W całej Polsce mają zostać zorganizowane marsze pod hasłem "Ani jednej więcej". To reakcja na kolejny przypadek śmierci ciężarnej kobiety. O komentarz w sprawie poproszono premiera Mateusza Morawieckiego. Z jednej strony przekonywał, że nie jest to kwestia, która powinna być traktowana jako narzędzie polityczne. Z drugiej wskazał, że do podobnych sytuacji dochodziło, gdy u władzy było ugrupowanie Donalda Tuska.
Reklama.
Reklama.
Co Morawiecki jako szef rządu powiedziałby protestującym?
Pytanie, co protestującym powiedziałby premier padło podczas konferencji prasowej. Na to Mateusz Morawiecki odpowiedział, że przede wszystkim chciałby złożyć "najgłębsze wyrazy współczucia rodzinie pani Doroty".
Dalej wypowiedź zrobiła się znacznie bardziej polityczna i kuriozalna, bo z ust premiera padło hasło, że "takie zgony okołoporodowe miały też miejsce niestety w czasach rządów Platformy Obywatelskiej".
– Tak więc to, do czego odnoszą się osoby protestujące, jest rzeczą jak najbardziej niesłuszną i niewłaściwą. Tak jak mówiłem wczoraj, aborcja jest w Polsce dopuszczalna, życie i zdrowie kobiety, także i przede wszystkim zdrowie psychiczne... nie ma tutaj żadnych barier i przeszkód. Jak najbardziej prawo jest jednoznaczne, życie i zdrowie kobiety musi być chronione – powiedział Morawiecki.
Dalej skomentował kontekst polityczny, w którym pojawia się temat, a po chwili sam (ponownie) zaprzeczył swojemu apelowi.
– Chciałbym, żeby nie upolityczniać tego tematu. Chciałbym poprosić wszystkich, którzy szykują się do protestu, aby spojrzeli na to jak to wyglądało w czasach Platformy Obywatelskiej, żeby zobaczyli, że tu nie ma zmiany. Wiem, że w ferworze walki politycznej jest próba wygenerowania takiej tezy, ale jest ona po prostu niesłuszna. Cały czas jest możliwość przerywania ciąży w przypadku jeżeli życie i zdrowie kobiety jest zagrożone – powtórzył ponownie.
Nie żyje Dorota - kobieta w ciąży, u której nie dokonano aborcji
Protesty to reakcja na kolejne już doniesienie o śmierci kobiety, która w ciąży trafiła do szpitala. 33-letnia Dorota zmarła w szpitalu w Nowym Targu.
– Nie była to piorunująca sepsa. Wykładniki stanu zapalnego rosły systematycznie. Lekarze mieli trzy dni na podjęcie decyzji – powiedziała w programie "Uwaga!" TVN mecenas Jolanta Budzowska, która reprezentuje rodzinę zmarłej 33-latki.
Jak podała wcześniej "Gazeta Krakowska", do prokuratury trafiły dwa zawiadomienia w tej sprawie. Pierwsze – do prokuratury rejonowej w Nowym Targu – złożyło kierownictwo Podhalańskiego Szpitala Specjalistycznego dzień po śmierci pacjentki. Kolejnego dnia na policję zgłosiła się rodzina zmarłej. Bliscy złożyli zawiadomienie ws. narażenia na niebezpieczeństwo utraty życia i zdrowia przez personel szpitala.
Jak informowaliśmy w naTemat, początkowo szpital w Nowym Targu wydał oświadczenie, w którym podkreślił, że placówka "jest otwarta na współpracę z wszelkimi organami". Marek Wierzba, dyrektor Podhalańskiego Szpitala Specjalistycznego, zdecydował się jednak spotkać z dziennikarzami.