"Coś bardzo dziwnego spotkało tę postać, która w oczywisty sposób nie jest kimś dobrym. Wiele osób przywiązało się do niego, a nawet go ubóstwia – zauważył z niepokojem Antony Starr grający Ojczyznosława w genialnym serialu "The Boys". "Widziałem pewne rzeczy na Twitterze i myślę sobie: Chwila, co? Całkowicie tego nie zrozumieliście!" – dodał aktor. Ojczyznosław to kolejny zwyrodnialec w popkulturze, który doczekał się własnej fan bazy. Dlaczego tak się dzieje?
Reklama.
Reklama.
Aktor wcielający się w psychopatę z super mocami nie rozumie skali popularności jego postaci
To kolejny raz, gdy widzowie nie dostrzegają prawdziwego przesłania, jaki niosą ze sobą antybohaterowie
Toksyczni bohaterowie w kinie i serialach, którzy doczekali się własnych fanbaz, dzielą się przeważnie na Samców Alfa i Samców Sigma
Część widzów śledząc losy ekranowych socjopatów może fantazjować o tym, by być takimi, jak ich "bohaterowie"
Wszyscy są wypadową systemu, którego są jednocześnie więźniami – kapitalizmu
TO PTAK! TO SAMOLOT! NIE, TO SUPER SOCJOPATA!
"Z wielką mocą wiąże się absolutna pewność, że zmienisz się w prawdziwą pi*dę" – stwierdził Billy Butcher (grany w serialu Amazona przez Karla Urbana), główny przeciwnik Ojczyznosława. Parafrazował w ten sposób słynny tekst z historii o Spider-Manie, że "z wielką mocą wiąże się wielka odpowiedzialność".
Podobnie jak człowiek pająk, "The Boys" też wywodzą się ze świata komiksów. Tyle że takiego dla trochę dojrzalszego czytelnika... lub przynajmniej nieco starszego. Seria przygód wyjętych spod prawa "łowców superbohaterów" debiutowała w 2006 roku (w Polsce została wydana przez Planetę Komiksów). Scenarzystą historii był Garth Ennis, a za rysunki odpowiadał Darick Robertson.
Warto jednak wspomnieć, że pomysł ukazania superherosów jako pozbawionych skrupułów, manipulacyjnych i szalenie niebezpiecznych socjopatów pojawił się już w latach 80. za sprawą genialnego komiksu "Marshal Law" autorstwa Kevina O'Neilla i Pata Millsa. Nawet główny złoczyńca tam – uwielbiany przez masy heros o pseudonimie Public Spirit – wydaje się protoplastą Ojczyznosława (w "The Boys" to Homelander).
Dlatego wspomniany wcześniej Antony Starr, aktor wcielający się w postać "socjopatycznego Supermana", nie może pojąć na łamach "Los Angeles Times", jak do tego doszło, że są na świecie ludzie, którzy nie widzą zła w tej postaci. A warto nadmienić, że debata na ten temat trwa już od dłuższego czasu.
"Na subreddicie o The Boys panuje teraz chaos. Wątki są blokowane, użytkownicy z wściekłością usuwają całe konta. To niesamowite. Prawicowi użytkownicy narzekają na »brak polityki«, ale nie da się teraz rozmawiać o tym serialu bez niej. Fani, którzy myśleli, że Homelander jest fajny, są w rozsypce" – relacjonowano na Twitterze już w 2022 roku.
Nie bez powodu Eric Kripke, showrunner serialu, miał wielokrotnie powtarzać, że postać Ojczyznosława była częściowo wzorowana na Donaldzie Trumpie. Starr nie tylko zgadza się z tym porównaniem, ale zwraca też uwagę na obdarzenie jego postaci umiejętnościami oratorskimi godnymi innego znanego polityka – Obamy.
Czy ten szalony miks jest odpowiedzialny za to, że nawet taki antagonista, jak Ojczyznosław, zdobył swoich wyznawców? Co to mówi o naszym społeczeństwie?
Kino kocha potężnych socjopatów
"Żyjemy w epoce socjopatów. Są oni dominującymi postaciami na przykład w telewizji i w zasadzie w każdym gatunku telewizyjnym" – napisał już w 2012 roku na łamach "The New Inquiry" Adam Kotsko, autor książki "Why We Love Sociopaths: A Guide To Late Capitalist Television". Wspominał wtedy m.in. takie postaci, jak Tony'ego Soprano ("Rodzina Soprano"), czy Dona Drapera ("Mad Men").
Niezależnie czy mówimy o szefie rodzinnej mafii, czy dyrektorze kreatywnym fikcyjnej firmy reklamowej lub o faszystowskiej wersji Supermana – w każdym z tych przypadków mamy wpływowe jednostki zajmujące wysokie stanowiska w społecznej hierarchii, które zrobią wszystko, by utrzymać lub powiększyć swoją władzę w ramach istniejącego systemu.
Doskonałym przykładem takiego zachowania jest też Francis Underwood (grany przez Kevina Spaceya) z "House of Cards".
"Gdyby te postacie istniały naprawdę, zostałyby znienawidzone. A jednak siedzimy i cieszymy się władzą, którą sprawują. To kompletna fantazja" – mówi Gerard Webster, psychoanalityk i psycholog sądowy z Sydney, cytowany przez "The Sydney Morning Herald". Fantazja, w którą – jak widać – kochamy uciekać przed nałożonym na nas społecznie akceptowalnym zestawem zachowań.
"Nigdy wcześniej nie byliśmy bardziej obserwowani przez innych i bardziej widoczni dla siebie nawzajem. Media społecznościowe mają ekshibicjonistyczny charakter, ale także ciągłe odniesienia społeczne; tworzą presję, by się dostosować" – zauważa Webster. Warto oczywiście też pamiętać, że tego rodzaju anty-bohaterowie pojawiali się już wcześniej, przed epoką wszechobecnego internetu.
Doskonałym tego przykładem są Travis Bickle (Robert De Niro w "Taksówkarzu" z 1976 roku), William Foster (Michael Douglas w "Upadku" z 1993 roku), czy Tyler Durden ("Podziemny krąg" z 1999 roku).
To przykłady postaci, które nie chcą pozostawać przy nadanej im roli społecznej. One pragną zmienić zastany stan rzeczy. To jednostki, które sprzeciwiają się dysfunkcyjnemu i generującemu podziały systemowi, który je stworzył.
Bickle to cierpiący na bezsenność i PTSD weteran wojny w Wietnamie, który jeżdżąc nocami taksówką widzi brud świata, o który walczył w przegranej wojnie.
Foster to sfrustrowany mężczyzna w średnim wieku, który nie pogodził się z utratą pracy i dostrzega, jak nieznaczącą rolę pełni w społeczeństwie opartym na konsumpcji.
"Jeden z założycieli Podziemnego kręgu" (że tak to ujmę) wie, że jest tylko trybikiem w wielkiej korporacji i wszystko, co sobą reprezentuje to kopia kopii i jeszcze kolejnej kopii...
Każdy z nich nie godzi się na zastaną rzeczywistość i pragnie zmienić ją w coś lepszego. Każdy bierze sprawy w swoje ręce i jest gotowy na przemoc. My, widzowie, chcemy im w tym dopingować.
Wszyscy jesteśmy roztańczonym pyłem tego kapitalistycznego świata
"Od lat najbardziej znienawidzonym w niektórych kręgach typem mężczyzny był stereotypowy Samiec Alfa, czyli głośny i dominujący facet, który nie cofnie się przed niczym, by bronić swojej pozycji w grupie i w rzeczywistości dość kruchego ego. Taki typ męskości krytykowany był z wielu powodów i wytykany jako niekorzystna zarówno dla kobiet – jak i mężczyzn – spuścizna patriarchatu" – czytamy w jej tekście.
Autorka zauważa jednak, że "gorszą Alfą" jest tylko "idealna Sigma", bowiem to "myślący tylko o sobie patologiczny egocentryk i egoista, którego skłonności do nieliczenia się z uczuciami i potrzebami innych robią z niego właściwie quasi-psychopatę".
Za doskonały przykład podaje chociażby granego przez Christiana Bale'a Patricka Batemana z "American Psycho".
Niezależnie jednak, czy mówimy o jednostkach, które za wszelką cenę próbują utrzymać swoją pozycje, czy przeformatować ich świat – ich wspólnym mianownikiem zdaje się system, który ich stworzył i który prowadzi do wspomnianych patologii – KAPITALIZM.
"Musimy zadać sobie pytanie: jak to się stało, że tak wielu ludzi, zwłaszcza młodych, jest chorych? »Plaga dot. zdrowia psychicznego« w społeczeństwach kapitalistycznych sugeruje, że zamiast być jedynym systemem społecznym, który działa, kapitalizm jest z natury dysfunkcyjny, a koszt jego działania jest bardzo wysoki" – pisał Max Fisher w swojej książce "Realizm kapitalistyczny", w której zwracał uwagę, że za jedyny realny polityczno-ekonomiczny sposób organizacji społeczeństwa uważa się obecnie właśnie kapitalizm.
Mainstreamowe kino karmi nas więc kolejnymi historiami, w których główni bohaterowie działają wbrew zasadom lub naginają je wedle uznania – dzięki czemu też możemy fantazjować np. o zemście na niesprawiedliwym szefie w pracy lub osobie, która wcięła się nam w sklepową kolejkę.
Tak samo dostajemy też losy antybohaterów, którzy obalają zastały porządek rzeczy, jako że sami wcześniej byli przez niego pokrzywdzeni i odrzuceni – dzięki czemu sami możemy fantazjować np. o zemście na niesprawiedliwym szefie itd.
I to najwyraźniej działa, a co ważniejsze: to się opłaca. Jak podaje serwis statista.com, "Joker" Todda Phillipsa był w lutym 2022 roku czwartym najbardziej dochodowym filmem z kategorią R w historii Stanów Zjednoczonych i Kanady (na pierwszym miejscu wciąż pozostawała "Pasja" Mela Gibsona – ciężko pokonać Syna Bożego, nie wspominając o tym, że... to poniekąd też historia jednostki, która postanowiła zmienić otaczający ją świat).
"To, z czym mamy teraz do czynienia, to nie inkorporacja materiałów, które wcześniej wydawały się mieć wywrotowy potencjał, ale ich prekorporacja: to uprzedzające formatowanie i kształtowanie pragnień, aspiracji i nadziei przez kulturę kapitalizmu" – pisał Max Fisher.
Autor podał wtedy też przykład Kurta Cobaina, muzyka, który stając się głosem kontrkultury (nazywanej szumnie przez dziennikarzy głosem "Generacji X") został wchłonięty przez kapitalistyczną maszynę i sam mimowolnie stał się produktem.
Mainstreamowa popkultura stworzy bowiem jeszcze milion dzieł o jednostkach, które niszczą system, depczą kapitalizm, pokazują środkowy palce konsumpcjonizmowi i samotnie walczą z zastaną rzeczywistością. Wystarczy tylko, że zapłacimy, by to obejrzeć.