W USA rozpoczął się kolejny strajk scenarzystów. Twórcy domagają się wyższych płac, bo obecne zostały ustanowione jeszcze przed boomem na serwisy streamingowe. Problem wydaje się dla nas zbyt odległy, ale to tylko pozory. Ma gigantyczny wpływ na oglądane przez nas seriale. Poprzedni strajk wprowadził istne spustoszenie w telewizji, większość popularnych produkcji została skrócona, a niektóre zupełnie skasowano.
Reklama.
Reklama.
Strajk scenarzystów zrzeszonych w Amerykańskim Stowarzyszeniu Pisarzy (WGA) rozpoczął się 2 maja. Wcześniej przez 6 tygodni prowadzono negocjacje m.in. z Netfliksem, Amazonem, Disneyem, Warner Bros. i Paramount, ale nie wypracowano porozumienia.
Już teraz nie pojawiły się najnowsze odcinki wieczornych programów rozrywkowych takich jak m.in. "Tonight Show Starring Jimmy Fallon", "The Late Show With Stephen Colbert" czy "Saturday Night Live". Wstrzymano też prace m.in. przy 6. sezonie "Cobra Kai" i 3. sezonie "Yellowjackets".
Poprzedni strajk odbył się w latach 2007-2008 i wpłynął na takie seriale jak m.in. "Breaking Bad", "Zagubieni", "The Office", "Plotkara" i wiele innych. W jaki sposób?
Można nakręcić zły serial na podstawie dobrego scenariusza, ale ze złego scenariusza nigdy nie powstanie dobry serial. Wydaje się oczywistym, że twórcy powinni godziwie zarabiać, ale okazuje się, że tak nie jest. WGA podaje, że obecnie połowa scenarzystów pracuje za minimalne możliwe wynagrodzenie niezależnie od doświadczenia.
Tymczasem jeszcze w latach 2013-2014 r. dotyczyło to tylko jednej trzeciej z nich. Po uwzględnieniu inflacji wychodzi na to, że przeciętne wynagrodzenie scenarzysty w ciągu ostatniej dekady zmniejszyło się o 23 procent. W przeciwieństwie do producentów, którzy między innymi dzięki ich pracy w tym czasie dorobili się milionów.
Dlaczego scenarzyści strajkują w 2023 roku? Głównie przez streaming
Scenarzyści obwiniają przede wszystkim serwisy streamingowe (a konkretnie ich właścicieli), które wprowadziły ogromną rewolucję (poprzednio zarzuty dotyczyły m.in. większego udziału w zyskach ze sprzedaży płyt DVD). Może i powstaje więcej seriali niż kiedyś, ale mają mniej odcinków niż te w tradycyjnej telewizji, więc scenarzyści dostają na koniec stosunkowo mniej kasy.
Przerwy między sezonami są z kolei czasem dłuższe (nieraz przecież trwają ponad rok), zatem są okresy, kiedy scenarzyści nie zarabiają ani grosza i muszą co chwilę szukać nowej pracy. Poza tym są coraz częściej kasowane po pierwszej serii. Do tego zatrudnia się ich mniej w tzw. mini-roomach (zamiast większych writers roomach), czyli małych grupach, które produkują scenariusze zaraz po tym, jak serial dostanie zielone światło.
Domagają się też m.in. uregulowania kwestii sztucznej inteligencji (wydaje się to od czapy, ale już ponoć myśli się o używaniu AI do pisania scenariuszy na bazie książek) oraz większych tantiem z dystrybucji w internecie (w Polsce to w ogóle jeszcze nie jest wprowadzone i scenarzyści, ale i inni twórcy, wcale nie odcinają kuponów od tego, że coś jest np. hitem na Netfliksie). Ogólnie chodzi im o proporcjonalny do ich wkładu udział w zyskach – aktorzy czy reżyserzy nie strajkują, więc najwyraźniej nie narzekają na swoje pensje.
"W zeszłym roku szefowie ośmiu największych studiów w Hollywood zarobili łącznie ponad 773 mln dolarów. W tym czasie wielu pracowników, którzy napisali ich seriale, nie stać na czynsz" – napisał na Twitterze aktor (scenarzyści są też wspierani przez inne zawody z branży) Bradley Whitford.
Jak poprzedni strajk wpłynął na świat seriali? Bardziej niż się wydaje
Nie wiadomo, ile żądań zostanie spełnionych przez producentów, ale na pewno odciśnie się to na nadchodzących produkcjach – nawet bardziej niż np. pandemia, gdy produkcje zostały wstrzymane, ale przynajmniej miały scenariusze i scenarzystów gotowych do powrotu na plan. Przy strajku sprzed 15 lat mnóstwo seriali straciło na jakości i ilości – nie wszyscy mogliśmy sobie zdawać z tego sprawę.
Należy zaznaczyć, że nie odbiło się to na wszystkich tytułach. Niektóre zostały ukończone lub napisane przed pospolitym ruszeniem w Hollywood (m.in. "Prawo ulicy", "Detektyw Monk", "Dexter"), ale też nie wszyscy scenarzyści są zrzeszeni. Jak twórcy "South Parku" Trey Parker i Matt Stone, którzy pisali sobie nowe odcinki bez przeszkód.
Z kolei Lionsgate dogadało się z WGA, więc strajk w tym studiu zakończył się wcześniej i dzięki temu widzowie "Mad Mena" i "Trawki" nie mieli przerw w oglądaniu. Niektóre stacje telewizyjne próbowały też omijać protestujących scenarzystów i zatrudniali tymczasowo takich nienależących do WGA - tak zrobiono np. przy "As the World Turns" i"The Young and the Restless". Były też łamistrajki. Np. ekipa scenarzystów "Power Rangers" napisała odcinki pod pseudonimami.
Jednak lwia część seriali nie miała tyle szczęścia. Najwięcej produkcji zostało po prostu skróconych – z pewnością zauważyliście, że niektóre sezony z tamtego okresu miały mniej odcinków niż zwykle np. zamiast standardowych 22-24 było ich tylko kilkanaście. Ze względu na napięte ramówki stacje nie czekały, tylko je okroiły (dokręcając po strajku kilka odcinków), a w kolejnym roku powróciły z nowymi seriami z tradycyjną liczbą odcinków. Jezeli dana produkcja miała oczywiście szczęście i widownię.
Mnóstwo sezonów seriali z lat 2006-2007 było krótszych właśnie przez strajk scenarzystów
Lista wykastrowanych tytułów jest długa, więc ograniczę się do tych najpopularniejszych tytułów: "Kości" (3. sezon - 15 odc.), "Teoria Wielkiego Podrywu" (1. sezon - 17 odc.), "CSI" (8. sezon - 17 odc.), "Ostry dyżur" (14. sezon - 19 odc.), "Chirurdzy" (14. sezon - 19 odc.), "The Office" (4. sezon - 18 odc.), "Prison Break" (3. sezon - 13 odc.), "Tajemnice Smallville" (7. sezon - 20 odc.), "Dwóch i pół" (5. sezon - 19.), "Plotkara" (1. sezon - 18 odc.).
Stacjom zdecydowanie łatwiej było skrócić sezony, jeśli każdy odcinek tworzył zamkniętą całość. Gorzej było z serialami ciągłymi fabularnie. Zaczęto więc kombinować, co przełożyło się na jakość produkcji – 4. sezon "Zagubionych" miał mieć 16 odcinków, wyemitowano 14, a dwa pozostałe dodano do 5. i 6. sezonu, bo szkoda by było je marnować. Co z tego, że serial stał się jeszcze większym bałaganem.
Gdyby nie strajk, pierwszy sezon "Breaking Bad" zakończyłby się inaczej – miał zginąć pewien pan od kamyczków (osoby, które widziały, wiedzą o kogo chodzi, a reszcie nie chcę spoilerować), ale... zabrakło na to odcinków. Nakręcono 7 z 9, a Vince Gilligan zmienił historię tego bohatera, który przez to wytrzymał aż do 5. sezonu. Serial i tak jest świetny, ale ciekawe czy nie byłby jeszcze lepszy, gdyby powstał zgodnie z pierwotną wizją.
Nie wszystkie seriale miały tyle szczęścia - z powodu strajku ponad 10 tytułów skasowano. W tym "Journeyman - podróżnik w czasie", "K-Ville", "Bog Shots" oraz kultowe w pewnych kręgach "The 4400", które mimo cliffhangera na koniec 4. sezonu nie doczekało się kontynuacji (tłumaczono to nie tylko protestem, ale i ograniczonym budżetem i niezadowalającymi recenzjami). Dostało za to słaby reboot w 2021 r., który anulowano już po pierwszym sezonie.
Strajk scenarzystów z 2023 roku już teraz odbił się na wielu popularnych serialach. A to dopiero początek
Obecny strajk już przyniósł pierwsze przerwy na planach. Długopisy odłożyli scenarzyści "Cobra Kai" (6. sezon), "Yellowjackets" (3. sezon), "Hacks" (3. sezon), "Misja: podstawówka" (3. sezon), "Big Mouth" (7. sezon). Nie wiadomo, czy serie będą skrócone jak w latach 2007-2008 r., czy po prostu przełożone na później. Obsuwy będą też zależeć od tego, ile będzie trwał sam protest (poprzedni rozciągnął się na 100 dni).
Scenariusze do drugich sezonów "Rodu smoka" i "Pierścieni władzy" powstały już wcześniej, więc ekipa na planach ma nad czym pracować. Jednak to może wcale nie musi być taka dobra wiadomość - np. w przypadku serialu Amazona na miejscu nie będzie scenarzystów i showrunnerów (w ramach strajku nie tylko nie piszą, ale ogólnie nie pojawiają się też osobiście w czasie zdjęć, by np. konsultować).
Nie będą zatem mogli wprowadzać poprawek na gorąco, albo, co gorsza, gotowy skrypt będzie mógł być przerobiony lub napisany od nowa bez ich udziału. Może się tylko domyślać, jak to może się skończyć. Ostatnio tak było np. z 6. sezonem "Family Guya" - stacja Fox kontynuowała produkcję bez błogosławieństwa strajkującego showrunnera Setha MacFarlane'a.
Seriali i tak wychodzi od groma, a wiele już zostało nakręconych, są w postprodukcji lub tylko czekają na swoje premiery (jak np. 2 sezon "Dobrego Omenu", o którym pisze wyżej Neil Gaiman), więc fani nie będą mogli narzekać na brak rzeczy do oglądania. Co innego, które powstają (np. 5 sezon "Stranger Things") lub mają dopiero powstać – bez scenarzystów zaliczą obsuwę, zostaną ucięte, skasowane lub będą po prostu słabsze, bo nie będzie nad nimi kontroli oryginalnych twórców.
Kolejny rok (lub dwa) z perspektywy fanów seriali (nie wspominając już o filmach, które przecież też potrzebują autorów) może być naprawdę kiepski. Jednak niskie oceny i rezygnacje z subskrypcji, a także ogólny zastój spowodowany strajkiem, mogą dać sporo domyślenia firmom streamingowym i wielkim studiom. Bez zadowolonych scenarzystów nic nie zrobią i warto ich uwzględniać w swoich finansowych... scenariuszach.
Dziennikarz popkulturowy. Tylko otworzę oczy i już do komputera (i kto by pomyślał, że te miliony godzin spędzonych w internecie, kiedyś się przydadzą?). Zawsze zależy mi na tym, by moje artykuły stały się ciekawą anegdotą w rozmowach ze znajomymi i rozsiadły się na długo w głowie czytelnika. Mój żywioł to popkultura i zjawiska internetowe. Prywatnie: romantyk-pozytywista – jak Wokulski z „Lalki”.