunek dla Grabowskiego, który znosi to już kolejny sezon.
Jenifer Aniston
Rachel Green. Po prostu. Znamy ją przecież od dziecka. Pamiętamy jej pierwszą pracę, pierwszych chłopaków i to jak uciekła z domu. Nieważne czy chodzi z Bradem Pittem, czy ma problemy z zajściem w ciąże. Dla nas zawsze będzie sympatyczną, trochę szaloną blondynką, mieszkającą ze swoimi przyjaciółmi w Nowym Jorku. Aniston może nas oszukiwać, że ma inne życie, że wcale nie miała problemów z wydawaniem pieniędzy i narzeczonymi, ja i tak w to nie uwierzę. Wolę Rachel.
Rowan Atkinson
Trudno powiedzieć, że jest ofiarą jednej roli. Raczej zwycięzcą. W końcu nie jest tak łatwo rozśmieszać, a Atkinsonowi udaje się to już od dobrej dekady. Jaś Fasola to jego życie. Ma go wypisanego na twarzy, schowanego w oczach i ukrytego w każdym ruchu. Podobno prywatnie jest melancholijnym, cichym facetem. Nie dziwi mnie to, w końcu aktorstwo to tylko rzemiosło. Cała sztuka polega na tym, żeby wejść w rolę nie zależnie od uwarunkowań ani od okoliczności. W końcu każda z nich może stać się tą życiową.