Niektóre filmy źle się zestarzały, inne od początku były problematyczne. Dzisiaj ciężko je oglądać, chyba że... wyłączymy mózgi i postanowimy po prostu dobrze się bawić, co jednak nie zawsze jest możliwe. Seksistowskich scen (i całych filmów) jest w historii Hollywood sporo. Wybrałam siedem, które ze współczesnej perspektywy są szczególnie oburzające. Większość dobrze znacie, może nawet lubicie, ale dziś niestety naprawdę nie są w porządku. I to z różnych powodów.
Reklama.
Podobają Ci się moje artykuły? Możesz zostawić napiwek
Teraz możesz docenić pracę dziennikarzy i dziennikarek. Cała kwota trafi do nich. Wraz z napiwkiem możesz przekazać też krótką wiadomość.
Seksizm w kinie. Siedem seksistowskich scen w znanych filmach
Niestety niektóre filmy się starzeją... Poniższe sceny są kłopotliwe, a przynajmniej powinny być.
1. Gwałt małżeński w "Przeminęło z wiatrem" (1939)
"Przeminęło z wiatrem" to klasyk kina. Film z 1939 roku zdobył osiem Oscarów (plus dwa specjalne), a przy uwzględnieniu inflacji jest najbardziej dochodowym filmem wszech czasów, bo zarobił ponad 4,1 miliona dolarów. Vivien Leigh oraz Clark Gable stworzyli role życia i nie sposób się nimi nie zachwycać, nawet jeśli oglądasz film po raz trzydziesty.
To arcydzieło, chociaż mocno się zestarzało, chociażby pod kątem rasowym. Nie powinno nas to zresztą wcale dziwić, bo "Przeminęło z wiatrem" opowiada o czasach wojny secesyjnej, w których wciąż istniało niewolnictwo. Oprócz tego filmowa opowieść o Scarlett O'Harze ma 84 lata, a powieść Margarett Mitchell, na której "Przeminęło z wiatrem" jest oparte, jest o trzy lata starsza. Inna epoka, dosłownie i w przenośni.
Pomijając kwestię niewolnictwa na amerykańskim południu, to jedna ze scen (którą obejrzymy tutaj) dzisiaj szczególnie szokuje. Która? Ta, w której pijany Rhett Butler siłą chwyta swoją żonę i zanosi ją po schodach do sypialni. – Tej nocy mnie nie wyrzucisz – mówi do niej.
Kiedy oglądałam "Przeminęło z wiatrem" jako dziecko, uważałam ten moment za niezwykle romantyczny, ale powiedzmy to wprost: Rhett wymusił na Scarlett współżycie seksualne, czyli zgwałcił swoją partnerkę. Gwałt małżeński długo nie był postrzegany jako akt przemocy (bo przecież mężowi się po prostu "należy", kiedy i jak chce), ale dzisiaj na szczęście świadomość społeczna jest zupełnie inna.
Oglądanie tej sceny oraz rozanielonej (!) Scarlett następnego poranka dzisiaj jest porażające. Chociaż nie tak porażające jak czytanie komentarzy widzów na YouTube zachwyconych "męskim" Rhettem Buttlerem, który zrobił to, o czym (podobno) marzy każda kobieta...
2. Znudzony Chris Pratt w "Pasażerach" (2016)
"Pasażerowie" z Jennifer Lawrence i Chrisem Prattem mieli być wielkim hitem. I owszem, film na siebie zarobił, ale z kinowych sal więcej wyszło skonfundowanych widzów niż tych zachwyconych. Fabuła tego romansu science-fiction jest naprawdę nieprzemyślana, problematyczna i po prostu... głupia.
Oto jeden z pasażerów międzygwiezdnego liniowca zostaje wybudzony kilkadziesiąt lat przed terminem. Miał szczęśliwie żyć na innej planecie, ale okazuje się, że umrze na statku i to sam. Beznadziejna sytuacja. Ale bohater decyduje się jeszcze na coś gorszego: przechadzając się między kapsułami z zahibernowanymi ludźmi, znajduje atrakcyjną blondynkę i zakochuje się w jej pięknej twarzy. I co robi? Wybudza ją, czyli skazuje na ten sam smutny los. Słowem, pozbawia ją jej wymarzonej przyszłości.
Oglądając "Pasażerów" w kinie aż się we mnie gotowało. Zresztą nie tylko we mnie, bo wybuchła burza o fabułę, mimo że twórcy sprzedali nam ją jako nadzwyczajnie romantyczną. Wyobraź sobie, że obcy facet, postanawia skazać cię na śmierć w kosmosie, bo czuje się samotny i ma nadzieję, że się w nim zakochasz. A, i wszystko przed tobą zataja. Okropne.
3. Napaść seksualna na mamę Marty'ego w "Powrocie do przyszłości" (1985)
Jako dzieci tego nie zauważyliśmy i nie zdawaliśmy sobie sprawy z powagi sytuacji, ale w kultowym "Powrocie do przyszłości" znalazła się scena przemocy seksualnej. Chodzi o Lorraine, mamę Marty'ego, która w liceum została wykorzystana przez mięśniaka Biffa w jego samochodzie.
Nie chodzi nawet o samą scenę (którą dziś trudno się ogląda), bo czyn Biffa jest w filmie uważany za zły, a na pomoc Lorraine idą i Marty, i jej przyszły mąż, George. Degradujące dla bohaterki jest to, co dzieje się później: rodzina McFly zatrudnia potem Biffa i nikt nie zastanawia się, jak czuje się z tym Lorraine. Jej emocje i trauma zostały tutaj całkowicie pominięte, a przemoc była po prostu fabularnym środkiem, aby George mógł się wykazać. Cóż, lata 80. w pigułce.
4. "Summer Nights" i zakończenie "Grease" (1978)
"Grease" to kolejny przykład filmu, który źle się zestarzał. To wciąż świetny musical, po prostu ze współczesną wrażliwością społeczną ciężko go oglądać. I wcale nie mówię tylko o hicie "Summer Nights", w którym Sandy i Danny opowiadają o swojej letniej miłości. W pewnym momencie kolega bohatera Johna Travolty pyta go, czy Sandy "się broniła" ("Did she put up a fight?"), co ma dziś dość gwałcicielski podtekst. We współczesnych adaptacjach tego niefortunnego wersu już nie ma.
Jednak najgorszy jest i tak zakończenie, w którym Sandy, śliczna, nieśmiała kujonka lubująca się w długich spódnicach i pastelowych kolorach, postanawia przeistoczyć się w seksowną kocicę ("You're The One That I Want"). Bynajmniej nie z własnej woli: chce spodobać się Danny'emu, ale wyraźnie nie czuje się komfortowo. Lekcja dla młodych dziewczyn: zmień się całkowicie dla faceta, to cię polubi.
5. Metamorfoza w "Cała ona" i... cały film (1999)
"Cała ona" była w latach 90. kasowym hitem, wychowaliśmy się na tym filmie, ale... dzisiaj nie da się już go oglądać. Popularny przystojniak w liceum, niepopularna kujonka. Zakład z kolegą, że w ciągu sześciu tygodni zamieni "brzydulę" w królową balu. Rozkochanie w sobie dziewczyny tylko po to, żeby wygrać zakład. Kłamstwa i manipulacje. I w końcu wielka metamorfoza bohaterki – z brzydkiego kaczątka w pięknego łabędzia.
Cała ta fabuła jest krzywdząca dla kobiet: niesmaczna, szkodliwa. A do tego Laney wybacza chłopakowi, bo ten się w niej zakochał i (podobno) zmienił. Wisienką na tym niesmacznym torcie jest wspomniana wielka przemiana dziewczyny, czyli motyw uwielbiany w filmach sprzed kilku dekad.
Dziewczyna, która cały czas była śliczna, zdejmuje okulary, rozpuszcza włosy i zaczyna podobać się facetom. Wtedy była "brzydka", dopiero teraz, gdy wpisuje się w kulturowe normy, może być uznana za piękną. Jako młode dziewczyny dostałyśmy więc (podobnie jak w "Grease") szkodliwe komunikaty: "jesteś niewystarczająca", "on nie polubi cię taką, jaką jesteś" i "musisz wyglądać tak samo jak wszyscy". Dopiero wtedy wygrywasz.
6. Każda scena, w której do Anne Hathaway mówi się... po rozmiarze (2006)
Gdy w 2006 roku do kin wszedł "Diabeł ubiera się u Prady", nastolatki i kobiety dowiedziały się, że szczupła kobieta powinna zrzucić na wadze. Bohaterkę, Andy Sachs, nazwano w filmie "bystrą, grubą dziewczyną", podczas gdy nosiła rozmiar 6, czyli... S.
Każda scena, w której ktoś z redakcji prestiżowego magazynu "Runway" zwracał się do niej nie po imieniu, a po rozmiarze ("Obudź się, Szóstko") jest po prostu obraźliwa. Dziennikarka postanowiła więc schudnąć, bynajmniej nie z własnej woli. Z kolei później rzuciła to toksyczne środowisko w cholerę. Na szczęście.
Oczywiście bodyshaming jest wpisany w branżę modową, którą krytykowano w kultowym dziś filmie, ale to nie zmienia faktu, że Andy, czyli Anne Hathaway po prostu nie miała nadwagi. To ma być gruba dziewczyna?! A nawet jeśli taka by była, to tego typu sceny po prostu nie powinny mieć miejsca.
7. Golenie głowy w "Wilku z Wall Street" (2013)
"Wilk z Wall Street" z definicji jest "niepoprawny politycznie" i krytycznie pokazuje zdegenerowane środowisko Wall Street (ta krytyka momentami przybiera wręcz pochwalny obrót, ale to temat na zupełnie inny tekst...). W filmie Martina Scorsese z Leonardo DiCaprio sporo jest scen, w których kobiety są traktowane jak przedmioty, ale jedna z nich prawdopodobnie wygrywa.
Chodzi o słynne golenie podczas firmowej imprezy: jednej z asystentek oferuje się 10 tysięcy dolarów za publiczne ogolenie głowy pośród napędzanych testosteronem, wrzeszczących mężczyzn ("skalpuj, skalpuj!"). Kobieta sprawia wrażenie, jakby za wszelką cenę próbowała się nie rozpłakać i trudno jej się dziwić.
Mimo że wielu twierdzi, że wspomniana scena z "Wilka z Wall Street" jest przezabawna, to nie ma w niej nic humorystycznego. Mimo że Danielle wyraziła zgodę, to sam akt golenia jest po prostu poniżający, a wręcz brutalny. Oglądało się to ciężko wtedy, ogląda się ciężko i dziś, szczególnie z kobiecej perspektywy. Kobieta w męskim środowisku pracy nigdy nie ma łatwo, ale może się dopasować – wystarczy, że "pokaże, że ma jaja" i zgoli głowę, żeby zdobyć szacunek ziomków.
Później Danielle odchodzi z niedbale ogolonymi włosami i nietęgą miną, a w ręku trzyma pieniądze, które przeznaczy na... implanty piersi. Oczywiście.