– Młodzi ludzie mają więcej odwagi, a osoby starsze – zwłaszcza takie, które mają już 70, 80 lat – jeśli dotąd nie wyszły z szafy, ukrywały się, zapewne przyzwyczaiły się do tego stanu. Nie potrafią inaczej i boją się – mówi Paulina Braun, organizatorka Dancingu Międzypokoleniowego, która swoją działalnością wspiera osoby LGBTQ+ i zwraca uwagę, w jak trudnej sytuacji są nieheteronormatywne osoby starsze.
Reklama.
Reklama.
Największą miłością Jana była Roma. Spędzili ze sobą 25 lat. Ale w Polsce ich związek nie był akceptowany. Nie przez wszystkich. Tu musieli ukrywać swoje uczucie. Uważać na gesty. Dlatego większość wspólnego życia spędzili za granicą. Byli tam właściwie aż do śmierci Romy.
Marek od zawsze chciał występować na scenie. Kiedy zrozumiał, że uwielbia kolorowe spektakle, radosne show, zaczęły się schody. Wtedy – prawie 25 lat temu – nie wszystkim podobało się, że mężczyzna zajmuje się czymś tak "niemęskim". Dziś jest podobnie, choć jego zdaniem – może nawet gorzej.
To przykre, że ktoś nie może żyć swobodnie z ukochaną osobą, bo ludzie tego nie akceptują. Oburzające, że ktoś nie może realizować swojej pasji, bo nie wypada, bo otoczenie oczekuje czegoś innego.
Przykre i oburzające według większości z nas, bo przecież każdy, jeśli nie krzywdzi przy tym innych, powinien żyć po swojemu. Ale czy ta większość zostanie w niezmienionym składzie, gdy powiem, że nie tylko imiona bohaterów – Jana, Romy, Marka – zostały zmienione? Że to tak naprawdę historia miłości, która połączyła dwóch mężczyzn? Że ta sceniczna kolorowa pasja to Drag Queen?
Ile jest osób LGBTQ+?
10 proc. populacji to osoby LGBT+. Tak wynika z sondażu przeprowadzonego w 2021 roku przez IPSOS wśród mieszkańców 27 krajów. 11 proc. osób odmówiło odpowiedzi na pytanie o orientację seksualną. A czy ktoś zataił prawdę? Niewykluczone.
Ile osób w Polsce identyfikuje się jako LGBTQ+? Niewiadomo. A ile wśród tych osób jest seniorów? O takie dane jeszcze trudniej. Łatwiej o te, z których dowiadujemy się, jakich rodzajów przemocy osoby nieheteronormatywne doświadczają najczęściej – atak fizyczny, groźby, wyzwiska, negatywne komentarze, wyśmiewanie, atak seksualny.
W wielu przypadkach coming out nigdy nie nastąpi. Poziom równouprawnienia osób LGBT+ w Polsce jest najgorszy ze wszystkich europejskich państw. Już czwarty raz z rzędu w rankingu ILGA-Europe Warszawa znalazła się na ostatnim miejscu. Dokładnie zero punktów otrzymaliśmy w kategorii życie rodzinne i ochrona przed nienawiścią.
Są jednak dobre inicjatywy, a przede wszystkim ich pomysłodawcy, którzy się nie poddają i dają nadzieję, że wszystko da się jeszcze zmienić.
Queerowy Dancing Międzypokoleniowy
Paulina Braun od 2011 roku prowadzi i rozwija społeczność oraz projekty Dancingu Międzypokoleniowego. Te działania to m.in. imprezy klubowe, podczas których grają dj-e srebrnego pokolenia i dj-e młodego pokolenia, raperzy. Imprezy, w których udział biorą i młodzi, i starsi.
Paulina Braun: – Młodzi ludzie ze społeczności LGBTQ+ mają więcej odwagi, zakładają organizacje, walczą, ubierają się odważniej, są bardziej widoczni, a osoby starsze – zwłaszcza takie, które mają już 70, 80 lat – jeśli dotąd nie wyszły z szafy, ukrywały się, zapewne przyzwyczaiły się do tego stanu. Nie potrafią inaczej i boją się.
Paulina wyciągnęła rękę do seniorów – tych, którzy na emeryturze zostają sami, nie mają się do kogo odezwać i nie robią nic, choć jeszcze wiele zrobić mogą. Czymś naturalnym było i jest dla niej również wsparcie środowiska osób LGBTQ+. Tych wśród seniorów też nie brakuje.
– To naprawdę przykre, że przez całe życie muszą ukrywać swoją orientację seksualną, swoją tożsamość, prawdziwego/prawdziwą siebie. Niesamowicie mnie to boli, bo jest to niesprawiedliwe. Każdy z nas ma tylko jedno życie, więc powinniśmy móc codziennie pracować nad sobą, rozwijać się, pokazywać, kim jesteśmy – podkreśla rozmówczyni.
I szybko dodaje: – Seniorzy i nie tylko seniorzy LGBTQ+ są w Polsce w sytuacji trudnej. Ale uważam, że nie całe społeczeństwo jest homofobiczne, tak jak spostrzega nas reszta świata. To polityka.
Paulina chce obalić stereotyp, że osoby starsze, te, które m.in. chodzą do kościoła, na pewno są grupą wykluczającą społeczność LGBTQ+. Tworząc od 13 lat Dancing Międzypokoleniowy, zrozumiała, że poglądy mogą się zmieniać. Jest to powolny proces, ale możliwy.
– Gdy kiedyś pytałam seniorów z mojej społeczności, czy przyszliby na dancing zorganizowany w klubach gejowskich, czy zagraliby w takim miejscu nasi DJ-e, słyszałam odpowiedź: nie. A dziś te osoby uczestniczą w dancingach w takich klubach. To jest proces. Wiele działań, wyjazdów, spotkań, łączenia pokoleń. Wystarczyło się poznać, spędzić z innymi czas i uprzedzenia znikały – wyjaśnia.
– Jestem z tego naprawdę dumna. Zmiana poglądów, otwartość na drugiego człowieka, to jedno z ważniejszych osiągnięć dancingu – dodaje rozmówczyni.
To właśnie Paulina mówi mi o jednej z najdłużej występujących Drag Queen w Polsce, czyli Lady Brigitte. To Paulina wspomina o historii Krzysztofa i Romana.
Krzysztof: Miłość w sekrecie
Wszedł do pokoju z tą swoją energią, z tym swoim uśmiechem. Wszystkie oczy w tamtym momencie – jak zresztą za każdym razem, gdy się pojawiał – zwrócone były w jego stronę. Roman nie był najprzystojniejszym mężczyzną, ale miał w sobie to coś, to, co powodowało, że kobiety uwielbiały jego towarzystwo.
– Wie pani, czasami, gdy ludzie gdzieś się pojawiają – bo np. są spóźnieni, a wszyscy już się zebrali – to czuje się, jakby powiał wiatr, jakby słońce wyszło – wyjaśnia 72-letni Krzysztof.
– Nazywaliśmy go "królem życia". Roman był duszą towarzystwa. Był człowiekiem, który cieszył się każdą chwilą, zawsze był wesoły – wspomina mężczyzna, któremu nagle łamie się głos. – Przepraszam... Jak mówię o nim, to po prostu go widzę. Wzruszam się, bo go straciłem, a byliśmy razem 25 lat. On nie żyje – słyszę.
25 lat. Ćwierć wieku. Prawdziwy związek, nie chwilowe zauroczenie. A jednak w ukryciu, przynajmniej częściowo. Związek i orientację musieli utrzymywać w tajemnicy, gdy mieszkali w Polsce. Za granicą było o wiele łatwiej.
– Mieszkaliśmy w Szwajcarii, w Genewie. Tam okazywanie uczuć było normalne, choć my nie byliśmy skłonni, by manifestować swoją orientację. Przez jakiś okres przebywaliśmy też w Polsce ze względu chorobę matki Romana. Chcieliśmy tutaj otworzyć mały interes, ale nie czuliśmy się najlepiej, bo musieliśmy się ukrywać – wspomina.
Pierwszy raz spotkali się w Monako dzięki ich wspólnym znajomym. Ci ludzie już wcześniej mówili Krzysztofowi, że musi kogoś poznać. Gdy przyszedł ten dzień, Roman pojawił się uśmiechnięty, bez żadnego dystansu do kogokolwiek.
– Nasze rodziny były wtajemniczone, bo i bardzo tolerancyjne. Matka Romana widziała, jak przeżywał, gdy np. nie przyjechałem o tej godzinie, o której się umawialiśmy, jak chodził od okna do okna. Matka czuje, a on był jedynakiem. Zresztą mnie traktowała jak drugiego syna – wspomina rozmówca.
Jeszcze dużo trzeba i można zrobić
– Cały czas myślę o tym, co możemy dalej robić i ile jeszcze możemy, ponieważ jednak potrzeba wielu działań, by w tym kraju coś się zmieniło, chociaż aktualnie oczywiście zaczyna być odczuwalna zmiana – podkreśla Paulina Braun.
Wiosna i lato 2023 roku roku obfitowały w imprezy pod tęczową flagą, w których udział brała społeczność Dancingu Międzypokoleniowego. Nikogo nie trzeba było do niczego zmuszać, nikt nie czuł się niekomfortowo.
– Mówiłam DJ-om, z którymi współpracuję, że jeśli poczują jakiś dyskomfort, to proszę o informację. Nie chcę nikogo do niczego zmuszać. Chciałabym, żeby to wsparcie było naturalne, żeby wszyscy czuli się komfortowo i bezpiecznie. Ucieszyło mnie, że z ich strony nie było takich ruchów. Każda impreza była fantastycznym doświadczeniem. Nikt się nie bał, nikt się nie zastanawiał, co ktoś może o nich pomyśleć. Wszyscy wiedzieli, że działamy w słusznej sprawie – zaznacza Paulina.
Owszem była grupa seniorów, która nie uczestniczyła w wydarzeniach sojuszniczych ze środowiskiem LGBTQ+. Część osób z Dancingu odmówiła, ale, jak zaznacza Paulina, kulturalnie.
– Tylko jedna pani codziennie pisała do mnie SMS-y, elaboraty: Jak można takie rzeczy robić? Używała obraźliwych określeń. Pisała, że Jak zrobię dancing katolicki, to przyjdzie. Dla mnie jej wiadomości były tylko informacja, że naprawdę trzeba działać – słyszę.
I tak na liście wydarzeń znalazły się LGBT+ Film Festiwal w Kinotece, wyjazd do Poznania na zaproszenie Grupy Stonewall – grupy walczącej o prawa osób LGBTQIA, Queer Week organizowany przez Stowarzyszenie Lambda Warszawa, Klub La Pose i oczywiście Parada Równości.
– Na Dancingach Międzypokoleniowych w trakcie LGBT+ Film Festiwal oraz Queer Week 98 proc. widzów starszej społeczności pierwszy raz zobaczyła na żywo Drag Queens. Po wydarzeniu docierało do mnie wiele komentarzy, dużo pytań, ale wszystkie pozytywne. Artyści też czuli akceptację publiczności. To było obustronne, mocne, wzruszające – wspomina rozmówczyni.
Wśród artystów była m.in. Lady Brigitte.
Lady Brigitte: Miejsce dla Drag Queen
– Możesz pisać "powiedziała", "zrobiła", w końcu rozmawiamy o Drag Queen – słyszę od Lady Brigitte na początku rozmowy. Lady Brigitte, która już dwa razy, jak podkreśla, miała przyjemność występować na Dancingu Międzypokoleniowym.
– Powiem ci, że to jedna z lepszych publiczności. Ci ludzie się bawią, są otwarci, nie plują, robią zdjęcia. Przychodzą i po prostu chcą się dobrze bawić, śmiać, wygłupiać – zapewnia.
Lady Brigitte z niejedną widownią miała już do czynienia, niejedno już widziała. Pierwszy raz na scenie pojawiła się prawie 30 lat temu.
– Mój pierwszy występ, pierwsze wyjście na sceną jako Drag, nie był solowy, to było trio. Grałem jedną z pielęgniarek Tiny Turner. Tina zawsze była taką rockową babcią. Może teraz jest to nieśmieszne, bo nie żyje, ale to było tak dawno temu, że mogliśmy sobie na to pozwolić – wspomina rozmówczyni.
Dużo emocji, dużo nerwów. To też pamięta. Przed występem tak się denerwowała, że wypaliła prawie całą paczkę papierosów, ale dodaje, że dziś już nie pali. – Do tej pory, za każdym razem, gdy mam wyjść na scenę, mam tremę. Ale to podobno dobrze, bo oznacza, że człowiekowi nadal zależy. Choć wszystko znika, kiedy już tam jestem – zaznacza.
– Wtedy, przed pierwszym razem, pojawiła się myśl, by zrezygnować? – zastanawiam się.
Lady Brigitte: – Szczerze mówiąc, nie zastanawiałam się wtedy nad tym, bo gdybym to robiła, to nie wiem, czy na pewno zostałabym Drag Queen, czy może szukałabym swojego miejsca na scenie w zwykłej formie. W ogóle nie myślałam o tym, że momentami może być to odbierane aż tak źle, że pojawią się nieprzychylne komentarze i nieprzychylni ludzie. Postrzegałam Drag przez pryzmat niemieckiego kabaretu, naszej Genowefy Pigwy. Było kilka takich postaci, które przebierały się i robiły fajne rzeczy, więc uznałam, że to będzie właśnie tak odbierane. A że niestety na początku musieliśmy występować głównie w klubach branżowych, to było to bardziej przypinane do orientacji niż do artyzmu.
Była jesień, a może nawet i zima, kiedy przyszedł czas na pierwszy solowy występ Lady Brigitte. Łódź. Malutki klub na piętrze. Przed sceną poustawiane krzesełka. Do dyspozycji Drag Queen garderoba. Występ trwał 1,5 godz z krótką przerwą. Po wszystkim krzesła sprzątano i zaczynała się impreza.
– Mój solowy numer to była Irena Santor "Każda miłość jest pierwsza". Miałam na sobie suknię wygrzebaną gdzieś w lumpeksie. Była granatowa, cała w falbanach, typowo teatralna. Do tego toczek z woalką też znaleziony w lumpie. Perukę miałam nową, choć nie do końca w stylu Irenki, włosy kręcone, kasztanowe. W Łodzi był tylko jeden sklep z perukami, ale były one bardzo drogie. Później właściciel lokalu, w którym występowałyśmy, wspomógł nas, bo w ogóle wszystko było ciężko dostać – mówi Drag Queen.
Przez pierwsze 4, może 5 lat Lady Brigitte nie potrafiła się malować. Mówi o sobie z tamtych czasów: antytalencie. Do dyspozycji były najzwyklejszy puder, najprostsze cienie, jakaś kredka, czerwona szminka. Nic z tego, co widzimy dziś. Żadnego konturowania, sztucznych rzęs.
– Chamska kreska nad okiem, wypełnienie oka cieniem, usta czerwone. I tak to wyglądało. Dziś sama się obsługuję, choć potrzebuję na to 1,5 godz. do 2 – mówi artystka.
Brakujące kontakty
W Poznaniu, gdzie Dancing Międzypokoleniowy – przypomnijmy – pojawił się na zaproszenie Grupy Stonewall, seniorzy imprezowali z młodymi ludźmi. Dla tych drugich taka integracja nierzadko była czymś nieznanym.
– Był chłopak, który powiedział, że często chodzi na imprezy do klubów LGBTQ+ ale pierwszy raz w życiu tańczył ze starszą panią, ze starszym panem. Było to dla niego wyjątkowe, wzruszające, bo nie ma kontaktu z dziadkami i ze starszym pokoleniem w ogóle, młodzi, nieheteronormatywni ludzie są często przez nich nieakceptowani – wspomina Paulina Braun.
Paulina pamięta z tamtego wieczoru jeszcze jedną rozmowę: – DJ Yanoo usiadł na kanapie obok mnie i powiedział, że to niesamowite, jak mu się otworzyła głowa, że nigdy nie wpadłby na pomysł, żeby pójść na imprezę LGBTQ+. Nie znał nikogo z tej społeczności, a nagle spotkał mnóstwo fantastycznych artystów i jest zachwycony.
Spełnieniem wieloletniego marzenia mojej rozmówczyni był również udział seniorów w Paradzie Równości. Ich obecność i zabawa na jednej z platform. Dancingowej społeczności nie trzeba było do tego długo namawiać, a właściwie wcale.
– Taki przejazd platformą przez miasto to niesamowite wrażenia. Wszyscy ubrali się na tęczowo. Nasi seniorzy zorganizowali sobie tęczowe wachlarze, peleryny, jeden pan miał nawet tęczową parasolkę na głowie, a panie tęczowe kolczyki. Wszyscy z dumą jechali na platformie wyrażając swoje poglądy, integrując się z młodszym pokoleniem, wchodząc w interakcje z przechodniami. Ogromne emocje. Nie mogliśmy odreagować przez następnych kilka godzin. Jestem tak dumna ze swojej społeczności – podkreśla Paulina.
Krzysztof: Kochanie drugiego człowieka
– Co to znaczy zakochać się? To jest kochanie człowieka. To jest miłość do jego cech. Roman nie był cholernie przystojny, ale kobiety go bardzo lubiły, bo był elokwentny, wesoły, miał poczuciem humoru. Był męski, jednocześnie czuły i potwornie wrażliwy – tak swoją miłość dziś wspomina Krzysztof.
Początki tej miłości nie były łatwe. Były skomplikowane. Krzysztof rozstawał się z żoną, co bardzo odbiło się na jego psychice. Dopiero gdy miał 30 lat zrozumiał i przyznał przed samym sobą, że jest gejem.
– Byłem na ścieżce rozwodowej. Przypadek spowodował, że spotkałem Romana, który mnie pocieszał. Mówił, że to nie jest koniec świata, że rozwód nie oznacza, że jestem kimś przegranym. Pamiętam, jak odwiedziłem go w Genewie, bo mieszkał w Szwajcarii. Weszliśmy na jakąś skałę, wypiliśmy szampana, a ja się rozpłakałem. I tak się zaczęło. Stwierdziłem, że ten człowiek ma w sobie coś czułego. Jednocześnie zastąpił mi to, czego brakowało mi po stracie matki, przytulił mnie, pogłaskał. Nigdy nie dostałem tego od żony – podkreśla 72-latek.
Roman zmarł 5 lat temu, kiedy para była w Polsce. Mężczyzna długo nie wiedział, że ma cukrzycę, a jak się dowiedział, nie potrafił zadbać o siebie właściwie. Kiedy nachodziła go ochota na ciastko i kawę, spełniał zachciankę.
– Trudno było mu tego sobie odmówić. Trochę nie dbał o swoje zdrowie. Na moje "nie możesz", odpowiadał "uspokój się". Miał też problemy z sercem. Umarł we śnie, w trakcie pandemii. Usnął i nie mogłem go dobudzić. Okropne. Byłem przerażony. Nie chciał do szpitala, nie chciał, żebym wzywał karetkę, żebym zobaczył tylko worek. Mój błąd... I do tej pory mam wyrzuty sumienia – szczerze przyznaje Krzysztof.
Choć niektórzy mówią, żeby dla własnego spokoju pozbył się z zasięgu wzroku pamiątek po Romanie, Krzysztof nadal trzyma na biurku swojego partnera pióro, którym tamten pisał. A pisał pięknie.
– Wydaje mi się, że dziś moglibyśmy tutaj żyć, bo jest jakoś lepiej, optymistyczniej. Być może dlatego, że otaczam się ludźmi, którzy to akceptują. Ale niestety Kościół przyczynia się do tego, że w Polsce jest homofobia. Politycy grają tym, chcąc coś zyskać. Myślę, że ta nagonka kiedyś minie. Homoseksualizm to nie jest choroba – zaznacza.
I właśnie dlatego Krzysztofa cieszy to, że może być częścią Dancingu Międzypokoleniowego. Inicjatywy Pauliny nazywa genialnymi i uważa, że kobieta przyciąga otwarte głowy.
– Nikt się nie krępuje, ludzie chcą się wyszaleć. To jest cudowne. Być może Paulina poznaje ludzi, którzy są otwarci i tolerancyjni. Ludzie wiedzą, że jestem gejem, a nie ma żadnych dziwnych zachowań, spojrzeń. Czuję, że jestem dla nich tak jak każda inna osoba – podkreśla mężczyzna.
Lady Brigitte: Królowa przebieranek
– Kiedyś było inaczej, myślę, że lepiej. Kiedyś ludzie, ja to tak odbieram, patrzyli: chłop za babę się przebrał i jest śmiesznie. Nie spotkałam się z jakąś nieprzychylnością. Poza tym nie było internetu albo były jego początki, a przecież największy hejt, jaki się wylewa, jest hejtem internetowym. W sieci ludzie mogą ukryć się pod pseudonimami. A dla osób o wąskich horyzontach drag to homoseksualista, zoofil, pedofil, nekrofil... Wszystko to to sami – mówi Lady Brigitte.
Lady Brigitte jest człowiekiem, który zawsze chciał być na scenie. Marzyła o tym od zawsze. Choć na co dzień jest osobą strachliwą – choćby dlatego pojawiły się opory przed pójściem na egzaminy do szkoły teatralnej – to jako Drag Queen nabiera odwagi. Staje się kimś innym.
– Kiedy się maluję, przebieram, mam maskę, która pozwala mi na wiele więcej. Prywatnie jestem zupełnie innym człowiekiem, zwykłym, szarym, cichym – opowiada.
– Dla mnie Drag Queen to królowa przebieranek. Musi być ją widać, musi być kolorowo, wesoło, brokatowo. Musi starać się zabrać ludzi do swojego świata. Na tym to polega, że dajemy ludziom radość. Ja jestem ta stara szkoła dragu, przesadnie, kolorowo, zawsze na wesoło, bez bluźnierstw – dodaje.
Ludzie, z którymi Lady Brigitte się przyjaźni, są jej fanami, a na pewno część z nich. Choć mama rozmówczyni dowiedziała się o jej zajęciu przez przypadek.
– Zobaczyła mnie w telewizji i poznała – wspomina Drag Queen.
– I co powiedziała? – dopytuję.
– Na początku nie wiedziała, co jest grane. Trzeba było jej wytłumaczyć, że to nie jest ani striptiz, ani żadne sprzedawanie się. I wtedy też została moją fanką. Teraz jest tak fajnie, że jak jestem w teatrze albo występuję w godzinach przyzwoitych, to przyjdzie zobaczyć, suknie jakieś mi poprawia. Nigdy jednak nie miałem szczęścia, żeby zaakceptował moje zajęcie ktoś, z kim chciałem się spotykać, bo to podobno niemęskie.
***
naTemat: – O czym dzisiaj marzysz?
LB: – Bardzo chciałbym zagrać w spektaklu muzycznym. Takim z dużą liczbą tancerzy, liczną obsadą, ze sceną z kurtyną, bajecznym i kolorowym.
naTemat: – A poza tym?
LB: – Żeby nikt tak na nikogo już nie patrzył bokiem, żeby każdy starał się siebie zrozumieć.
Kultura przyzwyczaiła się do hetero, więc gdy takie pary całują się na ulicy, to to nie przeszkadza. Ale jak homo, to już trzeba się ukrywać. Nigdy jakoś szczególnie się nie afiszowaliśmy. Nie łapaliśmy się za ręce, nie było głaskania, nie mówiąc o pocałunku. To jest sfera intymna. Chcieliśmy dostosować się do większości, ale przecież widać, że ludzie darzą się jakimś uczuciem. Są spojrzenia, uśmiechy...
Krzysztof
72 lata
Gdy byłem chory, pamiętał o mnie. Budziłem się, a tu jakieś małe kwiatki. Te jego odruchy spowodowały, że otworzyłem się na jakiekolwiek zbliżenia. To były gesty. Nie wstydziłem się dotyku jego ciała.
Krzysztof
U nas każdy może być sobą, inspirujemy do tego, żeby nikogo nie udawać. Niezależnie od orientacji. Ktoś jest starszy, od dawna na emeryturze, trochę opadł z sił, ale u nas może rozwinąć skrzydła. Nasi seniorzy mówią, że odkrywają swój potencjał, czują się użyteczni, potrzebni, zyskują większą pewność siebie.
Paulina Braun
Organizatorka Dancingu Międzypokoleniowego
Niestety część naszych seniorów ślepo wierzy PiS-owi. Nie mają świadomości, jak jest naprawdę, np. że państwo nie ma swoich pieniędzy. Ostatnio byłem na marszu równości, gdzie grupa kilku osób – głównie starszych pań i panów – modlili się z różańcami, bo "szła parada dziwaków". Nie chciałem w to mieszkać boga, ale też miałem ochotę krzyknąć: przecież bóg nas wszystkich stworzył, więc miał jakiś cel w tym, że jeden jest taki, drugi taki. Ale oni wiedzą swoje i tyle...