Z wyborami kapituły Złotych Malin często nie można się nie zgodzić. Czasami jednak jury typuje lub nagradza takie filmy, jakby straciło rozum. Oto tytuły, które nie zasłużyły na zdobycie (lub otarcie się) o anty-Oscara.
Reklama.
Podobają Ci się moje artykuły? Możesz zostawić napiwek
Teraz możesz docenić pracę dziennikarzy i dziennikarek. Cała kwota trafi do nich. Wraz z napiwkiem możesz przekazać też krótką wiadomość.
Anty-Oscary są przyznawane od 1981 roku. Pierwszym filmem, jaki otrzymał "nagrodę" był musical "Can't Stop the Music".
Czasami wybory kapituły trudno jednak zrozumieć – tak jak wtedy, gdy nominacje otrzymało "Lśnienie" czy "Człowiek z blizną".
Oto osiem filmów, które nie zasłużyły na Złote Maliny (lub na nominacje do nich).
8. Piątek trzynastego, reż. Sean S. Cunningham (1980)
"Piątek trzynastego" dostąpił zaszczytu bycia nominowanym do Złotych Malin w dwóch kategoriach (Najgorszy film oraz Najgorsza aktorka drugoplanowa) podczas pierwszego rozdania w historii nagrody. Dzisiaj horror zaliczany jest do klasyki slasherów, czyli gatunku, który dopiero w tamtym czasie się formułował.
W pewien sposób można więc zrozumieć, że ówcześni widzowie (w tym kapituła Malin) mogli nie docenić filmu ze scenariuszem opierającym się na siekaniu kolejnych ofiar. Już w tamtym czasie pojawił się jednak zwiastun, że ten typ horroru zawojuje lata 80. – przy budżecie rzędu 500 tys. dolarów, film Cunninghama zarobił niemal 60 milionów.
7. Lśnienie, reż. Stanley Kubrick (1980)
"Lśnienie" obecnie wzbudza kontrowersje ze względu na to, że po latach ujawniono, jak na planie nad Shelley Duvall znęcał się Stanley Kubrick. Trudno jednak zrozumieć, dlaczego otrzymał on nominację do Złotej Maliny w kategorii Najgorszy reżyser.
Horror Kubricka to bowiem wizualne arcydzieło, które do dzisiaj zachwyca estetyką, straszy oraz stanowi inspirację dla wielu filmowców. Co ciekawe adaptacja nie spodobała się jednak autorowi książkowego oryginału, czyli Stephenowi Kingowi, którego zdaniem reżyser za bardzo odszedł od materiału źródłowego.
Swoją drogą Duvall również otrzymała nominację do anty-Oscara w kategorii Najgorsza aktorka, jednak cofnięto ją po latach ze względu na ujawnienie zachowania reżysera na planie, które musiało mieć wpływ na jej pracę.
6. Człowiek z blizną, reż. Brian De Palma (1983)
Nominacja dla Briana De Palmy za "Człowieka z blizną" jest podobnie absurdalna, jak ta dla Kubricka. De Palma już wtedy słynął jako reżyser niebojący się sięgać po przemoc, jednak to właśnie ten film uznano za zbyt brutalny i dlatego przyznano mu nominację.
Z dzisiejszej perspektywy te oskarżenia wydają się śmieszne, gdyż "Człowiek z blizną" należy do klasyki kina gangsterskiego, a w niektórych kręgach nawet wstyd przyznać, że się go nie widziało. Al Pacino stworzył ikoniczną kreację, a sam film jest kopalnią doskonałych i świetnie rozpoznawalnych cytatów.
5. Wykidajło, reż. Rowdy Herrington (1989)
"Wykidajło" bez wątpienia nie jest arcydziełem i promuje toksyczną męskość opartą na sile i agresji, ale umówmy się – który film w latach 80. taki nie był? Pięć nominacji do Złotych Malin dla tego tytułu to spora przesada.
W filmie nie brakuje zapadających w pamięć momentów, a Patrick Swayze rozsadza ekran swoją charyzmą. "Wykidajło" ma też po prostu to trudne do zdefiniowania coś, co sprawia, że myślimy o danym filmie, że jest "cool".
4. Bodyguard, reż. Mick Jackson (1992)
Uwielbiany przez Polaków i katowany na ogólnodostępnych kanałach telewizyjny melodramat z Whitney Houston także doczekał się nominacji do Złotych Malin – i to aż w siedmiu kategoriach!
Powiedzmy sobie szczerze, że "Bodyguard" nie jest perłą kinematografii, a typowym wyciskaczem łez, doprawionym jednak zniewalającym głosem przedwcześnie zmarłej diwy. Co ciekawe w tym samym roku film został też nominowany do Oscara za dwie piosenki: "Run to You" oraz "I Have Nothing".
3. Showgirls, reż. Paul Verhoeven (1995)
"Showgirls" Paula Verhoevena ("RoboCop", "Człowiek widmo") zostało obsypane Złotymi Malinami, a także w 2000 roku otrzymało statuetkę specjalną dla Najgorszego filmu dekady. I z jednej strony trudno się z kapitułą w tych wyborach nie zgodzić, gdyż produkcja jest po prostu absurdalna.
Z drugiej jednak seans filmu jest niezwykle... satysfakcjonujący. "Showgirls" są bowiem filmem z kategorii "tak złych, że aż dobrych" oraz mają ten charakterystyczny dla Verhoevena kampowy sznyt. Zgoda, aktorstwo grającej główną bohaterkę Elizabeth Berkley przyprawia początkowo o zgrzyt zębów, ale potem wzbudza już jedynie radość.
2. Indiana Jones i Królestwo Kryształowej Czaszki, reż. Steven Spielberg (2008)
"Indiana Jones i Królestwo Kryształowej Czaszki" to z pewnością najmniej udana produkcja z serii filmów o nieustraszonym archeologu, w którego roli niebawem znów zobaczymy Harrisona Ford (premiera filmu "Indiana Jones i artefakt przeznaczenia" zapowiedziana jest na 30 czerwca tego roku).
Przyznanie anty-Oscara filmowi Stevena Spielberga w kategorii Najgorszy prequel, remake, "zrzynka" lub sequel to jednak grupa przesada, jeśli spojrzy się, z jakimi tytułami konkurował. Na Złotą Malinę miały szansę również dwie parodie: "Totalny kataklizm" oraz "Poznaj moich Spartan", których humor był naprawdę kloaczny.
1. Blondynka, reż. Andrew Dominik (2022)
Do "Blondynki" na podstawie powieści Joyce Carol Oates o tym samym tytule łączącej fakty z fikcją można mieć sporo zarzutów. "'Blondynka' krytycznie punktuje, jak seksualizowana była gwiazda, ale jednocześnie sama to robi. Monroe jest przedstawiona przez pryzmat męskiego spojrzenia, jest postacią napisaną przez mężczyznę. Kamera skupia się na jej ciele: piersiach, pośladkach, brzuchu" – pisała w recenzji dla naTemat Ola Gersz.
Problemy filmu Andrew Dominika nie wyjaśniają jednak, dlaczego otrzymał dwie Złote Maliny, w tym jedną w głównej kategorii dla Najgorszego filmu. Jeśli chodzi bowiem o samą produkcję, "Blondynka" jest nakręcona i zmontowana świetnie, a wizualna narracja przypomina tę z późniejszych filmów Terrence'a Malicka.
Jestem psycholożką, a obecnie również studentką kulturoznawstwa. Pisanie towarzyszyło mi od zawsze w różnych formach, ale dopiero kilka lat temu podjęłam decyzję, by związać się z nim zawodowo. Zajmowałam się copywritingiem, ale największą frajdę zawsze sprawiało mi pisanie o kulturze. Interesuje się głównie literaturą i kinem we wszystkich ich odmianach – nie lubię podziału na niskie i wysokie, tylko na dobre i złe. Mój gust obejmuje zarówno Bergmana, jak i kiczowate filmy klasy B. Po godzinach piszę artykuły naukowe o horrorach, które czasem nawet ktoś czyta.