Ponad tysiąc kilometrów za kierownicą hardkorowego coupé z 460-konnym silnikiem: przedsięwzięcie, które mogłoby uszczęśliwić wyłącznie masochistę czy szaleństwo, w którym jednak jest metoda? Postanowiłem przekonać się własnej skórze, zaliczając wycieczkę na trasie Warszawa–Karpacz–Kamień Śląski–Warszawa.
Reklama.
Reklama.
Jestem w Kamieniu Śląskim, niewielkiej wsi w województwie opolskim. Moje uszy świdruje mieszanka ogłuszających dźwięków, składająca się z ryku wydechów, muzyki puszczanej przez didżeja i krzyków rozentuzjazmowanego tłumu. W nosie czuję aromat rozgrzanego przez lipcowe słońce asfaltu, spalonej gumy i oparów wysokooktanowej benzyny.
No ale nie zamierzam narzekać, przecież nie przyjechałem tutaj na sielskie agrowczasy, lecz na wielkie święto fanów (lub wręcz fanatyków) litery "M", która w świecie motoryzacji już od pięciu dekad symbolizuje wielkie emocje i ogromne porcje adrenaliny.
Czego można spodziewać się po tej odbywającej się na torze wyścigowym Silesia Ring imprezie, na którą zaprosiło mnie BMW Polska? Na liście atrakcji znajdziemy m.in. naukę jazdy sportowej pod okiem doświadczonych instruktorów, pokazy driftu oraz stuntu motocyklowego, a także loty widokowe śmigłowcem.
Jeżeli masz ochotę na jedną z tych przejażdżek, których nie zapomina się do końca życia, możesz zająć tylny fotel w dwuosobowym bolidzie BMW Sauber F1, bądź też prawy w BMW M2 CS Racing prowadzonym przez Krzysztofa Hołowczyca. Zgłodniałeś? W tym miejscu kiełbasę z grilla zaserwuje ci nie byle kto, lecz sam David Gaboriaud.
Oczywiście nie muszę wspominać o tym, że wizyta na tym wydarzeniu jest również okazją do obejrzenia z bliska całego mnóstwa samochodów z kultową "Emką" – począwszy od najgorętszych nowości (w pit-stopie trafiam na BMW i7 M70, BMW i5 M60 oraz BMW XM Label Red), a skończywszy na modelach historycznych, reprezentujących niegdysiejsze dokonania monachijskiej firmy, która w ubiegłym roku świętowała pięćdziesiąte urodziny.
Jednak w tym momencie muszę przerwać szwendanie się po parkingu ("o kurczę, przecież to BMW M3 E30"!, "zaraz, zaraz, czy to BMW M635 CSi E24"?), bo za parę minut będę mógł wjechać na tor i zaliczyć jazdę na czas samochodem, który dowiózł mnie na tę imprezę.
Mały wielki wóz
Oto i on: drugie wcielenie BMW M2 Coupé, czyli konstrukcji łączącej kompaktowe gabaryty (458 cm długości) z mocarnym silnikiem oraz mnóstwem zaawansowanych technologii, dzięki którym wóz ma czuć się na torach wyścigowych niczym ryba w wodzie.
Jak powstał? Otóż technologiczni czarodzieje z BMW M GmbH wzięli na tapet najnowszą generację serii 2, a następnie doprawili ją tak, aby stała się pikantna niczym papryka Trinidad Moruga Scorpion.
Pod maskę trafił sześciocylindrowy, podwójnie turbodoładowany silnik o pojemności trzech litrów, kręcący się do 7,2 tys. obr./min. i generujący 460 KM (czyli o całe 90 więcej, niż w poprzedniej generacji M2) oraz 550 Nm.
Całe to dobro, przesyłane na oś tylną za pośrednictwem ośmiostopniowego automatu Steptronic, pozwala katapultować się do pierwszej setki w 4,1 sekundy i osiągać 250 km/h. Ci, którzy sięgną do kieszeni nieco głębiej (czyli dokupią pakiet M Driver), będą mogli pojechać 35 kilometrów na godzinę szybciej. Warto dodać, że za dopłatą możemy otrzymać również sześciobiegową skrzynię manualną.
Czas odpalić silnik, wybrać najbardziej adekwatny do sytuacji tryb jazdy (czyli Track) i sprawdzić, jak nowe BMW poradzi sobie na Silesia Ringu. Do dyspozycji mam idealny (50:50) rozkład masy, aktywny mechanizm różnicowy osi tylnej (może blokować się w stu procentach), dziesięciostopniowy system M Traction Control oraz wzorowo spisujący się układ hamulcowy z dwustopniową regulacją twardości działania lewego pedału.
Lecz to jeszcze nie wszystko: w (bardzo) szybkim pokonywaniu zakrętów wspierają mnie również adaptacyjne zawieszenie z elektronicznie sterowanymi amortyzatorami, układ dynamicznej kontroli stabilności (DSC), a także niesamowicie precyzyjny układ kierowniczy o zmiennym przełożeniu.
Dołóżmy do tego niewielki, bo wynoszący 274,7 centymetrów, rozstaw osi, a otrzymamy sportowca tak szybkiego i zwinnego na zakrętach, że pokonywaniu toru wyścigowego towarzyszy bardzo, ale to bardzo szeroki uśmiech na twarzy.
Ten zawodnik nie startuje w kategorii lekkiej
Ponoć to M2 Coupé jest bezpośrednim nawiązaniem do legendarnego modelu 2002 Turbo z roku 1973. Podobno ma oferować pasjonatom "prawdziwej" motoryzacji frajdę w starym dobrym stylu... Jak wygląda to w rzeczywistości?
Przed laty miałem okazję prowadzić kilka samochodów wyścigowych skonstruowanych w latach siedemdziesiątych, osiemdziesiątych oraz dziewięćdziesiątych ubiegłego wieku i rzeczywiście: pod pewnymi względami nowe "EmDwa" kojarzy się z takimi właśnie konstrukcjami.
Czyli: jak na współczesne standardy jest wozem brutalnym i lubiącym "twardą rękę", choć przy okazji zapewnia kierowcy mnóstwo informacji na temat tego, co dzieje się z kołami.
Jeżeli na moment zapomnimy o tym, że siedzimy w nowoczesnym wnętrzu (wyposażonym np. w połączone wyświetlacze o przekątnych 12,3 oraz 14,9 cala) i skupimy się na jeździe, możemy nasycić się dobrze pojętą prostotą.
Taką radość z jazdy oferują wyłącznie rasowe samochody sportowe, w których potężny silnik zestawiono ze świetnym zawieszeniem i niewielką masą...
Stop, wróć! Gdy spojrzeć na dane techniczne, okaże się, że mamy tutaj do czynienia z pewnym oszustwem, za którym stoją najlepsi niemieccy inżynierowie, zdolni naginać prawa fizyki w nieprawdopodobnym wręcz stopniu.
Choć BMW M2 Coupé sprawia wrażenie pojazdu lekkiego jak piórko, to jego masa wynosi aż 1800 kg (wersja z manualem jest lżejsza o 25 kg), tak więc startuje w podobnej kategorii wagowej, co np. BMW M4.
Owszem, zamówienie foteli z włókna węglowego obniży masę samochodu o niemal 11 kilogramów, natomiast wykonany z tego samego materiału dach zapewni kolejne 6 kg oszczędności, jednak nie zmienia to sytuacji o 180 stopni. Cóż, kierowcy pozostaje żyć ze świadomością, że jego bolid cierpi na nadwagę i pocieszać się, że nie jest ona ani widoczna, ani odczuwalna.
Cywilizowany brutal
Nie samymi torami wyścigowymi BMW M2 Coupé żyje, przejdźmy więc do odpowiedzi na pytanie brzmiące: czy mamy tutaj do czynienia z samochodem nadającym się na tzw. daily? Moja odpowiedź brzmi: zdecydowanie tak!
Przemierzyłem tym wozem ponad tysiąc kilometrów, ani razu nie narzekając na to, jak spisuje się zarówno w warunkach miejskich, jak i na autostradach. W trybie Road (pomiędzy nim a Track jest jeszcze Sport) ta 460-konna maszyna z tylnym napędem jest zaskakująco wręcz stabilna i przewidywalna.
O ile prawa stopa nie obchodzi się zbyt ostro z prawym pedałem, M2 Coupé nie serwuje jakichkolwiek nieprzyjemnych niespodzianek. W przeciwieństwie do większości tego rodzaju samochodów nie staje się nerwowe na nierównym asfalcie (dziury w jezdni, studzienki kanalizacyjne itede, itepe), dzięki czemu jazda po bułki nie przeobraża się każdorazowo w niebezpieczną przygodę.
Dołóżmy do tego zawieszenie, które w standardowym trybie oferuje jak najbardziej akceptowalny poziom komfortu (owszem, znam takich, którzy porównali je do deski, jednak moim zdaniem to deska wykonana z elastycznego drewna), fotele, które cieszyły mnie zarówno na torze wyścigowym, jak i podczas przemierzania wielogodzinnych tras z punktu A do punktu B oraz spory, bo 390-litrowy bagażnik.
Tak, silnik oraz układ wydechowy z czterema końcówkami i elektrycznie sterowanymi klapami mogą generować hałas słyszalny na setki mil morskich. Mogą, choć nie muszą, ponieważ we wspominanym trybie Road pracują na tyle kulturalnie, że uszy osób przebywających w kabinie nie są narażone na katusze.
Kim mogą być owe osoby? BMW M2 Coupé zabierze na pokład czwórkę dorosłych, zapewniając sporo komfortu nawet osobom zasiadającym z tyłu – dobrze jednak, aby nie miały powyżej 180 centymetrów wzrostu, gdyż od tych okolic zaczyna się szorowanie głowami o podsufitkę oraz proszenie kierowcy o przerwy na rozprostowanie karku.
Te można zorganizować np. na stacjach benzynowych, czyli miejscach, które będziemy odwiedzać dosyć często, co jest efektem połączenia niewielkiego (52 litry) zbiornika paliwa ze sporym apetytem (średnia w podczas mojego testu wyniosła niemal 15 l/100 km).
Czy BMW M2 Coupé jest godne pożądania?
Jeżeli należysz do osób rozkochanych w "kosmicznym" designie, który ostatnimi czasy serwuje BMW, stylistykę tej nowości najprawdopodobniej uznasz za zbyt zachowawczą.
Z mojej perspektywy postawienie na taką właśnie prezencję – zadziorną, atletyczną i muskularną, choć zarazem dosyć stonowaną, bez przesadnej ekstrawagancji – było strzałem w dziesiątkę.
Oczywiście de gustibus non est disputandum, przejdźmy więc do tego, ile pieniędzy musi wyłożyć na stół ktoś, kto chciałby wejść do świata "emek", nabywając ten właśnie model.
Czy ceny BMW M2 Coupé, zaczynające się od 355 000 zł są prawdziwą okazją czy może zdzierstwem? Na to pytanie każdy musi odpowiedzieć sobie sam. Ja wiem tylko tyle, że dysponując taką kwotą i szukając wozu łączącego powalające osiągi z zaskakującymi walorami praktycznymi, udałbym się do salonu BMW, krzycząc "bierzcie moje pieniądze" (bądź też "nimm mein Geld")!
Dodam, że w owym szalonym kompakcie zakochałem się na tyle, że nawet gdyby mój budżet wynosił 449 000 zł, nawet przez sekundę nie myślałbym o zakupie większego i mocniejszego BMW M4 Coupé.
W kieszeni zostałyby mi 94 000 złotych, które przeznaczyłbym na paliwo, jazdę po torze (np. Silesia Ringu), precle i parę bawarskich lederhosenów.
Redaktor Centrum Produkcyjnego Grupy na:Temat, który lubi tworzyć wywiady z naprawdę ciekawymi postaciami, a także zagłębiać się w rozmaite zagadnienia związane z (pop)kulturą, lifestyle'em, motoryzacją i najogólniej pojętymi nowoczesnymi technologiami.