Oni też opłakują Tekielego. Chwytające za serce słowa pracowników schroniska
Kamil Frątczak
31 maja 2023, 13:59·3 minuty czytania
Publikacja artykułu: 31 maja 2023, 13:59
We wtorek (30 maja) odbyło się ostatnie pożegnanie Kacpra Tekielego. Żona alpinisty Justyna Kowalczyk-Tekieli zaapelowała do wszystkich żałobników, by zamiast kwiatów wsparli schronisko dla zwierząt. Jego pracownicy nazywają go wprost "bohaterem".
Reklama.
Reklama.
Pogrzeb Kacpra Tekielego odbył się we wtorek 30 maja. Ceremonia rozpoczęła się o godzinie 14:30 na Cmentarzu Oliwskim w Gdańsku. Informację na swoim Facebooku przekazała żona sportowca – Justyna Kowalczyk, która także zwróciła się z apelem do osób, które chciały uczestniczyć w uroczystości.
"Bardzo proszę, by zamiast kwiatów, wieńców itd. wspomóc schronisko dla zwierząt! Mój kochany Mąż zwierzęta uwielbiał i na wszystkie możliwe sposoby przez całe swoje życie im pomagał" – napisała Justyna Kowalczyk.
"Zostanie naszym bohaterem". Tak pracownicy schroniska wspominają Tekielego
Jak się okazało, zmarły alpinista był bardzo empatyczną osobą. Tekieli bardzo chętnie pomagał zwierzętom, nie chwaląc się tym na głos. Wspomniane przez Kowalczyk placówka to schronisko "Promyk" w Gdańsku. To właśnie jemu poświęcał najwięcej uwagi za życia. W rozmowie z "Faktem" głos zabrali pracownicy, których słowa chwytają za serce.
– Był u nas kilka tygodni temu razem z kolegą, przyjechał do schroniska busem wypełnionym karmą dla zwierząt. Nie przedstawiał się, kim jest, poznaliśmy go po tym niesamowitym, pięknym, szczerym i czarującym uśmiechu – mówi dla "Faktu" Emilia Salach, zastępca dyrektora ZOO w Gdańsku oraz pracownica schroniska.
Kacper Tekieli nie pomagał dla poklasku i nie robił sobie zdjęć, by móc się nimi pochwalić w mediach społecznościowych. Taki właśnie był. Liczyło się dla niego tylko i wyłącznie dobro tych bezbronnych stworzeń. "Mój kochany mąż zwierzęta uwielbiał i na wszystkie możliwe sposoby przez całe swoje życie im pomagał" – informowała Justyna Kowalczyk.
Pracownicy "Promyka" pojawili się na pogrzebie, by oddać mu hołd i podziękować za lata wspierania ich placówki. Na grobie złożyli mu maskotki: psa i kota, będące symbolami schroniska.
– Na zawsze zostanie naszym bohaterem. Nie obnosił się z tą pomocą, ta jego skromność i szlachetność pokazuje, jakim był dobrym człowiekiem. Pomagał dla samego pomagania. Bardzo za to dziękujemy, a pani Justynie życzymy jak najwięcej siły w tym niewyobrażalnie trudnym czasie (...) Chociaż w ten sposób chcemy mu oddać ostatni hołd – podsumowała wdzięczna Emilia Salach.
"Byłam żoną alpinisty. Nie unikaliśmy trudnych rozmów, żadne z nas nie uciekało od śmierci. Byliśmy świadomi, co może się wydarzyć. Chciał wejść na wszystkie czterotysięczniki przed 'czterdziestką'. Jestem szczęściarą, że mogłam mu towarzyszyć w tym wszystkim i być obok niego. Miałam czas się z nim pożegnać. Ma wspaniałych przyjaciół. Nigdy nie zapomnę, jak rzuciliście wszystko i pojechaliście szukać mojego męża" – oznajmiła.