Czy można wierzyć w ukrytą moc symboli i jednoczesne stąpać twardo po ziemi? Można. Mało tego: obie te kwestie da się ubrać w unikalnie piękną, biżuteryjną otoczkę. To właśnie robi Anka Krystyniak - artystka i projektantka, która niedawno wypuściła na rynek kolejną porcję swoich “precjozów”.
Reklama.
Reklama.
Marka Anka Krystyniak jest na rynku już od ponad dekady. Jej twórczyni z projektowaniem biżuterii zetknęła się na studiach.
– Poszłam na projektowanie ubioru i biżuterii do Łodzi. To ubiór wybrałam świadomie, biżuteria miała być przy okazji. Ale koniec końców wyszło na to, że właśnie ona okazała się materią, do której jest mi bliżej – mówi Anka. I choć zapewnia, że ubrania wciąż ją "wołają" to jednak obecnie całą jej uwagę pochłania biżuteria.
Dowodem tego zaangażowania jest najnowsza kampania wizerunkowa – pierwsza od 2020 roku. Założenia realizacyjne były jasne: zdjęcia, które powstaną w jej ramach mają być “nieoczywiste”.
– Myślę, że nam to udało – komentuje Anka, dodając, że już samo założenie kreatywne było nietuzinkowe: na zdjęciach, jeden obok drugiego, miały się bowiem pojawić symbole hinduskie oraz egipskie.
– Skupiłam się na symbolach, które kocham i które w jakiś sposób wiążą się z tymi miejscami. Przed całą ekipą postawiłam trudne zadanie, ponieważ połączenie Egiptu i Indii wydaje się na pierwszy rzut oka szalone… – przyznaje projektantka. Okazało się jednak, że nawet w miejscach tak odległych od siebie geograficznie, można natrafić na odniesienia do podobnej symboliki.
– Zawsze szukałam biżuterii, która ma głębsze znaczenie – mówi Anka, pytana o to, dlaczego w swoich pracach wykorzystuje elementy symboliczne. – Problem w tym, że kiedy chciałam znaleźć dla siebie, na przykład, symbol Om to opcje dostępne w sklepach z reguły mi się nie podobały. Pomyślałam więc, że sama zrobię sobie coś ładnego – wspomina.
Dzisiaj Anka bierze na tapet symbole z różnych sfer kulturowych, dbając jednak o to, aby ich wizualne DNA było spójne i rozpoznawalne. Oryginalność przejawia się również w sposobie wykonania: każdy projekt powstaje od zera. Anka nie korzysta z prefabrykatów.
– Rynek biżuterii jest dzisiaj zdominowany przez gotowce: nie trzeba lutować, można coś przyczepić, ścisnąć kombinerkami i nazwać to biżuterią. My tworzymy wszystko sami we własnej pracowni, nie kupujemy gotowych zawieszek czy wzorów – tłumaczy.
Rzemieślniczy kunszt to coś, w co warto inwestować zawsze. Pytanie, czy kupując wisior z lunulą, ręką Fatimy czy “żabą, przyciągającą pieniądze”, inwestujemy w pożądane wartości? Tu Anka jest bardzo ostrożna.
– Symbole prowadzą nas od zawsze, od zarania dziejów, odkąd pojawiliśmy się jako ludzie na Ziemi – tłumaczy, dodając, że przerzucanie odpowiedzialności na przedmioty jest równie wiekową praktyką:
– Zdarzają nam się chwile zwątpienia, braku wiary w siebie, we własne możliwości. Szukamy wtedy pomocników, którzy nam coś “podpowiedzą”; sprawia, że coś konkretnego się zadzieje – wyjaśnia.
Jeśli jednak liczycie na to, że trzy dni po zakupie naszyjnika z mudrą z pracowni Anki Krytyniak wszystkie wasze problemy znikną, to niestety, przeżyjecie rozczarowanie.
– Mudra to jest potężne narzędzie, ale ono nie zrobi nic za nas. Może jednak stać się dla nas drogowskazem: przypomnieniem, że warto na chwilę zatrzymać się, pooddychać, uspokoić, wyciszyć, a wtedy łatwiej możemy znaleźć dobre rozwiązania – tłumaczy Anka.
Symbole w jej rozumieniu to swego rodzaju narzędzia do nawigacji: wskazówki, które mają nam przypominać o konkretnych życiowych wartościach, kierować naszą uwagę w określoną stronę. Anka zaznacza, że w swojej biżuterii nie chce pokazywać symboli dosłownie, raczej uwypuklać konkretne akcenty:
– Sprawdzam, co bardziej “woła” mnie, moich klientów. Mówi się, że religia to żarówka, która dla każdego świeci innym światłem. I ja też na tej zasadzie tworzę – podsumowuje artystka.
Afrykę z Azją Południową łączą dłonie. Wśród premierowej biżuterii znajdziemy zarówno świeże odsłony ręki Fatimy, jak i zupełnie nowe Mudry – specjalne pozycje dłoni i układy palców, mające działanie wzmacniające i energetyzujące.