Edyta Golec w najnowszym wywiadzie powiedziała, co myśli o konnych dorożkach, które wożą turystów nad Morskie Oko. – Oczywiście krytykuję i zawsze będę krytykowała złe traktowanie zwierząt – zaznaczyła i podzieliła się swoją historią.
Reklama.
Podobają Ci się moje artykuły? Możesz zostawić napiwek
Teraz możesz docenić pracę dziennikarzy i dziennikarek. Cała kwota trafi do nich. Wraz z napiwkiem możesz przekazać też krótką wiadomość.
Zbliża się sezon wakacyjny, a co za tym idzie w górach czy nad morzem będzie coraz więcej turystów. Jak co sezon wraca temat niechlubnych "wyskoków" urlopowiczów. Już w majówkę w naTemat pisaliśmy o "śmiałku", który wspinał się na krzyż na Giewoncie przy zagrożeniu burzowym.
Od wielu lat trwa też dyskusja na temat wycieczek konnymi dorożkami nad Morskie Oko. Obrońcy praw zwierząt często apelują, aby w miarę możliwości przejść szlak o własnych nogach i nie narażać przy tym zwierząt na pracę ponad siły. Zwracają również uwagę na to, że w okresie letnim konie często pracują tam w upale, tłumie turystów i hałasie.
Edyta Golec o konnych dorożkach nad Morskim Okiem
Członkini Golec uOrkiestry w ostatnim wywiadzie z Pomponikiem została zapytana, co myśli o takim traktowaniu zwierząt.
– Nie mieszkam na Podhalu. Mieszkamy w Beskidzie Żywieckim. U nas nie ma (takich rzeczy - przyp. red.), bo głównie mówimy tutaj o Morskim Oku. Myślę, że to jest praca dla wielu furmanów, którzy wożą i usługują. Oczywiście krytykuję i zawsze będę krytykowała złe traktowanie zwierząt. Serce pęka, jak się widzi jak te konie cierpią, bo może są niedożywione, słabe, przemęczone – mówiła Edyta Golec.
– Faktycznie, jeśli zwierzęta są źle traktowane, to nóż się otwiera w kieszeni i absolutnie tego nie pochwalamy – podkreśliła.
Przytoczyła też swoją historię. Okazuje się, że wychowywała się w rodzinie, która miała hodowlę owiec. Sama pomagała rodzicom w gospodarstwie.
– Myślę, że większość tych właścicieli tych koni patrzy się z sercem, bo to jest ich chleb. Czasami zdarzają się różne wypadki. Jako dziecko ze wsi też mieliśmy gospodarstwo, mieliśmy barany. Schodziliśmy kiedyś z hal z tymi baranami i jedna owca padła nam na ziemi. Okazało się, że po prostu jej pękło serce. Czasem są takie sytuacje, których się nie przewidzi i to nie jest kwestia tego, że ktoś nie zadbał o to zwierze. Po prostu miało wadę serca i tego nikt nie stwierdził – zwróciła uwagę na drugą "stronę medalu".
Przypomnijmy, że Edyta Golec razem z Pawłem i Łukaszem występuje w Golec uOrkiestrze. Ostatnio muzycy zawitali do Opola, gdzie wystąpili na festiwalu.
Reporter Pomponika zapytał artystkę, czy "myślała kiedyś o solowej karierze?".– Świetnie się spełniam w Golec uOrkiestrze, póki co. Nie mówię tak, nie mówię nie. Powstaje dużo piosenek, które nie do końca stylistycznie pasują do "golcowego teamu". One są w szufladzie, sobie siedzą, czekają i może kiedyś wypełzną – przyznała.
Podkreśliła też, że może liczyć na wsparcie męża. – Wspieramy się w takich (artystycznych - przyp. red.) kwestiach. Sztuka to taka materia, że czasem dla jej dobra rezygnuje się z jakiegoś pierwotnego pomysłu. Są też piosenki, które prawdopodobnie będę śpiewała na nowej płycie, ale nie upieram się – wspomniała.
W naTemat jestem dziennikarką i lubię pisać o show-biznesie. O tym, co nowego i zaskakującego dzieje się u polskich i zagranicznych gwiazd. Internetowe dramy, kontrowersyjne wypowiedzi, a także ciekawostki z życia codziennego znanych twarzy – śledzę je wszystkie i informuję o nich w swoich artykułach.