Nawet 700 kilometrów na jednym ładowaniu – tyle ma przejechać nowy elektryczny Volkswagen. ID.7 jest dopełnieniem oferty, a my widzieliśmy go na żywo podczas premiery w Berlinie. To już czas, by obalić jeden powtarzany mit. I wcale nie chodzi tu o zasięg.
Reklama.
Podobają Ci się moje artykuły? Możesz zostawić napiwek
Teraz możesz docenić pracę dziennikarzy i dziennikarek. Cała kwota trafi do nich. Wraz z napiwkiem możesz przekazać też krótką wiadomość.
O ID.7 jeszcze przed oficjalną prezentacją mówiło się wprost, że to elektryczny "następca Passata". Trzeba przyznać, że dość odważna teza, bo to jak zdejmowanie korony królowi. Przecież mierzyć się z Passatem, to jak rywalizować z legendą. Tylko ile w tych porównaniach jest prawdy?
No właśnie... zero. Niektórzy szukają jeszcze podobieństw z Teslą czy wciąż grzejącym wiele serc Phaetonem, ale to też strzał kulą w płot. Po premierze w Berlinie wiem już, że ID.7 rzeczywiście da się skojarzyć z dobrze znanym modelem Volkswagena, ale jest to wyłącznie półka, na której stoi Arteon. W takim zestawieniu znajdziemy więcej sensu choćby przez gabaryty – nowy VW ma prawie 5 metrów długości.
Jak wygląda Volkswagen ID.7?
To subiektywne odczucie, ale jest lepiej niż na zdjęciach. Nie oszukujmy się, każdy elektryk wygląda trochę specyficznie, bo to koncepcje z mocnym naciskiem na aerodynamikę. Nie będę zanudzał opisem każdego zagięcia na karoserii, ale już po pierwszym rzucie oka widziałem w nim nowoczesną limuzynę.
I chyba taki był cel inżynierów, żeby to auto sprawiało wrażenie "premium". Zwróćcie jeszcze uwagę na przednie i tylne reflektory, bo dla mnie to kluczowe elementy w tym projekcie, które dodają sporo dynamiki.
A teraz konkrety: w środku jest naprawdę mnóstwo miejsca. Szczególnie na tylnej kanapie dało się odczuć dostępną przestrzeń. Taki efekt to zasługa prawie 3-metrowego rozstawu osi. Było duże pole do popisu, żeby zrobić naprawdę przestronne wnętrze. Dotyczy to również bagażnika o pojemności 532 l.
Za kierownicą poczułem się znajomo, choć wirtualny kokpit jeszcze się skurczył. W starszych elektrycznych Volkswagenach mieliśmy już malutką szybkę, a teraz pozostał cienki pasek, który równie dobrze mógłby znaleźć się w nowoczesnym kalkulatorze. Trochę z tego żartuję, ale wcale nie wpisuję na listę wad. Trzeba sprawdzić, jak takie rozwiązanie sprawdzi się w czasie jazdy.
Poza tym kierowca będzie miał do dyspozycji wyświetlacz head-up z rozszerzoną rzeczywistością, co może być jakimś kompromisem w kwestii wyświetlania kluczowych danych. A to naprawdę ciekawy wizualnie bajer, który np. pokaże prędkość, strzałki z nawigacji, albo podświetli linię pasa ruchu.
To nie jest tak, że Volkswagen poszedł tylko w minimalizm. W środkowej części znalazł się bowiem 15-calowy ekran, który można uznać za mózg tej maszyny. To znak czasów, że ekrany w samochodach są coraz większe, a systemy multimedialne z każdą kolejną premierą bardziej zaawansowane. Ten wyświetlacz w ID.7 naprawdę jest wielki. Aż jestem ciekaw, czy da się go sprawnie obsługiwać podczas podróży.
ID.7 to technologiczne cacko i trudno z tym dyskutować. Fotele masujące miednicę, elektrycznie przyciemniany dach, a nawet pilnowanie... poziomu wilgotności siedzeń. Klimatyzowanie i ogrzewanie auta wskoczyło na nowy poziom, co ma przełożyć się na komfort jazdy. Może trochę szkoda, że zabrakło prawdziwych pokręteł do obsługi tych funkcji, ale zdążyliśmy się już przyzwyczaić, że elektryki to już totalnie cyfrowy świat.
Zasięg ID.7
Jeszcze nie tak dawno to Skoda Enyaq była elektrykiem, który miał zmienić w Polsce myślenie o autach na prąd. Wiadomo, chodzi o zasięg, który jest kluczowym parametrem zniechęcającym nas do elektromobilności.
Gdybyśmy mieli nad Wisłą więcej ładowarek, ten problem dałoby się zminimalizować. A że mamy to, co mamy, musimy się pocieszać. ID.7 w tej kwestii wypada bardzo optymistycznie – na razie na papierze. Klienci dostaną do dyspozycji dwie opcje baterii: 77 kWh (82 kWh brutto) i 86 kWh (91 kWh brutto) dla wersji ID.7 Pro S. Naładujemy je z mocą odpowiednio: 170 i 200 kW.
Ta skromniejsza wersja ma pozwolić przejechać przy pełnej baterii ok. 615 km. W drugiej ta granica to ok. 700 km. Zużycie może wynieść zaledwie 13 kWh/100 km. To już naprawdę niezłe możliwości, które zamknęłyby usta wielu marudom. Oby to nie był marketingowy chwyt.
Ile kosztuje ID.7?
Dokładny cennik ID.7 mamy poznać wkrótce, ale jasne jest, że będzie to znacznie ponad 200 tys. zł. Biorąc pod uwagę szerokie możliwości konfiguracji, po doposażeniu pewnie łatwo będzie przekroczyć granicę 300 tys. zł. Pocieszający jest fakt, że już w podstawie ID.7 ma być przyzwoicie wyposażony, a więc za lubiane dodatki nie trzeba będzie jeszcze dopłacać.
ID.7 to przełomowy model dla Volkswagena, tak jak były nimi pierwszy ID.3 czy ID. Buzz, który już namieszał na rynku w kwestii stylu i możliwości. Do jesieni poczekamy na sprawdzenie ID.7 w drogowych warunkach. Wtedy pierwsze auta mają pojawić się w polskich salonach.