Tego filmu nie chciały podobno ani Netflix, ani Amazon. "Sound of Freedom" z gwiazdorem "Pasji" Jamesem Caviezelem, który opowiada o podziemnym handlu dziećmi, odniósł nieoczekiwany sukces na amerykańskim rynku i poradził sobie w dniu premiery lepiej niż najnowsza część "Indiany Jonesa". Krytycy twierdzą jednak, że to dość tendencyjne dzieło propagujące teorie spiskowe spod szyldu kontrowersyjnego QAnon.
Reklama.
Podobają Ci się moje artykuły? Możesz zostawić napiwek
Teraz możesz docenić pracę dziennikarzy i dziennikarek. Cała kwota trafi do nich. Wraz z napiwkiem możesz przekazać też krótką wiadomość.
"Sound of Freedom" w reżyserii Alejandro Monteverde stał się nieoczywistym zwycięzcą lipcowego rankingu Box Office.
Film akcji opowiadający o handlu dziećmi w celach seksualnych z Jamesem Caviezelem w roli głównej zarobił w dniu premiery 14 mln dolarów. Tego samego dnia mniej pieniędzy zainkasował m.in. "Indiana Jones 5" z Harrisonem Fordem.
"Sound of Freedom" wywołał sporo kontrowersji. Tim Ballard, którego życiem inspirowali się twórcy filmu, a także gwiazdor "Pasji" są łączeni z ruchem słynącym ze snucia teorii spiskowych - QAnon.
Organizacja Ballarda, która walczy z handlarzami dzieci, została oskarżona przez amerykańskie media o manipulowanie informacjami.
Nieoczekiwany sukces filmu "Sound of Freedom" z Jamesem Caviezelem
Na szczycie rankingu Box Office z reguły plasują się wysokobudżetowe produkcje dużych wytwórni filmowych, ale raz na jakiś czas zdarza się, że do wyścigu o najwyższą stawkę dołącza nieoczekiwany gracz, któremu w przeciwieństwie do konkurencji wróżono finansową klapę. Czarnym koniem w walce o widzów okazał się w ostatnim czasie film "Sound of Freedom" z Jamesem Caviezelem, odtwórcą Jezusa w "Pasji" Mela Gibsona.
Wyreżyserowany przez Alejandro Monteverde akcyjniak trafił na duże ekrany 4 lipca i dotąd zainkasował 41 mln dolarów, zajmując trzecie miejsce tuż za znacznie droższymi tytułami jak "Indiana Jones: Artefakt przeznaczenia" i "Naznaczony: Czerwone Drzwi".
Film przygodowy z Harrisonem Fordem, który kosztował 295 mln dolarów, zarobił 4 lipca tylko 11 mln USD, zaś twórcom "Sound of Freedom" w ciągu jednej doby zwrócił się cały budżet. Na sprzedaży biletów dorobili się 14 242 063 dolarów.
Zaskakujący sukces produkcji opowiadającej o handlu dziećmi i opartej na historii Tima Ballarda, byłego agenta Departamentu Bezpieczeństwa Krajowego Stanów Zjednoczonych, wywołał ogromną burzę w tym kraju.
Zacznijmy od tego, że hit z Caviezelem ukończono w 2018 roku. Tytuł miał zostać początkowo wypuszczony przez 20th Century Studios, ale po tym, jak wytwórnię zakupił Disney, film trafił do poczekalni. Jego producent, Eduardo Verastegui, powiedział w rozmowie z Fox Business, że Netflix i Amazon odmówiły dystrybucji "Sound of Freedom". W wywiadzie z "The Daily Signal" zapewniał, że każde większe studio, z jakim się kontaktował, odpowiadało: "To nie dla nas". Dopiero Angel Studios się nim zainteresowało.
Jeszcze przed oficjalną premierą na TikToku i Twitterze mogliśmy znaleźć reakcje internautów, którzy uznali zachowanie platform streamingowych za podejrzane. Wśród komentarzy krążyły m.in. wpisy o treści "Hollywood znów tuszuje krzywdę wyrządzaną dzieciom" lub "Hollywood pełne jest Illuminati".
Krytycy filmowi nie pozostawili suchej nitki na dziele Monteverde zarzucając mu karmienie widzów teoriami spiskowymi typowymi dla ruchu QAnon, który swego czasu nazywano niewidzialną armią Donalda Trumpa. Taki argument nie wziął się znikąd – główny gwiazdor "Sound of Freedom" ponoć zabrał głos na konferencji poświęconej grupie Q.
Czy film "Sound of Freedom" jest oparty na faktach?
Fabuła "Sound of Freedom" jest inspirowana życiem Tima Ballarda, który po dziesięciu latach służby w amerykańskim Departamencie Bezpieczeństwa Krajowego założył organizację non-profit Operation Underground Railroad walczącą z handlem dziećmi w celach seksualnych. W hollywoodzkiej produkcji mężczyzna przez połowę filmu rozbija siatki przestępcze w poszukiwaniu rodzeństwa, które zwabione propozycją pracy w modelingu w Hondurasie znika bez śladu.
Ballard nie potwierdził, czy do wydarzeń ukazanych przez Monteverde faktycznie doszło, niemniej przed napisami końcowymi do filmu widzowie mogli zobaczyć prawdziwe nagrania z akcji OUR. "Zanim Tim opuścił Kolumbię, on i jego zespół uratowali ponad 120 ofiar i aresztowali kilkunastu handlarzy" – informuje komunikat wieńczący "Sound of Freedom".
W 2019 roku, czyli w czasach prezydentury Donalda Trumpa, byłego agenta mianowano członkiem rady doradczej Departamentu Stanu ds. handlu ludźmi. Działania Ballarda spotkały się z serią oskarżeń ze strony mediów, które twierdziły, że mitologia budowana wokół jego organizacji ma być "mocno naciągana". Pod adresem założyciela OUR pojawiły się m.in. zarzuty o narażanie ofiar na niebezpieczeństwo i manipulację.
Jak podaje gazeta "The Washington Post", dziennikarz Glenn Kessler nie był w stanie znaleźć dowodów na słowa Ballarda dotyczące tego, że każdego roku do Stanów Zjednoczonych jest przemycanych 10 tys. dzieci.
W 2020 roku biuro prokuratora hrabstwa Davis w stanie Utah oświadczyło, że organizacja OUR była objęta dochodzeniami karnymi będącymi odpowiedzią na skargi dotyczące prowadzenie nielegalnych zbiórek pieniężnych.
Śledztwo portalu Vice World News wykazało, że dziewczynka o imieniu Liliana, która stała się twarzą jednej z kampanii OUR, wcale nie została uratowana przez organizację. Podobno sama uciekła swoim oprawcom. Co ciekawe, historia nastolatki pomogła zebrać Ballardowi i jego pomocnikom rekordową kwotę 21 mln dolarów.
Dochodzenie serwisu wykazało ponadto, że organizacja non-profit, która zapewniała, iż podczas akcji ratunkowych korzysta z pomocy wysoko wykwalifikowanych agentów, miała polegać tak naprawdę na pracy niewyszkolonych ludzi.
Krytycy twierdzą, że "Sound of Freedom" pasuje do narracji QAnon
W zagranicznych recenzjach filmu "Sound of Freedom", których autorzy wydały mu negatywny werdykt, znajdziemy liczne nawiązania do słynącego z teorii spiskowych QAnon. Jak pisaliśmy wcześniej w naTemat, filozofia ruchu zainspirowanego działalnością tajemniczego użytkownika 4chana zakłada, że świat rządzony jest przez tzw. głębokie państwo (ang. deep state), do którego należą m.in. "pedofile-celebryci", sieć 5G, pandemia koronawirusa, obowiązkowe szczepienia, a także sataniści.
Wśród najbardziej kontrowersyjnych "wierzeń" członków QAnon można znaleźć choćby teorie mówiące o tym, że Angela Merkel jest wnuczką Adolfa Hitlera, aktor Tom Hanks to największy pedofil w całym Hollywood, a wielka eksplozja w Libanie w 2020 roku była sprawką rodziny Rothschildów.
Dla QAnon jedynym politykiem wartym zaufania jest Donald Trump, który pod przykrywką prezydenta USA wykonywał ściśle tajną misję, aby zapobiec zamachowi stanu dokonanemu przez liberalną elitę, w tym Baracka Obamę, Hillary Clinton, Joe Bidena i George’a Sorosa.
Dodatkowo Q zapowiadał kilka lat temu, że do Stanów Zjednoczonych zbliża się "burza", wielkie wydarzenie, podczas którego Trump rozprawi się ze wszystkimi członkami "głębokiego państwa" i da wojsku władzę nad całym krajem.
Internauci - w tym krytycy filmowi - łączą QAnon zarówno z Ballardem, jak i jego odtwórcą, Caviezelem. Inicjator OUR miał sugerować wcześniej swoje poparcie dla teorii, zgodnie z którą firma sprzedająca meble Wayfair zajmuje się handlem dzieci, zaś aktor wystąpił w kwietniu bieżącego roku na wiecu pełnym zwolenników "konspiracyjnego" ruchu.
Według ustaleń czasopisma "Vanity Fair" w swoim przemówieniu wygłoszonym na scenie Clay Clark's Health and Freedom Conference w Tulsie w stanie Oklahoma gwiazdor "Pasji"zasugerował, że handlarze dziećmi pobierają krew ofiarom, aby wytworzyć adrenochrom, związek chemiczny, który zdaniem miłośników teorii spiskowych ma właściwości odmładzające. Warto nadmienić, że zlot zakończono publicznym paleniem maseczek ochronnych.
– Jeśli dziecko wie, że umrze, jego ciało wydziela tę adrenalinę. Ci ludzie, którzy to robią, nie będą mieli litości. To jeden z najlepszych filmów, jakie zrobiłem w całej swojej karierze. Film jest na poziomie Oscara – oznajmił Caviezel w Tulsie.
Krytycy mają na ten temat jednak nieco odmienne zdanie. Wielu z nich uważa, że film nie jest zły (o czym świadczy zresztą ocena 79 proc. na portalu Rotten Tomatoes), ale nie powinien być traktowany jako wiarygodne źródło informacji. "I pomyśleć, że tysiące dorosłych widzów bezkrytycznie pochłonie 'Sound of Freedom", ten gorączkowy sen samozwańczej straży obywatelskiej, i opuści seans, myśląc, że wie więcej o kryzysie cywilizacyjnym... Cóż, to bardzo przygnębiające" – podsumował Miles Klee z "Rolling Stone".
"Ten świat jest tak przepełniony troską o dzieci, że wydaje się unikać tworzenia napięcia gdzie indziej, dlatego umieszcza Ballarda w nudnych scenach naprzeciwko łatwowiernych, jednowymiarowych pełzaczy; w jego tajnych misjach, podczas których czasami mówi jak ścigani przez niego pedofile" – dodał Nick Allen z portalu RogerEbert.com.
Pozytywną opinię produkcji o handlu dziećmi miał wystawić m.in. reżyser i aktor Mel Gibson. Caviezel, który od czasów "Pasji" przyjaźni się z filmowcem, w rozmowie przeprowadzonej przez Angel Studios potwierdził, że "Mel płakał" oglądając "Sound of Freedom".