W Błoniu pod Warszawą doszło we wtorek do tragicznego zdarzenia. W rzece Utrata utonął polski żołnierz. Śledczy z prokuratury i Żandarmeria Wojskowa sprawdzają, co tam się dokładnie wydarzyło.
Reklama.
Podobają Ci się moje artykuły? Możesz zostawić napiwek
Teraz możesz docenić pracę dziennikarzy i dziennikarek. Cała kwota trafi do nich. Wraz z napiwkiem możesz przekazać też krótką wiadomość.
Jak informuje portal TVN Warszawa, do zdarzenia doszło około godziny 13.30 w Błoniu pod Warszawą. W rzece Utrata próbowano ratować mężczyznę, który w niej się topił.
Tragiczne zdarzenie pod Warszawą. Nie żyje polski żołnierz
Z informacji portalu wynika, że na miejscu wypadku pracowało kilka zastępów Państwowej Straży Pożarnej z Błonia, ochotnicy, policjanci z Komendy Powiatowej Policji w Starych Babicach oraz pogotowie.
TVN Warszawa próbowało uzyskać informacje o wypadku od Kazimierza Jaworskiego, oficera prasowego KP PSP w powiecie warszawskim zachodnim. On jednak skierował portal do Żandarmerii Wojskowej, gdyż topielec był żołnierzem.
– Realizujemy czynności na miejscu – przekazał wtedy jedynie Tomasz Wiktorowicz z Żandarmerii Wojskowej, dodając, że mężczyzny nie udało się uratować. Żołnierz nie był w tym czasie na służbie. Sprawą zajmie się teraz prokuratura.
Przypomnijmy – do tej pory od 1 kwietnia Komenda Główna Policji odnotowała 154 zgony w wyniku utonięcia.
Nadal wielu Polaków ginie w wodzie
Jak mówił w lipcu naTemat.pl Maciej Rokus, szef Grupy Specjalnej Płetwonurków RP oraz biegły sądowy w zakresie analizy utonięć, w Polsce "mamy mniej utonięć niż kilkanaście lat temu, ale przy innych krajach, jak Holandia, czy Norwegia, pod względem statystyk wyglądamy słabo".
– Pierwszą przyczyną jest nasza mentalność. Polak jest osobą niesamowicie beztroską, wychodzi z założenia, że jeżeli coś się przydarzy, to każdemu, tylko nie mnie. Podejmuje różne zakłady i wyzwania, popisuje się przed kolegami, dziewczynami, to ryzyko, które czasami kończy się utonięciem – wymieniał ekspert.
– Nie chcę obrazić Polaków, ale mentalność Niemca, czy Norwega, jest inna. Jeśli nie jest potrzebny patent, on wypożyczy żaglówkę, bo będzie miał doświadczenie i będzie umiał żeglować. A u nas ludzie bez doświadczenia płacą za sprzęt i płyną, bo nie trzeba patentu. W innych krajach ktoś, kto wcześniej nie pływał, nie zna nawigacji, locji i teorii żeglowania, nie zrobi tego, bo wie, że naraża siebie i innych na zagrożenie życia. A Polak potrafi – tłumaczył Rokus naszej redakcji. Więcej na ten temat jest pod tym linkiem.
Absolwentka dziennikarstwa na UMCS i Uniwersytecie Warszawskim. Przez kilka lat związana z Polską Agencją Prasową. Obecnie reporterka newsowa w naTemat.pl.