"Szukając Jezusa" to najnowszy projekt Katarzyny Kozyry. Zaburzenie psychiczne ujawniające się w przeświadczeniu o byciu Mesjaszem stało się dla artystki inspiracją do nowego przedsięwzięcia. Pracę pod roboczym tytułem "Syndrom jerozolimski" wystawi Centrum Sztuki Współczesnej. Wiara i symbole religijne to od lat temat fascynujący współczesnych artystów. Zawsze wzbudza też skrajne emocje u odbiorców. Dlaczego religijność bywa tak inspirująca?
Praca "Szukając Jezusa" powstawała kilka lat. To pierwszy pełnometrażowy film fabularny artystki. Kozyra koncentruje się w nim nad tzw. syndromem jerozolimskim. To zachowanie ujawniające się u osób, które po raz pierwszy odwiedzają Jerozolimę. Pielgrzymi, którzy w tym mieście szukają przeżyć religijnych doświadczają emocji bliskich ekstazie. Wielu z nich nabiera przekonania, że jest Jezusem Chrystusem lub jego apostołem. Turyści przywdziewają szaty, często wykonane z hotelowych prześcieradeł i przechadzają się w nich po ulicach świętego miasta.
Zobacz także: XX wiek w obrazach. Muzeum Narodowe w Warszawie otwiera nową galerię
Tacy ludzie przewijają się w filmie Kozyry. - Znalazłam ich na ulicy w Jerozolimie. Chodziłam z moim operatorem Piotrem Nimyjskim szukając i zaczepiając najróżniejsze osoby. Podstawowym kryterium był wygląd. Ilość bodźców, które wtedy nas bombardowały, ograniczyła nas do powierzchownych ocen. Pojawiała się w tłumie osoba przypominająca Jezusa i trzeba było go łapać, bo momentalnie mógł zginąć w tłumie - tak pracę nad filmem w rozmowie z naTemat wspomina Kozyra.
Casting do ról w filmie prowadziła wcześniej w trakcie wystawy w warszawskiej Zachęcie, w Centrum Sztuki Współczesnej w Tel Awiwie oraz w galerii Maurizio Cattelana "Family Business" w Nowym Jorku. Obecnie artystka pracuje nad ostatecznym montażem dzieła. - To co mam na razie, to masa materiału częściowo zmontowanego. Praca idzie etapami i to właśnie jeden z nich, a nie cały materiał - mówi. Pracę Kozyry będzie można zobaczyć w CSW od poniedziałku.
Być jak Mesjasz
Na pomysł dzieła artystka wpadła podczas swojej wizyty w Tel Awiwie, gdzie prowadziła casting do roli siebie samej. - Pomyślałam, że skoro mogę przeprowadzić casting na Kozyrę, to mogę też zrobić casting na Jezusa Chrystusa - tłumaczy. Punktem wyjścia do projektu była dla artystki informacja o tzw. syndromie jerozolimskim. To ostre zaburzenie o charakterze urojeniowym. Cierpiący na nie chorzy odwiedzający Jerozolimę lub tzw. Ziemię Świętą utożsamiają się z postaciami biblijnymi, najczęściej i przede wszystkim z Mesjaszem. Medycyna opisała to zjawisko dopiero w XX wieku.
- Syndrom jerozolimski to wybiórcze wyrażanie emocji. Objawia się bardzo silną reakcją na bodziec, jaką w tym wypadku jest kontakt z miejscami kultu religijnego - tłumaczy psychiatra i psychoterapeutka dr Ewa Woydyłło. Taki stan przejawia się u osób, które łatwo poddają się procesom wrażeniowości. Zdaniem Wojdyłło takie zachowanie nie dotyczy tylko religii. Podobne reakcje można bowiem zaobserwować u alpinistów, którzy doznają ekstazy po długiej wspinaczce na szczyt. Także osoby które intensywnie tańczą przeżywają stan uniesienia. - Obserwowałam ludzi na kursie tanga. Niektórzy uczestnicy przychodzili na zajęcia codziennie. Ich gesty i wyraz twarzy świadczyły o stanie ekstazy, jaką przeżywają ci ludzie - mówi psychoterapeutka.
Zdaniem Woydyłło syndromowi jerozolimskiemu ulegają najczęściej osoby, które religię postrzegają w sposób naiwny i egzaltowany. Wierzą w cuda, moc relikwii, przesądy. Uruchamiają oni pewien rodzaj magicznego myślenia. Wierzą, że Bóg na nich patrzy a Jezus zerka zza ich ramienia. Bierze się to z siły nastawienia na przeżycia ekstatyczne. Podobne zjawisko zachodzi w sektach, w których wyznawcy wprawiają się w stan hipnozy. Czasami są to nieuświadomione i uśpione reakcje, jakaś forma niepoczytalności. - Głęboka religijność łączy się z jakąś dozą szaleństwa. Święty Franciszek słyszał głosy, rozmawiał z ptakami. To jest jakiś rodzaj dewiacji, który przybiera formę religijnego wtajemniczenia - zaznacza Woydyłło.
Religia rozgrzewa emocje
Religia od zawsze wywołuje ogromne emocje. Z tym tematem bardzo często mierzą się artyści współcześni. Sama Kozyra przekonuje, że bardziej niż religia interesują ją żywi ludzie. Prace, które religię obierały za temat, rzadko pozostawały niezauważone. W Polsce prawie zawsze wywoływały skrajne emocje. Praca Maurizio Cattelana przedstawiająca Jana Pawła II przygniecionego meteorytem została zdewastowana przez członka partii ZChN. Poseł Witold Tomczak próbował ściągnąć głaz z figury przedstawiającej przewróconego papieża. Do zdarzenia doszło w 2000 roku jednak dopiero w tym tygodniu były poseł został wezwany do Sądu Rejonowego Warszawa- Śródmieście w charakterze oskarżonego. Rozprawa ma się odbyć w poniedziałek. Tomczak ma zapłacić odszkodowanie w wysokości 40 tys. złotych.
Skandalem i długoletnim procesem zakończyła się także wystawa Doroty Nieznalskiej w gdańskiej galerii "Wyspa". Instalacja "Pasja" przedstawiająca między innymi zdjęcie męskich genitaliów na krzyżu wywołała ogromne oburzenie środowisk katolickich. Nieznalską oskarżono o obrazę uczuć religijnych. Początkowo sąd skazał artystkę na kilka miesięcy prac społecznych. Sprawa ciągnęła się wiele lat. Ostatni proces o "Pasję" odbył się w 2010 roku i zakończył się uniewinnieniem artystki.
Do rangi legendy urosła wystawa Irreligia z 2002 r. Odbyła się w Brukseli i prezentowała prace artystów polskich, który wzięli na warsztat tematykę religijności. Wśród zaprezentowanych eksponatów znalazły się min. prace poznańskiej grupy Bunt, Roberta Rumasa, Stanisława Szukalskiego, Jarosława Modzelewskiego oraz Jerzego Truszkowskiego.
Prace Roberta Rumasa przedstawiały figury Maryi zatopione w wielkich akwariach, czy ubrania stylizowane na szaty ze świętych obrazów - "Irreligia", wystawa której nieomal nikt w kraju nie widział, stała się już obrazoburczą legendą i kolejnym w ciągu ostatnich lat przykładem, jak filtr mediów kreuje wydarzenia artystyczne z przyczyn pozaartystycznych i jak dalece niemożliwa jest racjonalna debata o kształcie kultury artystycznej w Polsce - tak o wystawie czytamy na stronie Galerii Raster.
Zainteresowanie religijnością w polskiej sztuce współczesnej sięga lat 90. Silnie rozwinął się wtedy nurt tzw. sztuki krytycznej, która za obszar zainteresowania wzięła ciało, władzę oraz religię - tłumaczy Mikołaj Iwański, specjalista w dziedzinie rynku sztuki. Zainteresowaniu religią sprzyjał klimat lat 90. Artyści poddawali wówczas dekonstrukcji wątki religijne. Przyjmowali przy tym socjologiczny punkt widzenia. - Chodziło im o krytykę społecznej roli religii a nie jej apoteozę - zaznacza Iwański.
- Zainteresowanie religią to nurt obecny w sztuce, choć każdy z artystów działa inaczej. Cattelan robi retrospektywę zatytułowaną Amen. W Zachęcie jesienią pokażemy wystawę "In God we trust" i artystów amerykańskich poruszających ten problem wierzeń, religii w multikulturowym społeczeństwie - mówi Hanna Wróblewska, dyrektorka galerii Zachęta i kuratorka wystawy Kozyry. Według niej taki nurt akurat w sztukach wizualnych był zawsze choć w innych proporcjach i na innych zasadach. - Kiedyś sztuka pełniła rolę bardziej „służebną”, miała obrazować i wyrażać dogmaty wiary. Teraz wiara czy religia to tylko jeden z tematów sztuki, która chce być blisko społeczeństwa - mówi.
"Ja tylko stawiam pytania"
Temat religijności inspiruje Marcina Chomickiego. Artysta od lat tworzy prace odnoszące się do tego zagadnienia. Chomicki prowadzi swoisty i jak zaznacza bardzo osobisty dyskurs w wiarą. - Pierwszy tym tematem zająłem się podczas studiów w pracowni Leona Tarasewicza. Odnalazłem mój dziecinny zeszyt od religii. Moje prace to przemalowane rysunki z tego zeszytu. W tych motywach widać archaiczność w podejściu do wiary. Jest też społeczno-kulturowy kontekst - mówi. Co ciekawe, dzięki Andzie Rottenberg prace po raz pierwszy zostały pokazane w podziemiu kamedulskim.
Chomicki twierdzi, że ze względu na kontrowersyjność tego tematu niewielu artystów decyduje się na jego podjęcie. - W sztuce to w nadal temat tabu. Po historiach z procesami instytucje unikały tych tematów - zaznacza. Przyznaje też, że samym artystom bardzo łatwo jest wpędzić się w pewną pułapkę. Trzeba bowiem znaleźć złoty środek pomiędzy ewangelizacją a wywoływaniem kontrowersji. - Temat religii wymaga od artysty dużej inteligencji i rzetelnego podejścia. To czasami balansowanie na krawędzi. Robimy jeden gest i idziemy w stronę apoteozy i ewangelizacji. Robimy drugi gest i wchodzimy w tani skandal - mówi.
Artysta przyznaje, że sztuka inspirowana religią to niewyczerpane źródło wątków i tematów. - Bardzo ciekawym tematem do eksploracji są nowe technologie w odpowiedzi na religię oraz architektura kościelna - zaznacza. Prace badające ten wątek stawiają niezliczoną ilość znaków zapytania. Pytają, czym jest wiara, jak nas kształtuje, jak pogodzić ją z rzeczywistością, jaką mamy. Chcą się też dowiedzieć, czy do wiary potrzebujemy instytucji Kościoła i jak ona odnajduje się we współczesnym świecie. Zajmuje się kościołami i budowlami sakralnymi. Chomicki podkreśla, że interesuje go stawianie tych pytań. Nie ocenia religii, pokazuję jedynie, jak go ukształtowała jako artystę. Przyznaje też, że nie boi się skandalu. - Nie chcę nikogo obrażać. Ja tylko stawiam pytania - odpowiada.