"Wierne przyjaciółki" to thriller, który osobom o odpowiednim peselu przypomni wycieczki do wypożyczalni wideo oraz wieczory filmowe z TVN. Holenderska produkcja, tak samo, jak wspomniane filmy ery VHS niepozbawiona jest wad, a od jej zakończenia rozboli was głowa.
Ocena redakcji:
2.5/5
Reklama.
Podobają Ci się moje artykuły? Możesz zostawić napiwek
Teraz możesz docenić pracę dziennikarzy i dziennikarek. Cała kwota trafi do nich. Wraz z napiwkiem możesz przekazać też krótką wiadomość.
"Wierne przyjaciółki" to holenderski thriller w reżyserii André van Durena ("Mizofobia"), który w kraju swojej produkcji był kinowym przebojem. Kiedy film zadebiutował na Netfliksie, od razu znalazł się na podium listy TOP 10 platformy (obecnie jest na miejscu drugim).
Popularność ta nie dziwi, gdyż film van Durena to thriller w starym stylu, który być może został nakręcony na fali próby reanimacji thrillera erotycznego, czyli gatunku niezwykle popularnego w latach 80. i 90. W ostatnim czasie próby podjęły m.in. jak Amazon Prime Video ("Głęboka woda") oraz Paramount Television ("Fatalne zauroczenie").
W "Wiernych przyjaciółkach" seks stanowi ważny element fabuły, gdyż pragnienie seksualnych uniesień prowadzi do tragedii. Odważnych scen erotycznych znanych z takich klasyków gatunku, jak "9 1/2 tygodnia" czy "Nagi instynkt" właściwie tutaj jednak nie uświadczymy.
Po gorącym początku film holenderskiego reżysera skręca bowiem bardziej w stronę popularnego obecnie gatunku, jakim jest domestic noir, czyli kryminał/thriller, w którego założeniu najniebezpieczniejszym miejscem dla kobiety jest jej najbliższe otoczenie.
Tytułowe bohaterki, czyli Bodil (Bracha van Doesburgh) oraz Isabel (Elise Schaap) mówią swoim mężom, że wybierają się na babski weekend. Tymczasem każda z kobiet po wysiadce z pociągu udaje się w swoją stronę, by oddać się skokom w bok.
Niespodziewanie Isabel znika, a poszlaki wskazują na to, że została zamordowana. Bodil zaczyna podejrzewać niemal każdą osobę ze swojego otoczenia, a wkrótce domyśla się, że tak naprawdę to ona miała być celem ataku.
Thriller jak z ery VHS
Zasiadając do seansu "Wiernych przyjaciółek" najlepiej nie mieć szczególnie wygórowanych oczekiwań. Van Duren nakręcił film całkowicie rzemieślniczo – nie ma szans, żeby którakolwiek ze scen zapadła wam w pamięć. Kreacje aktorskie po prostu są, pomiędzy bohaterami nie ma jakiejś szczególnej chemii, ale jest na tyle przyzwoitym poziomie, że nie odciąga od wydarzeń na ekranie.
A te, faktycznie, trudno przewidzieć, co w przypadku thrillera jest jedną z najważniejszych zalet. Intryga z czasem coraz bardziej się zagęszcza, a błędne tropy są nam rzucane niemal nieustannie.
Nie oznacza to jednak, że film nie podąża utartymi ścieżkami. Chociaż finału faktycznie trudno się domyślić, następujące po sobie sceny to właściwie elementarz gatunku, co jednak samo w sobie nie musi być wadą.
"Wierne przyjaciółki" wywołują bowiem nostalgię za kinem ery VHS – tanim, niewymagającym, ale mającym ten trudny do uchwycenia klimat oraz walory rozrywkowe, które nieustannie ściągały nas z powrotem do wypożyczalni po kolejne pozycje.
Finał filmu André van Durena to dramat
Pomimo wspomnianych zalet, holenderski thriller to pozycja absolutnie zapominalna po seansie, której powidoki zaczynają zanikać już wraz z pojawieniem się napisów końcowych. "Wierne przyjaciółki" nie są co prawda filmem produkcji Netfliksa, ale zrealizowane są z podobnym brakiem dbałości o szczegóły czy o jakąkolwiek wartość dodaną do seansu.
Finał filmu André van Durena to już jednak prawdziwy dramat. Brak możliwości przewidzenia zakończenia i liczne zwroty akcji bywają zaletą, gdy są logiczne i usprawiedliwione poprzednimi wydarzeniami. Ujawnione pod koniec motywy bohaterów oraz ich działania są jednak jedynie tworem wyobraźni twórców – trudno bowiem wyobrazić sobie, żeby podobna historia mogła rozegrać się naprawdę.
"Wierne przyjaciółki" nie zrobią wam jednak krzywdy w przeciwieństwie do sporej liczby tytułów na Netfliksie, które ma się ochotę wyłączyć już po pierwszych dziesięciu minutach. To film na wieczór, gdy mózg odmawia wam posłuszeństwa albo gdy chcecie zająć czymś wzrok podczas prasowania czy wcinania kotleta – nawet gdy na chwilę oderwiecie oczy od ekranu, nic nie stracicie.
Jestem psycholożką, a obecnie również studentką kulturoznawstwa. Pisanie towarzyszyło mi od zawsze w różnych formach, ale dopiero kilka lat temu podjęłam decyzję, by związać się z nim zawodowo. Zajmowałam się copywritingiem, ale największą frajdę zawsze sprawiało mi pisanie o kulturze. Interesuje się głównie literaturą i kinem we wszystkich ich odmianach – nie lubię podziału na niskie i wysokie, tylko na dobre i złe. Mój gust obejmuje zarówno Bergmana, jak i kiczowate filmy klasy B. Po godzinach piszę artykuły naukowe o horrorach, które czasem nawet ktoś czyta.