Kiedy wejdzie się na oficjalną stronę Mariusza Pujszo, można dowiedzieć się, że jest m.in. aktorem, reżyserem, scenarzystą, wizjonerem, człowiekiem renesansu oraz... gwiazdą. W świadomości wielu Polaków twórca "Polisz kicz projekt" jest jednak jedną z najgorszych osobistości, jakie przydarzyły się rodzimej kinematografii.
Reklama.
Podobają Ci się moje artykuły? Możesz zostawić napiwek
Teraz możesz docenić pracę dziennikarzy i dziennikarek. Cała kwota trafi do nich. Wraz z napiwkiem możesz przekazać też krótką wiadomość.
Mariusz Pujszo obok Patryka Vegi jest wymieniany jako jeden z najgorszych polskich reżyserów.
Na świecie zasłynął jako scenarzysta francuskiego filmu "Królowie życia", a w Polsce twórca komedii "Polisz kicz projekt".
Za swój ostatni projekt, czyli "Ściema po polsku" Pujszo otrzymał pięć Węży, czyli "polskich Złotych Malin".
Mariusz Pujszo chciał zostać aktorem, więc napisał sobie film
Mariusz Pujszo początkowo chciał zostać aktorem. "Kiedy chodziłem do liceum, interesowałem się historią sztuki i poszukiwaniem skarbów. Wszystko zmieniło się w trzeciej klasie, kiedy wygrałem casting do serialu 'Wakacje' z 1976 roku. Zdjęcia trwały osiem miesięcy i spodobało mi się to na tyle, że zapragnąłem zostać aktorem" – opowiadał Pujszo w wywiadzie z Plotkiem.
Ta nowa pasja zaprowadziła go do studium aktorskiego przy Teatrze Wybrzeże, które ukończył w 1980 roku. Już rok później ruszył na podbój Europy i wyemigrował do Francji, gdzie spędził kilkanaście lat.
Jak przyznał po latach, łatwo nie było. Żeby utrzymać się na powierzchni, chwytał się każdej pracy i zbierał m.in. pomidory czy winogrona. Równocześnie brał jednak udział w castingach i faktycznie występował we francuskich produkcjach, jednak raczej w rolach epizodycznych. A jemu marzyło się granie pierwszych skrzypiec.
"Walczyłem, statystowałem – zagrałem w około 300 filmach. Wykonałem też chyba z parę tysięcy castingów. W pewnym momencie postanowiłem napisać scenariusz – żeby się obsadzić... Tak powstali 'Królowie życia' i jakoś to dalej poszło" – opowiadał w rozmowie z Interią. Od napisania rzeczonego scenariusza do jego przeobrażenia w film minęło jednak sporo czasu.
" (...) przez 11 lat biegałem, żeby zrobić film 'Królowie życia'. Wszyscy się po drodze pukali w głowę: 'Chyba żartujesz! Ty, człowiek z ulicy... Tu Olbrychski, Pszoniak, Seweryn nie mogą zagrać głównych ról kinowych, a ty nagle chcesz być w kinie i jeszcze napiszesz scenariusz'. Pukali się, pukali, do momentu aż mi się udało. Wtedy się przestali pukać, a film zrobił niezłą karierę na całym świecie" – mówił Pujszo po latach.
Film ostatecznie udało się zrealizować dzięki Francois Velle'owi – francuskiemu reżyserowi, którego Pujszo poznał na planie jednego z seriali reżyserowanych przez Francuza. Velle dokonał paru przeróbek w scenariuszu oraz zatrudnił popularnych francuskich aktorów i aktorki, jak Maruschka Detmers ("Królowie Mambo"), Thierry Lhermitte ("Rozwód po francusku") oraz Stéphane Freiss ("Monachium").
"Królowie życia" odnieśli sukces nie tylko na rodzimym rynku, ale prawa do realizacji scenariusza wykupili również Amerykanie (choć ostatecznie nigdy nie podjęli się jego realizacji). "A czy w Polsce mówiło się, że DreamWorks zakupił prawa do mojego scenariusza? Nie... tutaj mówiło się tylko o 'Kilerze'" – wspominał po latach Pujszo.
Powrót na polskie śmieci i "Polisz kicz projekt"
W 2000 roku jeszcze we Francji Pujszo zagrał w komediowym thrillerze "Córka konsula", jednak po tym projekcie postanowił wrócić do Polski, chociaż pobyt w kraju nad Sekwaną wspominał z dużym sentymentem.
"Tak, to był piękny czas. Chciałem być jak Sylvester Stallone, zresztą we francuskiej telewizji mnie do niego porównywano. Nikomu nieznany aktor – obcokrajowiec – pisze scenariusze i gra główne role" – opowiadał.
Zachęcony sukcesem "Królów życia" i górnolotnymi porównaniami Pujszo postanowił tym razem sprawdzić się nie tylko jako scenarzysta i aktor, ale także reżyser. Tak powstał "Polisz kicz projekt".
Już sama geneza tytułu jest co najmniej... ciekawa, którą reżyser zdradził, opowiadając, co zainspirowało go do stworzenia filmu. "Trzeba wymyślić coś oryginalnego. Przypomniałem sobie, jakże wspaniały efekt osiągnęli twórcy filmu 'Blair Witch Project'. Oni zrobili horror, a ja spróbowałem zrobić komedię...taki ...'Polisz Kicz Projekt'" – tłumaczył.
Marzenie Pujszo miał ambitne, gdyż chciał zrealizować film, który pokazywanoby w kinach na całym świecie oraz by "Polak, Francuz, Amerykanin czy Chińczyk śmiali się i wzruszali w tym samym momencie". Jaki był jednak ostateczny efekt?
No cóż... Na Filmwebie film ma zawrotną średnią ocen na poziomie 3,2, a powszechnie komedia uznawana jest za jedną z gorszych produkcji w historii polskiej kinematografii – choć co ciekawe w 2003 roku komedia otrzymała wyróżnienie w Konkursie Kina Niezależnego na Festiwalu Polskich Filmów Fabularnych w Gdyni.
Sam Pujszo na temat swojego reżyserskiego debiutu ma jednak zupełnie inne zdanie i porównuje go do... kultowej komedii Sachy Barona Cohena. "Zrobiłem kiedyś film, którym zwojowałem świat. Mowa o (...) 'Polisz kicz projekt' – film w stylu 'Borata', z tym że ja zrobiłem go wiele lat przed 'Boratem'. Gdziekolwiek na świecie 'Polisz kicz projekt' był pokazywany, wywoływał niesamowite reakcje" – twierdził reżyser.
"'Borat' jest filmem o klasę lepszym, a 'Polisz kicz projekt' jest bardziej praszczurem 'Pamiętników z wakacji' aniżeli 'Borata'. Brakuje tu odpowiedniej siły demaskowania zachowań ludzkich" – podsumowano z kolei film reżysera w recenzji zamieszczonej na Filmwebie.
Trzy lata później Pujszo wrócił z sequelem komedii pod tytułem "Polisz kicz projekt... kontratakuje". Film zebrał podobne recenzje do jego wcześniejszego działa, jednak ponownie... otrzymał także wyróżnienie.
Reżyser został bowiem laureatem Nagrody Specjalnej w Konkursie Kina Niezależnego festiwalu w Gdyni za "prawdziwie komediowe i autoironiczne podsumowanie własnego dorobku twórczego oraz oryginalne spojrzenie na alternatywne źródła finansowania rodzimej produkcji filmowej".
Pujszo wrócił do reżyserowania po 15 latach i zgarnął... Węże
Po sequelu swojego debiutu Pujszo zrobił sobie przerwę od reżyserowania, co nie znaczy jednak, że zrezygnował z pracy w show-biznesie. Aktywnie działał jako scenarzysta, a także aktor.
To drugie zajęcie przyniosło mu pierwszego Węża w jego karierze, którego otrzymał za "scenę kopulacji z poduszką" w filmie "Kac Wawa". Jako jeden z niewielu laureatów w historii nagrody postanowił odebrać ją osobiście. "Powiedziałem wtedy, że to jest najważniejsza nagroda w Polsce, ponieważ jest wręczana w kraju, w którym ludzie są szczęśliwi, jak innemu nie wyjdzie!" – opowiadał po latach.
Pujszo napisał także komedię szpiegowską "Komisarz Blond i Oko sprawiedliwości", która miała być parodią oraz połączeniem filmów o Jamesie Bondzie, Sherlocku Holmesie oraz detektywie Clouseau. W tytułowego inspektora wcielił się sam scenarzysta – tym razem o Węże jedynie się otarł.
Z "Ostatnim klapsem" historia była podobna (Pujszo napisał film i wystąpił w głównej roli), lecz tym razem nie skończyło się jedynie na nominacjach. Produkcja otrzymała łącznie pięć Węży, w tym główną "nagrodę" dla Najgorszego filmu.
W 2021 roku Pujszo po 15 latach od premiery ostatniego filmu, który wyreżyserował, powrócił z nowym projektem... choć nie do końca. Zgodnie ze słowami reżysera, "Ściema po polsku" to bowiem w pewnym sensie remake "Polisz kicz projekt", dzięki któremu zyskał rozgłos.
"(...) dystrybucja na świecie ["Polisz kicz projekt" - przyp. red.] była bardzo szeroka. W USA był to najlepiej sprzedający się film na VHS w tamtym czasie. Od dłuższego czasu nurtowało mnie, że może warto zrobić remake tego filmu, czyli coś, co będzie w podobnym stylu. Sprzyjają temu dzisiejsze czasy, a żyjemy w czasach bez sentymentów" – tłumaczył reżyser powody stojące za powtórzeniem "sprawdzonej formuły".
Jeśli Pujszo liczył na lepszy odbiór krytyki i widzów niż w przypadku filmu z 2003 roku... to się przeliczył. Opinie były miażdżące, a Węży i tym razem mu nie poskąpiono (film otrzymał łącznie pięć "polskich Złotych Malin").
"Ciary żenady to jedno, ale człowiekowi po obejrzeniu takiego czegoś jest po prostu smutno, bo nikt nie zwróci mu 90 minut z jego życia. Pujszo może sobie myśleć, ile chce, że nakręcił autotematyczną satyrę na polską branżę filmową (robi to zresztą od początku swojej kariery), ale po tym dziele powinien zająć się zupełnie inną branżą" – można przeczytać w recenzji filmu zamieszczonej na łamach Wirtualnej Polski.
"Ten film nie miał nieograniczonego budżetu, a na pewno nie tak wielkiego jak inne produkcje nominowane w tym roku. Uważam, że jest to nieco niesprawiedliwe, by oceniać coś, porównywać do czegoś, co było produkowane w zupełnie innych warunkach, na innych zasadach" – tak z kolei Pujszo skomentował obsypanie jego filmu Wężami.
Pujszo oficjalnie jest... optymistą
Słuchając, jak Mariusz Pujszo wypowiada się o swoich filmach, trudno nie odnieść wrażenia, że w pewnym sensie jest niepoprawnym optymistą. Zupełnie nie dziwi więc fakt, że jest założycielem i pomysłodawcą Fundacji... Jestem Optymistą.
"Pomyślałem, że warto zrobić coś pozytywnego i założyłem Fundację Jestem Optymistą oraz stworzyłem Światowy Dzień Optymisty. Uważam, że warto poznawać i doceniać ludzi, którzy mają wiarę w siebie, w innych i często mimo trudnych sytuacji wierzą w lepsze jutro" – tłumaczył sam założyciel.
"To jest niesamowicie ważne. Każdy ma momenty zwątpienia, każdy czasem jest na skraju, ale musimy stawać przed lustrem i mówić sobie, że jutro też jest dzień i będzie to dobry, lepszy dzień. Wszystko zależy od nas, wszystko jest w naszych rękach" – dodał Pujszo, który co by nie mówić, realizuje tę maksymę w swoim życiu znakomicie.
Jestem psycholożką, a obecnie również studentką kulturoznawstwa. Pisanie towarzyszyło mi od zawsze w różnych formach, ale dopiero kilka lat temu podjęłam decyzję, by związać się z nim zawodowo. Zajmowałam się copywritingiem, ale największą frajdę zawsze sprawiało mi pisanie o kulturze. Interesuje się głównie literaturą i kinem we wszystkich ich odmianach – nie lubię podziału na niskie i wysokie, tylko na dobre i złe. Mój gust obejmuje zarówno Bergmana, jak i kiczowate filmy klasy B. Po godzinach piszę artykuły naukowe o horrorach, które czasem nawet ktoś czyta.