Pijany kierowca wjechał do rowu, wyszedł z auta i zasnął
Pijany kierowca wjechał do rowu, wyszedł z auta i zasnął fot. Komenda Powiatowa Policji w Łańcucie

7 promili alkoholu miał w organizmie kierowca, który w pobliżu wsi Rakszawa w województwie podkarpackim wjechał do przydrożnego rowu. Pijany mężczyzna wysiadł z auta i zasnął obok na trawie. W takim stanie zastali go policjanci.

REKLAMA
  • Pijany kierowca wjechał na Podkarpaciu do rowu
  • Był tak pijany, że nie był w stanie dmuchnąć do alkomatu
  • Po przewiezieniu do szpitala okazało się, że ma 7 promili
  • Mężczyzna w najbliższych tygodniach usłyszy zarzuty
  • Za prowadzenie pod wpływem alkoholu grożą mu 2 lata więzienia
  • Do zdarzenia w gminie Rakszawa na Podkarpaciu doszło w czwartek 13 kwietnia. W godzinach popołudniowych policjanci otrzymali zgłoszenie o kierowcy, który spowodował wypadek. Mężczyzna najpierw jechał po jezdni slalomem, następnie wpadł do rowu.

    – Dostaliśmy zgłoszenie o kierowcy, który wjechał do rowu i może być pod wpływem alkoholu – mówił w rozmowie z radiem RMF24 oficer prasowy policji w pobliskim Łańcucie Wojciech Gruca.

    Mężczyzna był upojony do tego stopnia, że funkcjonariusze nie byli w stanie zbadać go alkomatem i nawiązać z nim kontaktu. Na miejsce wezwano pogotowie. Zespół ratowników przewiózł mężczyznę do szpitala, gdzie potwierdzono, że jest pijany.

    Wykonane w szpitalu badanie krwi wykazało, że 63-latek ma we krwi ponad 7 promili alkoholu. Policjanci ustalili, że pijany kierowca miał cofnięte prawo jazdy i sądowy zakaz prowadzenia pojazdów. Co więcej, jego pojazd nie miał aktualnego przeglądu.

    Sprawcy za prowadzenie po pijanemu grozi do 2 lat pozbawienia wolności, a za złamanie sądowego zakazu prowadzenia pojazdów nawet 5 lat więzienia. Mężczyzna wkrótce usłyszy zarzuty.

    Pijany kierowca z Rakszawy to rekordzista?

    Nie bez powodu wśród turystów funkcjonuje stereotyp, że spożywanie alkoholu to narodowy sport Polaków. Przedstawiciele naszego narodu znajdują się bowiem w pierwszej dziesiątce osób, które miały w organizmie wielokrotność śmiertelnej dawki alkoholu.

    Największym stężeniem alkoholu we krwi w historii może pochwalić się Polak z gminy Olszewo-Borki, który prowadząc po pijaku, zginął w zderzeniu z TIRem. Wynik badania krwi był szokujący: 22,3 promila! Istnieją jednak podejrzenia, że próbka była zanieczyszczona.

    Oficjalnie pierwszy wynik liczby promili w Polsce i na świecie od lat zajmuje Tadeusz S., który zginął w wypadku samochodowym, mając we krwi 14,8 promila. Lekarze kilka razy powtarzali badanie, ponieważ nie mogli uwierzyć w jego wynik.

    W światowym rankingu tuż za Polakiem plasuje się mężczyzna, który jechał samochodem z partnerką i piętnastoma skradzionymi owcami – po złapaniu przez policję okazało się, że ma 14,1 promila.

    Drugie miejsce w Polsce zajmuje 30-latek z woj. podkarpackiego - mężczyzna miał we krwi 13,7 promila. Na trzecim miejscu znajduje się 45-latek z Makowa-Kolonii, który miał we krwi ponad 12 promili.

    Wysokimi pozycjami w rankingu mogą poszczycić się też Polki. U bezdomnej kobiety z Goleniowa wykryto 11 promili, a u pani Jolanty M. w 1995 roku 8,2. Żeby mieć takie stężenie trzeba wypić mniej więcej 2 litry wódki...