– Spotkaliśmy się na kawie, ale w trakcie okazało się, że jest głodna, kręciła nosem na przekąski, które były dostępne na miejscu. Zaproponowała swój ulubiony lokal z azjatyckim jedzeniem. I teraz tak: danie kosztowało około 50 złotych, napój 20 złotych. Potem zerkała na stoliki innych par, pokazując, jakie ładne desery. Nie chciałem być sknerą i też jej to zaproponowałem. Potem sama dobrała kieliszek Prosecco. Najadła się pod korek, ja wydałem ponad 150 złotych, a ona już nigdy mi nie odpisała – opowiada Tomek, który uważa, że padł ofiarą sneatingu.
Reklama.
Podobają Ci się moje artykuły? Możesz zostawić napiwek
Teraz możesz docenić pracę dziennikarzy i dziennikarek. Cała kwota trafi do nich. Wraz z napiwkiem możesz przekazać też krótką wiadomość.
Sneating to pierwszy trend randkowy, który wykorzystuje drugą stronę nie tylko emocjonalnie, lecz także finansowo.
To stereotyp, że kobiety pragną, by mężczyźni płacili za nie na randce.
Stosujący sneating zupełnie nie są zainteresowani swoją randką, a najedzeniem się do syta za darmo.
Kto płaci na randce?
Temat płacenia na pierwszej randce w teorii powinien być banalnie prosty. Przecież opcje są tylko trzy: albo płaci mężczyzna, albo kobieta lub każdy za siebie. W praktyce znajdą się zwolennicy i ogromni krytycy każdego z tych rozwiązań. Dlaczego? Bo (podobno) nie chodzi tu o pieniądze. Według niektórych sam fakt zapłacenia za posiłek ustala specyficzny rodzaj hierarchii między osobami, które na randce się spotkały.
Jeśli mężczyzna weźmie na siebie opłacenie rachunku, to jest gentlemanem. To chyba dobrze, prawda? Jednak z drugiej strony może to oznaczać, że chce, by kobieta względem niego czuła się zobowiązana.
W skrajnych przypadkach można usłyszeć o incelach (mężczyźni obarczający kobiety za życie w wiecznym seksualnym celibacie), którzy uważają, że facet płacący za kolację ma prawo wymagać od kobiety czegoś więcej. To oczywiście skrajnie toksyczny przypadek, ale faktem jest, że jeśli mężczyzna płaci, możemy mieć pewność, że spotkanie ma w jakimś sensie charakter romantyczny. Znajomi, którzy planują "kumpelstwo" raczej nie zapraszają siebie nawzajem na obiady.
Jeśli kobieta płaci za siebie, może to oznaczać, że po prostu jest niezależna i nie chce fatygować kogoś do wydawania na nią pieniędzy. Ale może także dać tym sygnał, że spotkanie nie jest randką, a jedynie wyjściem ze znajomym, któremu nie chce być dłużna nawet kawy. A jeśli kobieta płaci za parę? Przyznajmy, że w czasie pierwszych randek zdarza się to rzadko.
Sneating — najeść się, nie zapłacić, wyjść
Ale jest jeszcze jedna możliwość. Osoby (obydwu płci), dla których to, kto zapłaci w czasie spotkania, jest ważniejsze niż cokolwiek innego. Dążą do tego, by na randce zjeść jak najwięcej i nie zapłacić.
A swojego randkowego partnera/partnerkę traktują jako karmiciela i sponsora jedzenia. To sneating. Pierwszy trend randkowy, który nie wykorzystuje partnera tylko emocjonalnie, ale także finansowo.
Sneating nie polega wyłącznie na tym, by swojego randkowego partnera "naciągnąć" na droższe danie w karcie. To obrzydliwa taktyka polegająca na spotykaniu się z osobami, które wcale nie wydają nam się atrakcyjne i z którymi nie chcemy mieć właściwie więcej do czynienia. Ale liczymy na to, że dzięki nim zaoszczędzimy trochę, delektując się najlepszymi daniami. Będąc zupełnie ślepym na fakt, do jakiego niesmaku doprowadzamy.
Trend wydaje wam się problemem marginalnym? Masa kobiet i mężczyzn na randkowych forach skarży się na bycie ofiarami sneatingu. Tomek to mój 31-letni znajomy, który zorientował się bardzo szybko, że jego tinderowy match wykorzystuje go jako sponsora.
— Pierwszy raz zdarzyło mi się, że dziewczyna chciała się spotkać na żywo, od razu po krótkiej wymianie zdań na Tinderze. Ucieszyłem się, bo pomyślałem, że ominie mnie faza pisania miesiącami, by na koniec dowiedzieć się, że nic z tego — wyjaśnia.
Para spotkała się na kawę, bo to było bezpiecznym pomysłem na pierwsze spotkanie — jeśli rozmowa się nie klei, po wypiciu filiżanki idziemy do domu. Dziewczyna jednak szybko poprosiła o zmianę lokalu.
— Zaproponowała swój ulubiony lokal z azjatyckim jedzeniem. I teraz tak: danie kosztowało około 50 złotych, napój 20 złotych. Potem zerkała na stoliki innych par, pokazując, jakie ładne desery. Nie chciałem być sknerą i też jej to zaproponowałem. Potem sama dobrała kieliszek Prosecco. Najadła się pod korek, ja wydałem ponad 150 złotych, a ona już nigdy mi nie odpisała – opowiada rozgoryczony.
Dodaje także, że na samym spotkaniu dało się wyczuć, że drugiego nie będzie.
— Dziewczyna była miła, ale zdystansowana, prosiła mnie, żebym opowiadał o sobie, sama niewiele mówiła i dość szybko spotkanie zakończyła. Potem, gdy opisałem moją historię na internetowym forum, dostałem wielki odzew. Faceci pisali, że to była typowa oszustka, która szuka kolejnych jeleni, żeby kupowali jej obiady. Jeden z komentujących dodał, że jego koleżanka ze studiów właśnie tak oszczędzała na jedzeniu! Szukała frajera, dzięki któremu zje w restauracji zamiast w studenckiej stołówce... — tłumaczył.
Zapominał portfela... zawsze
Temat sneatingu jest dla wielu mężczyzn polem do tego, by oskarżać ogół kobiet o wykorzystywanie swojej pozycji do tego, by coś finansowo ugrać na randce. Czytam historie o wybieraniu najdroższych dań z karty, namawianiu na dodatkowy deser, drinka czy wino na kieliszki na spotkaniu, które miało być zwykłym wyjściem na kawę. Podobno popularnym sposobem jest samo proponowanie przez kobiety lokalu, który okazuje się jednym z najdroższych miejsc w mieście.
Na miejscu mało który facet odmówi przecież kolacji w lokalu, do którego już wszedł. Wyda więc kilkaset złotych nawet na mały lunch i nie będzie żałował partnerce, jeśli ta wybierze najdroższe danie. Jeśli nie z gestu, to ze wstydu.
Ale panowie nie doceniają przedstawicieli własnej płci. I po raz kolejny, historię znalazłam na "własnym podwórku", czyli wśród najbliższych znajomych. 26-letnia Ania opowiada mi, jak trafiła na notorycznego "jedzeniowego" oszusta. Dziewczyna zapewne nie zorientowałaby się, że chłopak oszukuje (i to nie tylko ją), gdyby nie zbieg okoliczności.
— Umówiliśmy się na obiad we włoskiej restauracji. Rozmowa kleiła się średnio, ale chyba obydwoje chcieliśmy wynagrodzić to sobie jedzeniem. Po owocach morza tiramisu, drinki, coś bezalkoholowego do picia i rachunek urósł. A mój partner uznał przy deserze, że zapomniał portfela — wyjaśnia.
— Uznałam, że ja zapłacę, ale w międzyczasie poszłam do toalety, spotykając właścicieli lokalu - moich dobrych znajomych. Dlatego też ten lokal wybrałam. I dowiedziałam się, że mój randkowicz jest stałym bywalcem tej restauracji. I stale zapomina w niej portfela — dodała.
Postawiła na konfrontację, mówiąc chłopakowi wprost, że widziała, że ten portfel ma przy sobie. I że właściciele przekazali jej, że często lubi tu jadać. Chłopak szedł w zaparte, mówiąc, że "chyba go tu tak nie zostawi bez pieniędzy". Zostawiła.
— Wyobraź sobie, że jakimś cudem udało mu się zapłacić telefonem, czego dowiedziałam się później, bo najzwyczajniej w świecie wyszłam pierwsza — dodaje.
Co ciekawe, gdy swoją historię opisała w internecie, spotkała się z krytyką ze strony paru komentujących panów.
— Zrzucili mi, że powinnam za niego zapłacić, bo mężczyźni jakoś płacą za kobiety na co dzień! Różnica jest taka, że robią to z nieprzymuszonej woli, a ten facet chciał mnie po prostu finansowo wykorzystać. Nie mam problemu zapłacić za faceta, ale jako rewanż na kolejnej randce. Na pierwszej wyznaję zasadę "każdy za siebie". A nie "ja za dupka, który chciał się najeść za darmochę" — tłumaczy.
Inna koleżanka tłumaczy mi, że też padła ofiarą sneatingu, ale w innej formie. Była już w związku, ale nie mieszkała z chłopakiem pod jednym dachem. Wpadali do siebie regularnie. Gdy ona przychodziła do jego mieszkania, przynosiła ze sobą przekąski albo produkty, z których wspólnie robili kolację. On nigdy nic nie kupował.
Gdy on wpadał do niej, pierwsze co robił, to otwarcie lodówki.
— Dzwonił do mnie, pytając, czy mam obiad. Przychodził zazwyczaj, gdy mówiłam, że mam albo że mogę coś zamówić. Gdy raz poprosiłam go, żeby kupił jakieś przekąski, wybrał najtańsze ciastka, paluszki i oranżady, chociaż ja potrafiłam płacić za jego sushi. A raz, gdy poprosiłam o jakieś ciastka z cukierni, poprosił po przyjściu, żebym oddała mu za nie pieniądze. On mi nigdy nie musiał. Relacja się skończyła dość szybko i wiem, że byłam dla niego lodówką i bankomatem — wyjaśnia.
Sneating — naje się jedno, stracą obydwoje
Jak ochronić się przed sneatingiem? Najprościej na pierwszą randkę wybrać miejsce, które nie zrujnuje nas finansowo. Spacer czy wyjście na lody uchroni nasz portfel przed rozrzutnością. Wtedy też wyczujemy, czy druga osoba jest zainteresowana nami, czy nadchodzącym obiadem. Specjaliści od dobrego wychowania podkreślają, że osobą płacąca za spotkanie jest ta, która zaprasza.
Jednak w naszej kulturze praktycznie zawsze jest to mężczyzna. Nie ma on jednak wcale obowiązku płacenia za każdym razem. Najrozsądniej, gdy ktoś zaoferuje nam, że zapłaci za obiad, jest po prostu odwdzięczyć się następnym razem, czy zapłacić za inną "atrakcje" tego dnia. Chociażby drinki czy deser.
Mimo że sneating nie jest tak okrutną formą wykorzystywania, jak curving czy pigging to i tak świadczy o tym, że osoba go stosująca kieruje się cynizmem i materializmem. A udawanie zainteresowania kimś, tylko po to, by dzięki niemu zjeść darmowy posiłek, godzi w dwie osoby. Finansowo w tę, która dała się wykorzystać. Ale marnuje czas i emocje obydwu stron. A jeść posiłki powinniśmy zawsze w towarzystwie najmilszych nam osób, to dobrze wpływa na żołądek... i serce.