Wakacje w związku – kto płaci? Jak podzielić się wydatkami z partnerem
Wakacje w związku – kto płaci? Jak podzielić się wydatkami z partnerem Fot. Piotr Molecki/East News

Niewiele tematów wywołuje taką dyskusję, jak temat pieniędzy w związku. Jeśli niełatwą kwestią do rozwiązania jest to, kto płaci na randce, to ułożenie rozsądnego planu płacenia w parze za np. tygodniowe wakacje urasta do rangi nie lada sztuki. Jak ją opanować? 36-letni Kamil mówi mi: "Jeśli chcesz zachować się jak gentleman, przygotuj się na duże wydatki". Zapytałam pary, jak dzielą się kosztami za wakacyjne wyjazdy.

REKLAMA

Kto płaci za wakacyjne wyjazdy?

Czemu temat pieniędzy w relacjach damsko-męskich jest tak grząski? Nie bez znaczenia jest fakt, że tradycja kłóci się z dzisiejszą wizją funkcjonowania kobiet i mężczyzn w relacjach, a to wprowadza mętlik. Co dokładnie to znaczy?

Gdybyśmy wzięli do ręki podręcznik do savoir-vivre'u sprzed kilkunastu lat, nie znaleźlibyśmy w nim rozdziału, który wskazuje na to, jak radzić sobie z eleganckim podzieleniem rachunku na randce czy rozmówieniem się z drugą połówką na temat kosztów wakacyjnego wyjazdu. Było to w końcu oczywiste, że gentleman nie pozwoli sobie na to, żeby zapłaciła za niego dama – mężczyzna, płacąc za kobietę, pokazywał swój gest i udowadniał, że jest w stanie kobietą się zaopiekować – także finansowo. Próbę zapłacenia za siebie przez kobietę odebrałby raczej jako afront.

Poza tym naturalne było też to, że za spotkanie płaci osoba, która wyszła z jego inicjatywą, a nie trzeba cofać się kilka epok, żeby wiedzieć, że to tradycyjnie stało (jeśli nadal nie stoi) po stronie panów.

Jednak początek tradycji płacenia za kobiety nie jest dla płci pięknej historią zbyt pozytywną, a wiązał się najzwyczajniej w świecie z tym, że do 1845 roku kobiety nie miały prawa do posiadania żadnego majątku. Własne pieniądze dla kobiet to więc "wymysł" całkiem nowy w historii. Dzisiaj o równouprawnieniu mówimy na co dzień, a płacenie za siebie i partnerskie podejście do relacji kłóci się z tradycją.

Pasożyty, naciągaczki i utrzymanki, czyli niedogadane koszty

Pary, z którymi rozmawiam, mają jednak dokładnie omówione kwestie podziału opłat za wakacje, dlatego brak tu relacji negatywnych. Te jednak bez problemu znajduję na internetowych forach i facebook'owych grupach.

logo

Kobiety, które chcą zawsze płacić za siebie, nazywają te, które korzystają z gestu partnera "pasożytami" lub "utrzymankami". Mężczyźni twierdzą za to, że faceci, którzy pozwalają partnerkom płacić, są "niemęscy".

logo

Niektóre internautki przyznają, że gdy partner nie pozwala im zapłacić za siebie, rozpoczynają z nim gonitwę do kasy, by zrobić to pierwsze.

logo
logo

Inne przywołują naprawdę niegrzeczne, żeby nie powiedzieć prostackie zachowania panów, którzy po czasie wypominali im wydane na nich pieniądze...

Ostatecznie – każdy z nas sam ustala zasady panujące w swoim związku. Kulturalnie byłoby jednak przyjąć propozycję zapłacenia za nas, a jeśli chcemy kolejnym razem odwdzięczyć się tym samym. Internauci są jednak podzieleni, ale pary, z którymi rozmawiam, są raczej zgodne, bo opracowały własne systemy podziału kosztów wakacyjnych. Prześledźmy je...

System opłat: Pół na pół

"Razem ma być taniej, nie z gestem"

Maciej 26 lat

Karolina 26 lat

Mam wrażenie, że podział kosztów równo po połowie najczęściej stosują pary w podobnym wieku lub z jego najmniejszą różnicą. Dwudziestolatkowie, z którymi rozmawiam, podkreślają, że bycie w parze ma ułatwiać im życie, także w kwestii finansowej i to szczególnie w czasach szalejącej drożyzny. Nie ma tu miejsca na hojne gesty i romantyzm – są rachunki do opłacenia, drogie mieszkania na wynajem i szukanie jedzenia na promocjach.

26-letni Maciej mówi, że skoro są ze swoją dziewczyną w związku partnerskim, to nie widzi powodu, żeby którekolwiek z nich na wakacjach płaciło więcej.

Zasady są bardzo proste – za nocleg płacimy na pół, potem, gdy wychodzimy na jedzenie na miasto, zbieramy wszystkie rachunki. Nie proszę o podzielenie ich kelnera, bo to może wyglądać z boku dziwnie, jakbym żałował swojej dziewczynie, ale nie oszukujmy się – jeden obiad dla dwóch osób na mieście to 100 zł, a ja nie zarabiam dla dwojga. Zbieramy więc wszystkie rachunki i na koniec każdego dnia rozliczamy się za jedzenie i przyjemności.

Maciej

26 lat

Pytam co z drinkami, spontanicznym wyjściem na lody albo upominkami. Czy na "małe prezenty" dla partnera przewidziany jest jakiś budżet? Maciej stwierdza, że takie gesty nie są potrzebne, a skoro "równość, to równość".

Skoro dzielimy się obowiązkami po pół i w naszym związku panuje równość, to czemu ktoś ma płacić za kogoś? Miłe gesty można zaplanować bez pieniędzy. Moja dziewczyna czułaby się zależna, gdybym za nią płacił, a ja zastanawiałbym się, co ją tak naprawdę we mnie interesuje. Ja czy stawianie jej przyjemności.

Maciej

27-letnia Klaudia podkreśla, że liczenie na partnera w kwestii wakacji kłóciłoby się z tym, co przekazywali jej rodzice. – Gdyby on miał płacić za mnie, byłoby mi wstyd, czułabym się jak utrzymanka. Ale postawienie drinka czy deseru to już co innego. Rozliczanie się za gałkę lodów byłoby przesadą. Zdarza mi się postawić mojemu facetowi obiad albo dostać od niego na wakacjach drobną rzecz i rozliczanie się za to byłoby niekulturalne – wyjaśnia.

System opłat: Płaci ten, kto więcej zarabia

Raczej gentleman

Kamil 36 lat

Ania 27 lat

Inny system praktykowany przez pary, z którymi rozmawiam to ten, w którym podejście do wydatków jest dość luźne, przynajmniej dla jednej strony i jest to kobieta... System "on płaci" nie bez powodu najczęściej funkcjonuje w związkach z większą różnicą wieku lub/i zarobków.

Między Anią a Kamilem jest 9 lat różnicy. Gdy dziewczyna była jeszcze na studiach i weekendowo dorabiała za grosze, jej partner miał już swoją firmę. Z tego względu nigdy nie dzielili się wydatkami na pół, co odpowiadało obydwojgu. Tak też było na wakacjach.

Studiując nie miałam praktycznie żadnych własnych pieniędzy poza małym kieszonkowym. Jasne, że nie byłoby mnie stać na tygodniowe wakacje w Grecji czy Chorwacji, które kosztowały wtedy około 2500 tysiąca złotych przy rozsądnym planowaniu. Kamil od początku proponując takie wakacje i słysząc, że nie jestem sobie w stanie na nie pozwolić, odpowiadał, że "on zaprasza".

Ania

Podkreśla, że jej partner płacił za nocleg i przelot, a na miejscu zdarzyło się jej jedynie stawiać obiady czy drinki. Było to symboliczne, ale "czuła się z tym okej". – I nie, nie czułam się, jakbym miała sponsora. Kamil wiedział, że wiążę się z osobą, która nie ma takich pieniędzy jak on i sam proponował sposoby spędzania czasu ze mną, które sprawią mu radość – dodaje.

Dziewczyna podkreśla, że podobny przekaz słyszała zawsze od mamy czy babci: - "Mężczyzna zaprasza, mężczyzna płaci. Nie wiąże się z młodszą dziewczyną po to, by dzielić rachunki na pół" – powtarzały i nie uważam, żeby to był materializm, a pragmatyzm.

Co na to Kamil?

Nigdy do głowy by mi nie przyszło dzielić z dziewczyną rachunku czy wymagać od niej płacenia za wakacje, albo co gorsza – oddawania za dojazdy, płacenia za benzynę. Byłoby mi wstyd. Jeśli mężczyzna zarabia więcej, to normalne, że płaci za swoją kobietę. Tym bardziej w relacji, w której ona dopiero się "dorabia", a ja mam już swoją pracę. Nie jestem z nią po to, żeby mnie finansowo odciążała. Dzisiejszym facetom często brakuje takiego gestu czy poczucia kultury – mój znajomy po tym, gdy rozstał się z dziewczyną, żądał od niej oddania 10 euro, które wydał na nią na wakacje! Tak się zachowuje facet? To żenada. Zawsze, gdy zapraszam gdzieś kobietę, normalne jest, że ja płacę.

Kamil

Dla wielu mężczyzn płacenie za kobietę nie jest dzisiaj jednak żadnym elementem podtrzymywanie kultury gentlemanów, ale pozwalaniem na to, by... być wykorzystywanym. 33-letni Michał podkreśla, że idąc tym tropem, można nieskończenie inwestować w relacje, które i tak prędzej czy później zakończą się zamiast... no właśnie co – zwrócić?

– Może w małżeństwie zrozumiałbym taki nierówny podział opłat, gdy i tak prowadzicie gospodarstwo domowe razem, ale dopóki randkujecie czy się spotykacie, nie rozumiem, czemu faceci mają tak wspierać kobiety, skoro te chcą być niezależne. Później taka kobieta pozna kolejnego faceta, a ty zostajesz ze szczuplejszym o jej przyjemności portfelem – mówi.

System opłat: 40 na 60, czyli fair nie oznacza równo

Aleksander 35 lat

Alicja 29 lat

Aleksander zwraca uwagę, że podział opłat po równo niekoniecznie jest równościowy w relacji. Szczególnie w sytuacji, w której partnerzy zarabiają inaczej, a statystycznie mniej nadal zarabiają kobiety. Dlatego on i jego partnerka mają kilka zasad, którymi kierują się przy podziale kosztów za wakacje, jedną z nich jest podział procentowy.

Ona płaci 40 proc., a ja 60 proc. za wakacje, które ustalamy wspólnie, biorąc pod uwagę ich koszty. Zdecydowanie częściej też stawiam rozrywki czy jedzenie na mieście, bo z mojej pensji po prostu łatwiej mi na to sobie pozwolić.

Aleksander

Aleksander wskazuje, że równy podział opłat za rachunki czy utrzymanie domu nie jest równy, gdy jedna strona wydaje na to parę procent wypłaty, a druga jej większość. Z tego względu, jeśli planuje atrakcję, która przekracza budżet jego partnerki, planuje też za nią zapłacić.

Opcje są dwie: albo z części wyjazdów zrezygnujemy, bo nie będę wymagał od niej płacenia ponad jej możliwości finansowe, albo skoro mi na jakimś zależy, ja go opłacę. Nie czuję, że to wykorzystywanie, bo bywamy w różnych miejscach życiowo. Dzisiaj ja zarabiam więcej, ale za rok sytuacja może być odwrotna. Wtedy wiem, że ona postawi jakiś wyjazd. Związek jest jednak od wspierania się i spełniania wspólnych marzeń, a nie od rozliczania za wszystko.

Aleksander