Do kin trafia właśnie "Nieulotne" Jacka Borcucha. Główne role grają w nim znany szerszej widowni Jakub Gierszał i stawiająca pierwsze aktorskie kroki, znana z "Bejbi Blues", Magdalena Berus. To właśnie oni, mają szansę zastąpić starą gwardię aktorów i podbić polskie kino.
"Nieulotne" ma szansę stać się kolejnym szanowanym i docenianym polskim filmem. Świadczą o tym wstępne recenzje. Janusz Wróblewski z "Polityki" w swoim tekście chwalił film Jacka Borcucha między innymi za "imponującą, światową realizację" czy "powagę refleksji".
Ale niewątpliwie "Nieulotne" nie byłoby tak chwalone, gdyby nie gra aktorska głównych bohaterów: właśnie Jakuba Gierszała i Magdaleny Berus. Wróblewski w swoim tekście określa ich jako "wschodzące gwiazdy", które zagrały "fenomenalnie". I nie da się ukryć: jeśli mamy gdzieś pokładać nadzieje na jakościowe aktorstwo w polskiej kinematografii, to Gierszał i Berus mają do tej nadziei pierwszeństwo.
"Żywiołowa, trochę bezczelna"
Magdalena Berus do tej pory zagrała tylko w jednym filmie: "Bejbi Blues". Wystąpiła tam w roli nastolatki, która chce mieć dziecko, bo "to jest fajne". Już przy okazji tamtej produkcji chwalono ją za talent, wskazywano, że ma potencjał. Jako udaną jej rolę określił Jakub Popielecki z Filmwebu, chwalił nawet prawicowy portal braci Karnowskich o kulturze wNas.pl.
A wszystko to… przez przypadek. O ile można uznać za przypadek fakt, że 19-latka Berus wysłała do autorów "Bejbi blues" MMS-a ze swoim zdjęciem. – Później pojawiłam się na castingu, miałam kilka scen do zagrania, no i dostałam rolę. Ja, dziewczyna z ulicy. Jestem Kaśce (Rosłaniec, reżyserki "Galerianek" i "BB" – przyp. red.) bardzo wdzięczna, bo to ona stworzyła mnie jako aktorkę – mówiła Berus w
radiowej Trójce. Młoda aktorka przyznała, że zagranie w "Nieulotnych" wymagało od niej dużo pracy. – Musiałam odnaleźć w sobie subtelną twarz, bardziej kobiecą. Musiałam mówić wolniej, wydobyć z siebie tajemniczość, bo ja jestem bardzo bezpośrednia – opowiadała o pracy w filmie Borcucha.
Janusz Wróblewski, redaktor "Polityki", z którym rozmawialiśmy o młodych aktorach, nie ma wątpliwości: Berus to wschodząca gwiazda aktorstwa. – To bardzo młoda dziewczyna, dopiero wchodzi w zawód. Już grała w "Bejbi blues" i widać, co potrafi grać. Ma ogromny potencjał, jest bardzo żywiołowa, może nawet trochę bezczelna w swoim zachowaniu, ale może zagrać zarówno subtelną nastolatkę jak i femme fatale – ocenia Wróblewski.
Nowy symbol seksu
Z równie dużym entuzjazmem redaktor "Polityki" mówi o Jakubie Gierszale, który wsławił się rolą w "Sali samobójców", a potem jeszcze w "Yumie". – W "Nieulotnych" tylko potwierdził swoje możliwości i talent – podkreśla Janusz Wróblewski. I chwali młodego aktora za wszechstronność: – W tym filmie on ma zupełnie inną, niż w "Sali samobójców", rolę, wymagającą zupełnie innej wrażliwości aktorskiej.
Teraz Gierszał ma szansę na stałe wpisać się w polską kinematografię. Bo w świadomości widzów na pewno jest już dobrze kojarzony – przez niektóre media został nawet uznany za nowy symbol seksu. Na szczęście, co widać po doborze ról i fakcie, że Jakub Gierszał nie gości w tabloidach, aktorowi nie uderzyła sodówka do głowy.
Przyszłość polskich filmów
To bowiem główna pułapka polskiego show-biznesu, w jaką może wpaść dwójka tych młodych aktorów. – Jeśli zaczną brać udział w "Tańcach z gwiazdami", biegać po brukowcach i tylko pokazywać na premierach, to wsiąkną w ten celebrycki rytm. Ale nie mogą też tego unikać – mówi nam Janusz Wróblewski.
Jeśli jednak Gierszał i Berus uda się uniknąć "celebryckiego rytmu", śmiało możemy typować ich na przyszłe gwiazdy. Aktorstwa, a nie show-biznesu. – To
utalentowani, młodzi ludzie. którzy – mam nadzieję – będą się starali robić karierę dobierając dobre, ambitne role – stwierdza redaktor "Polityki".
Jednocześnie Wróblewski podkreśla, że powinniśmy śledzić kariery młodych aktorów, nie tylko Gierszała i Berus. – Można by dodać Mateusza Kościukiewicza i sporą grupę innych młodych osób. To się właśnie odbywa, zmiana pokoleniowa. Może nie na samym szczycie, ale pokazują się ludzie z potencjałem – dodaje nasz rozmówca.
Róbcie lepsze filmy!
Niestety, Wróblewski przyznaje też, że choć dla polskiego kina nastały ciekawe czasy i pojawia się sporo młodych, utalentowanych aktorów, to nasza kinematografia nie potrafi w 100 proc. wykorzystywać ich potencjału. Mainstream produkuje bowiem głównie głupawe komedie romantyczne i świadomość, że zarobić można tylko na takich produkcjach, może być dla młodych demotywująca i ograniczać ich rozwój.
Zarazem dziennikarz zauważa, że nie możemy oczekiwać od osób takich jak Gierszał czy Berus, że zawsze będą grać tylko w ambitnych filmach. – Tych najbardziej utalentowanych nie chciałbym widzieć w najgłupszych rolach. Ale wiem, że z czegoś trzeba żyć. Nie należy więc radzić aktorom, by poszli tylko w stronę mainstreamu albo tylko kina artystycznego. Chodzi o to, żeby to połączyć – mówi nam recenzent.
Wróblewski podkreśla, że fakt, iż obecnie mamy słabe mainstreamowe filmy nie oznacza, że tak będzie zawsze. Tak samo jak nie zawsze artystyczne filmy będą bardzo dobre – a za takie uważa je obecnie redaktor "Polityki". Dodaje też, że dla młodych aktorów dobrodziejstwem na rodzimym rynku kinematografii jest różnorodność: dzięki temu można połączyć zarabianie z rozwojem i samorealizacją. Miejmy nadzieję więc, że tych młodych dostrzeże nie tylko publiczność, ale i twórcy, którzy wraz z obecnością tych aktorów dostają pod skrzydła nie tylko ich talent, ale też ogromną zdolność przyciągania widzów.