Taylor Swift jest w trakcie trasy koncertowej "The Eras Tour", podczas której promuje wszystkie swoje albumy. W związku z tym każde widowisko trwa aż trzy godziny. Fani artystki znaleźli kontrowersyjny sposób, żeby nie musieć chodzić w tym czasie do toalety.
Reklama.
Podobają Ci się moje artykuły? Możesz zostawić napiwek
Teraz możesz docenić pracę dziennikarzy i dziennikarek. Cała kwota trafi do nich. Wraz z napiwkiem możesz przekazać też krótką wiadomość.
Fani Taylor Swift zdecydowali się na kontrowersyjne rozwiązanie
Wszystko zaczęło się od jednego TikToka. Jego autorka stwierdziła, że zdobycie biletów na koncert Taylor Swift w ramach "The Eras Tour" zajęło jej tyle czasu i kosztowało tyle stresu, że teraz zamierza zainwestować w... pieluchy dla dorosłych. "Nie chcę stracić ani minuty" – argumentowała.
Chociaż po jakimś czasie przyznała, że był to jedynie żart, wiele osób w komentarzach podchwyciło ten pomysł (trudno powiedzieć, czy na poważnie). "Chciałabym zrobić to samo" – czytamy w jednym z nich.
Co więcej, na profilu One Swiftie ukazało się wideo, na którym grupa młodych kobiet przygotowuje się na występ Taylor, wkładając pod błyszczące sukienki właśnie rzeczone pieluchy.
Zdecydowanie jest coś na rzeczy, gdyż na Reddicie można znaleźć dyskusje dotyczące tego, w jakim momencie koncertu najlepiej udać się za potrzebą. Tam również można znaleźć sugestie, że pieluchy mogą rozwiązać problem...
Fani boją się nie tylko przegapić jakiegoś utworu, ale specjalnych ogłoszeń (jak to dotyczące nagrania "Speak Now (Taylor's Version)" albo niespodzianek przygotowanych przez Swift, jak np. występ z Phoebe Bridgers czy raperką Ice Spice.
Zdaniem wielu toaletę najlepiej odwiedzić podczas trwającego dziesięć minut kawałka "All Too Well", gdyż wtedy straci się tylko "część piosenki, a nie całość".
O artystce jest ostatnio głośno nie tylko ze względu na "The Eras Tour"
Taylor Swift jest na językach nie tylko ze względu na długo wyczekiwaną trasę koncertową, ale również ze względu na swoje życie uczuciowe. Piosenka bowiem rozstała się z długoletnim partnerem Joe Alwynem, z którym fani myśleli, że będzie już zawsze.
Na horyzoncie szybko pojawił się jednak nowy ukochany i wzbudził kontrowersje. To Matty Healy, czyli wokalista zespołu The 1975, który znany jest ze swoich budzących u części osób oburzenie poglądów. Po tym, jak w sieci pojawiły się zdjęcia artystki z rockmanem, powróciły oskarżenia, że Swift jest "białą feministką". Na naszych łamach temat zgłębiła Zuzanna Tomaszewicz.
"Takie oskarżenia padały pod adresem Taylor Swift wielokrotnie, lecz przybrały znacząco na sile, gdy o ulubienicy milenialsów zaczęto mówić w kontekście posądzanego o rasizm i antysemityzm gwiazdora The 1975. Swifties trapi zwłaszcza milczenie ich idolki" – przeczytacie w jej tekście.
"Kolejny ruch Taylor Swift pokaże, czy nazywanie jej białą feministką jest właściwe. Wygląda na to, że wszystko zależy od tego, czy odniesie się do kontrowersji dotyczących Matty'ego Healy'ego" – dodaje Tomaszewicz.
Jestem psycholożką, a obecnie również studentką kulturoznawstwa. Pisanie towarzyszyło mi od zawsze w różnych formach, ale dopiero kilka lat temu podjęłam decyzję, by związać się z nim zawodowo. Zajmowałam się copywritingiem, ale największą frajdę zawsze sprawiało mi pisanie o kulturze. Interesuje się głównie literaturą i kinem we wszystkich ich odmianach – nie lubię podziału na niskie i wysokie, tylko na dobre i złe. Mój gust obejmuje zarówno Bergmana, jak i kiczowate filmy klasy B. Po godzinach piszę artykuły naukowe o horrorach, które czasem nawet ktoś czyta.