Zbigniew Boniek, prezes PZPN, urzęduje już 100 dni
Zbigniew Boniek, prezes PZPN, urzęduje już 100 dni Fot. Kuba Atys / Agencja Gazeta

Dla piłkarskich fanów Zbigniew Boniek miał być futbolowym generałem Andersem – przybywającym na białym koniu, prosto z Rzymu, wybawicielem polskiej piłki nożnej, który po latach zawieruchy wprowadzi skompromitowany związek na spokojne wody. Na początku "Zibi" postawił jednak nie na rewolucję, a na… public relations. Jak minęło 100 dni jego urzędowania?

REKLAMA
Już jutro w naTemat ukaże się rozmowa ze Zbigniewem Bońkiem, prezesem PZPN, w której "Zibi" opowiada o racach, stadionowych bandytach, a także wpływach dziennikarzy na jego decyzje. Tymczasem zobaczcie, co zmieniło się w Polskim Związku Piłki Nożnej od czasu, gdy 100 dni temu ogłoszono nowego prezesa.
Zrobił sporo
Orężem nowego prezesa przez pierwsze sto dni były budzące sympatię kibiców, proste i niebolesne PR-owe reformy. Boniek zajął się każdym szczegółem: zadbał na przykład o aparycję związkowych działaczy i kupił każdemu jednolity garnitur; obciął też ich diety za udział w obradach o 200 zł (z 1900 zł netto). Nie zabrakło także ważnych decyzji, takich jak powołanie na stanowisko sekretarza generalnego byłego piłkarza, a dziś menadżera, Macieja Sawickiego. Oprócz tego prezes Boniek zrestrukturyzował pion medialny i marketingowy, rozpoczął kontrole i audyty związkowych szaf; rękoma wiceprezesa Romana Koseckiego zmienił kilku trenerów młodzieżówek, a także podjął decyzję o zawieszeniu budowy budzącej wątpliwości siedziby PZPN w warszawskim Wilanowie.
Sebastian Staszewski
Szef działu Sport w naTemat.pl

Wczoraj zadzwonił kolega, żydowski menadżer i pyta: – A czemu jesteś przeciwny Bońkowi? Mówię mu: ależ skąd! Jestem jak najbardziej za. Co prawda nie za samym Bońkiem-nazwiskiem, ale za Bońkiem-dobrym prezesem. Tak samo zresztą, jak byłem za Latą. Obaj to wspaniali niegdyś piłkarze, idole, rozpoznawane na świecie nazwiska, a więc czemu miałbym być przeciwko któremuś z nich?

Początek kadencji nie przebiegał jednak wyłącznie sielankowo. Na prezesowskim koniu pojawiły się pierwsze plamy: kontrowersje związane z reklamowaniem przez Bońka zagranicznej firmy bukmacherskiej, brak decyzji o zwolnieniu Piotra Gołosa, odpowiedzialnego za marketingowe kompromitacje związku, czy silne powiązania Bońka z niektórymi dziennikarzami, m.in. z portalem weszło.com.
Już na początku kadencji Boniek poniósł także jedną, pośrednią, ale sromotną klęskę: nie udało się przeprowadzić wyczekiwanej od dawna reformy T-Mobile Ekstraklasy. Poza działaczami dwóch czołowych klubów – Legii i Lecha (notabene najbardziej zbliżonych modelem zarządzania do zespołów zachodnich) – wszystkie drużyny ekstraklasowe opowiedziały się przeciwko zmianom.
Sawicki z teczki Stanowskiego
Boniek, gdy już rozsiadł się w prezesowskim fotelu, stwierdził niczym prawdziwym Rzymianin – koniec z Bizancjum! Rozpoczął restrukturyzację związkowych struktur, wymówienia pracy otrzymało łącznie kilkanaście osób. Jednak najważniejszą decyzją personalną Bońka było zastąpienie Waldemara Baryły Maciejem Sawickim – byłym piłkarzem m.in.: Legii i Stomilu Olsztyn, a po zakończeniu kariery menadżerem w firmie Dejar.
Sawicki od samego początku imponował wykształceniem: zdobył tytuł magistra zarządzania i marketingu w Warszawskiej Szkole Biznesu. Ukończył także półtoraroczne studia menedżerskie MBA (Master of Business Administration) Uniwersytetu Warszawskiego oraz zaoczenie na Uniwersytecie Illinois. Następnie za 40 tys. dolarów odbył roczny kurs na Harvard Business School. Kiedy jednak opadła temperatura po wyborze nowego dyrektora generalnego, zaczęły pojawiać się pytania: czy praktyczne, a nie teoretyczne, doświadczenie zawodowe Sawickiego wystarczy na zarządzanie związkiem z prawie stumilionowym budżetem? I kto właściwie wymyślił człowieka, który w walce o posadę pokonał m.in. Jacka Bednarza i Bogdana Basałaja.
Krzysztof Stanowski
twórca weszło.com

Kilka miesięcy temu spytał mnie - tak jak spytał pewnie dwudziestu innych osób, w tym kilku dziennikarzy - kto moim zdaniem nadaje się na wiceprezesa ds. zagranicznych? Myślałem ze dwa dni, nie chciałem się skompromitować jakąś bezsensowną kandydaturą. Podałem trzy nazwiska - dwóch praktycznie obcych mi osób, które jednak uważam za inteligentne i godne zaufania, oraz Macieja Sawickiego.


Kandydaturę swojego kolegi podsunął Bońkowi Krzysztof Stanowski, twórca i dziennikarz portalu weszło.com. Stanowski jest dziś szarą eminencją związku, podszeptującą do ucha prezesa Bońka kolejne rozwiązania. Panowie znają się nie od dziś – tuż przed Euro 2012 to właśnie Boniek zorganizował w UEFA dziennikarzom weszło.com akredytacje na mistrzostwa, mimo iż ówczesna rzecznik prasowa PZPN Ageniszka Olejkowska całkowicie zignorowała portal w trakcie procesu akredytacyjnego. Później podobno pojawił się pomysł na wykupienie przez Kompanię Piwowarską (właściciela marki Tyskie, której twarzą był Boniek) części udziałów w portalu Stanowskiego.
Weszło.com, bojkotowane przez poprzednią ekipę rządzącą polską piłką, od czasu wyborów zyskało niemal nieograniczony dostęp do związkowych dokumentów i informacji o trupach wypadających z szaf. Tak było chociażby w sprawie Grzegorza Kulikowskiego i skandalicznej umowy podpisanej przez PZPN z jego firmą „Akademia Piłkarska”. W zamian portal stał się tubą propagandową, która, mimo iż co chwilę podkreśla, że chętnie skrytykuje Bońka, to bardzo łagodnie obchodzi się z decyzjami PZPN. Bez krytyki obeszło się m.in., kiedy Boniek zastąpił na stanowisku dyrektora sportowego Jerzego Engela Stefanem Majewskim, od lat niemiłosiernie wyśmiewanym na portalu.
Oprócz zatrudnienia Sawickiego, mocno eksponowaną przez PZPN decyzją było utworzenie od 1 grudnia 2012 roku Departamentu ds. Mediów i Komunikacji, którym zarządza były dyrektor w Canal +, prezes Wisły Kraków, a ostatnio redaktor naczelny telewizji Orange Sport Janusz Basałaj. Razem z „Basso” stację opuścili Łukasz Wiśniowski, który w Związku zajmuje się teraz projektami telewizyjnymi, oraz Kamila Bundyra odpowiedzialna za media społecznościowe.
Janusz Basałaj
Dyrektor departamentu komunikacji i mediów w PZPN

Jako człowiek mediów zawsze będę dążył do tego, żeby piłkarz stanął grzecznie po meczu i odpowiedział na wszystkie pytania. Trzeba jednak pamiętać, że to też tylko człowiek i może mieć zły dzień. Zapewniam jednak, że PZPN nie jest od utrudniania pracy mediów. Tak może było w przeszłości, ale teraz będzie inaczej.


Na stanowisku rzecznika prasowego Agnieszkę Olejkowską, mającą wśród dziennikarzy beznadziejną opinię, zastąpił Jakub Kwiatkowski, ostatnio pracownik agencji marketingu sportowego Polish Sport Promotion (dla której organizował m.in. turniej Polish Masters we Wrocławiu). Dla Kwiatkowskiego praca w związku to nie novum – już wcześniej, w 2009 roku, przez sześć miesięcy, pełnił funkcję rzecznika PZPN.
Powołany został także nowy skład Komisji ds. Mediów i Marketingu. Znaleźli się tam znani dziennikarze: Mateusz Borek i Roman Kołtoń z Polsatu, Michał Białoński z Interia.pl, Tomasz Smokowski z Canal+, Adam Godlewski z Piłki Nożnej, Włodzimierz Szaranowicz z TVP, Dariusz Tuzimek z nSportu i Andrzej Janisz z Polskiego Radia. Pytanie brzmi: czym owa komisja będzie się zajmować? Na razie jak w piosence Bogusława Meca – nie wie nikt…
Gołos nie do ruszenia
Budząca sporo wątpliwości jest też decyzja Bońka o pozostawieniu na stanowisku dyrektora ds. marketingu Piotra Gołosa, odpowiedzialnego za tak gigantyczne kompromitacje jak zastąpienie na koszulkach reprezentacji Polski orła „piłkoptakiem”– czyli logiem PZPN, oraz fatalną organizację Klubu Kibica.
Gołos, pomysłodawca dwóch skandalicznych projektów i osoba odpowiadająca za nie stanowiskiem, utrzymał jednak swój stołek. Być może ma to związek z faktem, że Gołos swoją menadżerską karierę zaczynał przed laty u… aktualnego prezesa PZPN.
Co więcej, Gołos nie jest jedyną osobą, która kiedyś pracowała dla Bońka, a obecnie współpracuje z PZPN. Związek zatrudnia aż trzech byłych pracowników firmy Go&Goal, której udziałowcem jest Boniek. Pierwszy z nich to Krzysztof Odliwański, jedna z najważniejszych osób w dziale marketingu firmy Nike Polska (sponsor techniczny reprezentacji Polski). Drugi – Tomasz Cieślik, dyrektor sprzedaży w firmie Sport Five, odpowiedzialnej aż do roku 2020 za interesy PZPN. Trzecim jest właśnie Piotr Gołos.
W kolejnych wywiadach nowy prezes PZPN broni jednak Gołosa niczym niepodległości. W rozmowie z NaTemat, która ukaże się jutro, "Zibi" przekonuje: „Nie róbmy więc z Gołosa jedynego winnego! (…) Gołos jako pracownik nie ma żadnej możliwości decydowania, czy orzełek może być na koszulce, czy nie. Może swoje idee przedstawiać, zresztą jak pracownik każdej firmy, ale mówienie, że to wina Gołosa, to bardzo płytkie podejście do problemu".
Bukmacherka zostanie, race być może wrócą
Równie duże kontrowersje wzbudziła wypowiedź Bońka, który stwierdził, że może być twarzą jednej z internetowych firm bukmacherskich (co gryzie się z ustawą hazardową), bo… jest Włochem i posiada włoski paszport. Część kibiców i środowiska piłkarskiego uznała, że to nie fair, aby prezes polskiej federacji zmieniał w ręku paszporty w zależności od potrzeby, choć sam Boniek tłumaczy, że przecież nie łamie prawa i fakt bycia prezesem PZPN nie robi z niego człowieka zniewolonego.
Na plus z kolei prezes Związku zapracował sobie zdecydowaną reakcją ws. budowy nowej siedziby PZPN na warszawskim Wilanowie. Audyty i analizy zamówione przez prezesa wykazały, że – pomijając fakt ogromnego przepłacenia za działkę, ponad 130%! – budowa nowej siedziby jest nieopłacalna. Dziś w grę wchodzi więc wybudowanie budynku w okolicy Stadionu Narodowego, albo wynajęcie powierzchni na terenie samego stadionu.
Boniek odważnie zapowiada także, że niejasnymi sprawami Związku zajmie się prokuratura, co ostatecznie może doprowadzić przed sąd prominentnych działaczy PZPN – jeżeli tylko nieprawidłowości zostaną wykazane. Chociaż Boniek w jednym z wywiadów przyznał, że związkowe szafy chce oczyścić, aby ewentualne skandale nie były przypisywane jego osobie, trzeba prezesa zdecydowanie pochwalić, że mocno postawił na częściową chociaż transparentność.
Prowokowanie dyskusji to zresztą rzecz, która doskonale wychodziła Zbigniewowi Bońkowi w ciągu 100 dni urzędowania. Ostatnio prezes zrobił to po raz kolejny, tym razem w sprawie rac na stadionach i zakazów wyjazdowych dla zorganizowanych grup kibiców, a właściwie o abolicji, która miałaby je objąć.

Zdaniem prezesa Bońka należy zmodyfikować ustawę o bezpieczeństwie imprez masowych, aby ta w jakiś sposób pozwalała ludziom używać w ograniczonej ilości środków pirotechnicznych – przed lub po meczu. Poza tym Boniek chce wyciągnąć rękę do kibiców klubów, które otrzymały zakazy wyjazdowe na mecze swoich zespołów. Część obserwatorów uznała słowa Bońka za pobłażliwość (wobec stadionowych bandytów robiących burdy), a nawet za działania oportunistyczne, mające przysporzyć prezesowi popularności. "Zibi" jednak logicznie tłumaczy, że kibicom warto dać szansę, wyciągnąć do nich rękę, aby później – jeżeli dalej nie byłoby poprawy na linii kluby-kibice – karać surowiej.
Zbigniew Boniek od zawsze wzbudzał kontrowersje – najpierw jako niepokorny młodziak w Widzewie, później jako piłkarski szef reprezentacji, która sięgnęła po trzecie miejsce na świecie. Dzisiaj Boniek raz po raz podgrzewa atmosferę. Stare, chińskie porzekadło mówi: „Obyś żył w ciekawych czasach”. Z Zibim mamy to pewne jak w banku..