
Dla piłkarskich fanów Zbigniew Boniek miał być futbolowym generałem Andersem – przybywającym na białym koniu, prosto z Rzymu, wybawicielem polskiej piłki nożnej, który po latach zawieruchy wprowadzi skompromitowany związek na spokojne wody. Na początku "Zibi" postawił jednak nie na rewolucję, a na… public relations. Jak minęło 100 dni jego urzędowania?
Orężem nowego prezesa przez pierwsze sto dni były budzące sympatię kibiców, proste i niebolesne PR-owe reformy. Boniek zajął się każdym szczegółem: zadbał na przykład o aparycję związkowych działaczy i kupił każdemu jednolity garnitur; obciął też ich diety za udział w obradach o 200 zł (z 1900 zł netto). Nie zabrakło także ważnych decyzji, takich jak powołanie na stanowisko sekretarza generalnego byłego piłkarza, a dziś menadżera, Macieja Sawickiego. Oprócz tego prezes Boniek zrestrukturyzował pion medialny i marketingowy, rozpoczął kontrole i audyty związkowych szaf; rękoma wiceprezesa Romana Koseckiego zmienił kilku trenerów młodzieżówek, a także podjął decyzję o zawieszeniu budowy budzącej wątpliwości siedziby PZPN w warszawskim Wilanowie.
Wczoraj zadzwonił kolega, żydowski menadżer i pyta: – A czemu jesteś przeciwny Bońkowi? Mówię mu: ależ skąd! Jestem jak najbardziej za. Co prawda nie za samym Bońkiem-nazwiskiem, ale za Bońkiem-dobrym prezesem. Tak samo zresztą, jak byłem za Latą. Obaj to wspaniali niegdyś piłkarze, idole, rozpoznawane na świecie nazwiska, a więc czemu miałbym być przeciwko któremuś z nich?
Boniek, gdy już rozsiadł się w prezesowskim fotelu, stwierdził niczym prawdziwym Rzymianin – koniec z Bizancjum! Rozpoczął restrukturyzację związkowych struktur, wymówienia pracy otrzymało łącznie kilkanaście osób. Jednak najważniejszą decyzją personalną Bońka było zastąpienie Waldemara Baryły Maciejem Sawickim – byłym piłkarzem m.in.: Legii i Stomilu Olsztyn, a po zakończeniu kariery menadżerem w firmie Dejar.
Kilka miesięcy temu spytał mnie - tak jak spytał pewnie dwudziestu innych osób, w tym kilku dziennikarzy - kto moim zdaniem nadaje się na wiceprezesa ds. zagranicznych? Myślałem ze dwa dni, nie chciałem się skompromitować jakąś bezsensowną kandydaturą. Podałem trzy nazwiska - dwóch praktycznie obcych mi osób, które jednak uważam za inteligentne i godne zaufania, oraz Macieja Sawickiego.
Kandydaturę swojego kolegi podsunął Bońkowi Krzysztof Stanowski, twórca i dziennikarz portalu weszło.com. Stanowski jest dziś szarą eminencją związku, podszeptującą do ucha prezesa Bońka kolejne rozwiązania. Panowie znają się nie od dziś – tuż przed Euro 2012 to właśnie Boniek zorganizował w UEFA dziennikarzom weszło.com akredytacje na mistrzostwa, mimo iż ówczesna rzecznik prasowa PZPN Ageniszka Olejkowska całkowicie zignorowała portal w trakcie procesu akredytacyjnego. Później podobno pojawił się pomysł na wykupienie przez Kompanię Piwowarską (właściciela marki Tyskie, której twarzą był Boniek) części udziałów w portalu Stanowskiego.
Jako człowiek mediów zawsze będę dążył do tego, żeby piłkarz stanął grzecznie po meczu i odpowiedział na wszystkie pytania. Trzeba jednak pamiętać, że to też tylko człowiek i może mieć zły dzień. Zapewniam jednak, że PZPN nie jest od utrudniania pracy mediów. Tak może było w przeszłości, ale teraz będzie inaczej.
Na stanowisku rzecznika prasowego Agnieszkę Olejkowską, mającą wśród dziennikarzy beznadziejną opinię, zastąpił Jakub Kwiatkowski, ostatnio pracownik agencji marketingu sportowego Polish Sport Promotion (dla której organizował m.in. turniej Polish Masters we Wrocławiu). Dla Kwiatkowskiego praca w związku to nie novum – już wcześniej, w 2009 roku, przez sześć miesięcy, pełnił funkcję rzecznika PZPN.
Budząca sporo wątpliwości jest też decyzja Bońka o pozostawieniu na stanowisku dyrektora ds. marketingu Piotra Gołosa, odpowiedzialnego za tak gigantyczne kompromitacje jak zastąpienie na koszulkach reprezentacji Polski orła „piłkoptakiem”– czyli logiem PZPN, oraz fatalną organizację Klubu Kibica.
Równie duże kontrowersje wzbudziła wypowiedź Bońka, który stwierdził, że może być twarzą jednej z internetowych firm bukmacherskich (co gryzie się z ustawą hazardową), bo… jest Włochem i posiada włoski paszport. Część kibiców i środowiska piłkarskiego uznała, że to nie fair, aby prezes polskiej federacji zmieniał w ręku paszporty w zależności od potrzeby, choć sam Boniek tłumaczy, że przecież nie łamie prawa i fakt bycia prezesem PZPN nie robi z niego człowieka zniewolonego.
Zdaniem prezesa Bońka należy zmodyfikować ustawę o bezpieczeństwie imprez masowych, aby ta w jakiś sposób pozwalała ludziom używać w ograniczonej ilości środków pirotechnicznych – przed lub po meczu. Poza tym Boniek chce wyciągnąć rękę do kibiców klubów, które otrzymały zakazy wyjazdowe na mecze swoich zespołów. Część obserwatorów uznała słowa Bońka za pobłażliwość (wobec stadionowych bandytów robiących burdy), a nawet za działania oportunistyczne, mające przysporzyć prezesowi popularności. "Zibi" jednak logicznie tłumaczy, że kibicom warto dać szansę, wyciągnąć do nich rękę, aby później – jeżeli dalej nie byłoby poprawy na linii kluby-kibice – karać surowiej.
