Fot. HANDOUT/AFP/East News

Zamach na Władimira Putina dowodzi konieczności wyeliminowania "terrorystycznej elity Ukrainy" – stwierdził w środę Siergiej Mironow, lider partii Sprawiedliwa Rosja – Za Prawdą. Rosja oskarża władze Ukrainy o próbę ataku na Putina za pomocą dronów, czemu Kijów stanowczo zaprzecza.

REKLAMA
  • Rosja twierdzi, że Ukraina próbowała przeprowadzić zamach na życie Władimira Putina za pomocą dwóch dronów
  • Przedstawiciele Kijowa zaprzeczyli, jakoby ukraiński rząd miał cokolwiek wspólnego z dronami, które miały pojawić się nad Kremlem
  • Rosyjscy politycy zaostrzyli w środę retorykę wobec Ukrainy
  • Siergiej Mironow, lider parlamentarnej partii Sprawiedliwa Rosja – Za Prawdą stwierdził, że atak na Putina dowodzi "konieczności eliminacji elity Ukrainy"
  • Rosyjski polityk o dronach nad Kremlem. Mówi o "likwidacji elity Ukrainy"

    "Zamach na prezydenta Rosji Władimira Putina rodzi pytania dotyczące rosyjskiej obrony powietrznej oraz dowodzi konieczności wyeliminowania 'terrorystycznej elity Ukrainy'" – oznajmił w środę Siergiej Mironow, lider parlamentarnej frakcji Sprawiedliwa Rosja – Za Prawdą.

    W opublikowanym na Telegramie wpisie Mironow stwierdził, że atak dronów, do którego miało dojść nad Kremlem to "prawdziwy casus belli – powód do wojny. Prawdziwej wojny i likwidacji terrorystycznej elity Ukrainy". "Mamy czym uderzyć w ich bunkry" – oznajmił polityk partii, która pełni rolę oficjalnej siły opozycyjnej w rosyjskim parlamencie.

    Ukraina zaprzecza zarzutom o udział w ataku na Kreml

    Rzecznik Kremla Dmitrij Pieskow oskarżył ukraińskie władze o to, że atak, do którego miało dojść w nocy z 2 na 3 maja, miał być atakiem na Władimira Putina. – Działania kijowskiego reżimu to planowany zamach na życie prezydenta Federacji Rosyjskiej – stwierdził Pieskow, cytowany przez rosyjskie media.

    Jak dodał, w chwili ataku Putina nie było na Kremlu, bo prezydent Rosji ma przebywać w swojej rezydencji w Nowo-Ogarowie pod Moskwą. W mediach społecznościowych opublikowane zostały nagrania przedstawiające rzekome uderzenie dronów w budynek Kremla. Widać na nim unoszące się kłęby dymu.

    Ukraina zaprzecza z kolei oskarżeniom o udział w ataku na Kreml. Prezydent Wołodymyr Zełenski oznajmił podczas wizyty w Helsinkach, że jego kraj "nie zaatakował Putina ani Moskwy". Podobnie wypowiadał się jego rzecznik prasowy Serhij Nikiforow. Przekazał on, że Ukraina nie posiada żadnych informacji o "rzekomym nocnym ataku" na Kreml. "Ukraina wszystkie środki wykorzystuje do uwolnienia swoich terytoriów, a nie atakowania cudzych" – przekazał.

    Z kolei Anton Heraszczenko, doradca szefa MSW Ukrainy, wysunął teorię, że Kreml został zaatakowany przez "rosyjskich partyzantów". "Mimo to Moskwa tradycyjnie spieszyła się z obwinianiem za wszystko 'reżimu kijowskiego'. Rzecznik prezydenta Wołodymyra Zełenskiego zaprzeczył już zarzutom, jakoby Ukraina brała udział w ataku. W Rosji jest wystarczająco dużo ludzi, którzy chcą posłać Putina do piekła" – napisał na Telegramie.

    O wydarzenia w Moskwie zapytany został również sekretarz stanu USA Antony Blinken. Przekazał on dziennikarzom, że "nie jest w stanie w żaden sposób potwierdzić" doniesień, jednak "traktowałby wszystko, co słychać z Kremla, z bardzo dużym dystansem".

    – Zobaczymy, jakie są fakty. Naprawdę trudno jest komentować lub spekulować na ten temat, nie wiedząc dokładnie, jakie są fakty – dodał Blinken na wydarzeniu zorganizowanym przez Washington Post.