Sprawą Joanny z Krakowa od kilku dni żyje cała Polska. Kobieta została poniżona przez policję podczas interwencji po tym, jak poinformowała swoją lekarkę, że wzięła tabletki wczesnoporonne. To ona wezwała służby. W rozmowie z jedną z gazet powiedziała, że już by tak nie postąpiła, gdyby wiedziała, jak ta historia się tak potoczy.
Reklama.
Podobają Ci się moje artykuły? Możesz zostawić napiwek
Teraz możesz docenić pracę dziennikarzy i dziennikarek. Cała kwota trafi do nich. Wraz z napiwkiem możesz przekazać też krótką wiadomość.
Z lekarką rozmawiała "Gazeta Wyborcza". Jak przekazała, wieczorem 27 kwietnia przez około godzinę rozmawiała z panią Joanną. Psychiatra uznała wówczas, że "istnieje zagrożenie dla zdrowia i bezpieczeństwa" kobiety.
Lekarka pani Joanny zabrała głos ws. brutalnej interwencji policji
– Pani Joanna nie sprzeciwiła się, gdy powiedziałam, że zadzwonię po pomoc – mówiła, dodając, że miała ona prawo wziąć tabletkę poronną. – Policja powinna się wycofać w sytuacji, gdy lekarze stwierdzą, że pacjentka nie stwarza zagrożenia, że nie ma potrzeby asysty. Z mojego doświadczenia tak zawsze było – tłumaczyła.
Podkreśliła również, że "kiedy dzwoniła w sprawie pani Joanny, nie przyszło jej do głowy, że policja może zachować się opresyjnie".
W rozmowie padało też pytanie, czy wiedząc, co się stanie, zadzwoniłaby jeszcze raz pod numer 112. –Zadzwoniłabym prosto na pogotowie i powiedziałabym, że jeśli pogotowie potrzebuje pomocy policji, to policja ma dbać przede wszystkim o prawa pacjentki. Albo pojechałabym do niej sama – powiedziała lekarka "GW".
Szef polskiej policji broni zachowania swoich podwładnych
Przypomnijmy: pani Joanna trafiła do szpitala w asyście policji, która bezprawnie zarekwirowała jej komórkę i laptop oraz upokorzyła w gabinecie ginekologicznym.
Po tym jak sprawa nabrała rozgłosu, komendant główny policji gen. Jarosław Szymczyk wystąpił na konferencji prasowej, na której bronił zachowania policjantów. Przekonywał, że w upokarzającym przeszukaniu kobiety, zmuszonej m.in. do rozebrania się, "chodziło o sprawdzenie, czy nie ma przedmiotów niebezpiecznych lub specyfiku, który zakupiła drogą internetową".
Do konferencji odniosła się w rozmowie z "Gazetą Wyborczą" sama pani Joanna z Krakowa. – Zostałam okłamana. Nagranie zgłoszenia lekarki potwierdza, że pani doktor mówi do mnie, że rozmawia z pogotowiem, tymczasem rozmawiała z policją. Nie powiedziała mi tego. Sądziłam, że przyjedzie do mnie lekarz, który mi pomoże, bo tak mówiła pani doktor – podkreśliła kobieta.
Krytycznie do wersji wydarzeń przedstawianych przez szefa policji odniosły się też dwie psycholożki w rozmowie z Alanem Wysockim z naTemat.pl.
– Z tego, co widzimy, to w tym przypadku doszło po prostu do przemocy. Przysiady nie pomogą przy myślach samobójczych. Zbadaniem dróg rodnych powinien zająć się lekarz ginekolog, żeby potraktować człowieka podmiotowo, a nie przedmiotowo – oceniła jedna z nich dr Marlena Stradomska – psycholożka, biegła sądowa i ekspertka ds. zapobiegania zachowaniom samobójczym w warszawskim Instytucie Psychiatrii i Neurologii.
Absolwentka dziennikarstwa na UMCS i Uniwersytecie Warszawskim. Przez kilka lat związana z Polską Agencją Prasową. Obecnie reporterka newsowa w naTemat.pl.