Śmierć bliskiej osoby pozostawia tych, którzy zostali, w ogromnych, obezwładniających emocjach. Kiedy jednak chodzi o śmierć samobójczą, rodzina zmarłego mierzy się z huraganem przytłaczających uczuć, z mnóstwem pytań, na które czasami nie ma odpowiedzi. Pytania zadają też dzieci. Co wtedy? Odpowiadać, wyjaśniać, kiedy nawet dorosłych paraliżuje cierpienie? O tym, jak takie doświadczenie może wpływać na dzieci, rozmawiamy z Małgorzatą Łubą, suicydolożką, ekspertką Biura ds. Zapobiegania Zachowaniom Samobójczym IPiN w Warszawie.
Reklama.
Reklama.
Dziecko rozumie, czym jest samobójstwo?
Dzieci nieco inaczej przeżywają i rozumieją śmierć niż dorośli. Mniej więcej do 2. roku życia nie są jeszcze w stanie zrozumieć, czym jest śmierć. Między 2. a 5. rokiem życia zaczynają pojmować tę koncepcję, choć jeszcze nie fakt, że śmierć jest nieodwracalna. Dopiero ok. 7–9. roku życia pojawia się w miarę ukształtowane rozumienie śmierci, a w okresie dojrzewania – pełne rozumienie jej nieodwracalności.
Wraz z rozwojem zmienia się i pogłębia nie tylko rozumienie, czym jest śmierć, ale również sposób myślenia i wyciągania wniosków. U dzieci w wieku przedszkolnym obecne jest myślenie transdukcyjne, które charakteryzuje się o przechodzeniem od szczegółu do szczegółu i trudnością w łączeniu zdarzeń w logiczny sposób.
Jeśli dodamy do tego – obecną na tym etapie rozwoju – niemożność wyobrażenia sobie świata z perspektywy innej niż własna, w głowie małego dziecko może pojawić się połączenie dwóch niezwiązanych ze sobą elementów, np. tata nie żyje przeze mnie, bo byłem niegrzeczny.
To musi być dla takiego malucha druzgocąca myśl.
Taka myśl mogłaby być druzgocąca i groźna nie tylko dla malucha. U dzieci od 5. do 8. roku życia może pojawić się ogromna tęsknota i idące za tym pragnienie, by spotkać się ze zmarłym. To, niestety, może skutkować myślami o własnej śmierci, myślami o samobójstwie.
Dlaczego dzieci uważają, że to one są winne śmierci rodzica lub kogoś bliskiego?
"Bo byłem niegrzeczny", "bo nie chciałem posprzątać w swoim pokoju"... To wypadkowa różnych okoliczności – nie tylko braku umiejętności dojrzałego myślenia i rozumowania – także tego, że bardzo często nie rozmawiamy z dziećmi o tym, co się dzieje, zakładając, że jeśli nie będziemy podejmować trudnych tematów, to dzieci się o niczym nie dowiedzą, np. nie zorientują się, że rodzice są skonfliktowani, nie domyślą się, że mama doświadcza stanów depresyjnych.
A dzieci widzą i czują dużo więcej niż nam się wydaje...
Między ludźmi istnieją różne kanały komunikacji. Jednym z nich jest przekaz werbalny, innym – niewerbalny. Ten drugi trudniej zablokować i uszczelnić niż ten pierwszy – to, czego nie powiemy słowami, zdradzą nasze gesty, mimika, tonacja głosu, kontakt wzrokowy oraz przeżywane emocje.
Jeśli zatem rodzice są skonfliktowani, jeśli mama choruje, to tym kanałem jest atmosfera w domu, to są ciche dni w rodzinie, jakieś syczące komentarze, nieprzyjemna wymiana zdań między rodzicami.
Nawet jeśli dziecko nie będzie słyszało, czego dokładnie dotyczy rozmowa, to emocje i tak będzie doskonale wyczuwać, tyle że nie będzie ich rozumieć. Nie będzie wiedzieć, jakie nadać im znaczenie, a przecież każdy człowiek ma taką potrzebę, gdy czegoś doświadcza.
W takim przypadku dziecko bardzo często będzie nadawało znaczenie okolicznościom, patrząc na nie przez swój pryzmat – rodzice się kłócą, nie rozumiem, o co chodzi, nikt mi tego nie wyjaśnia, więc dzieje się to przeze mnie, bo coś we mnie jest nie tak, we mnie czegoś nie lubią, ja zrobiłem lub zrobiłam coś złego.
Jeśli w głowie dziecka zostaje zbyt dużo pytań, na które nikt nie chce odpowiedzieć, to może to skutkować jakąś traumą, cierpieniem?
W tym wypadku trauma to za duże słowo, ale cierpienie, związane z poczuciem niejasności, nierozumienia, osamotnieniem już tak. Tak jak wspominałam wcześniej, dziecko może próbować odpowiadać sobie samo na własne pytania. Ale również, jeśli pyta dorosłych w domu i nie dostaje od nich odpowiedzi, będzie zadawać pytania innym.
Czasami rówieśnikom, często w Internecie – nie żyjemy przecież w próżni. I musimy pamiętać, że w naszym otoczeniu mogą znaleźć się osoby, które nie poczują żadnej odpowiedzialności za dobro pytającego dziecka, ani nie mają w sobie dojrzałości emocjonalnej. I to one będą chętne i gotowe w niedojrzały, nieodpowiedzialny sposób odpowiadać na te pytania.
Jakiś czas temu rozmawiałam z rodziną, która zdecydowała się ukryć przed dziećmi fakt, że śmierć ich bliskiego była wynikiem samobójstwa. I teraz proszę sobie wyobrazić, że to kilkunastoletnie dziecko odbiera telefon swojego rodzica, bo ten je o to prosi, a ktoś po drugiej stronie, kto się nie przedstawia, informuje tę młodą osobę, że to było samobójstwo. Po co to robi? Nie wiem, nie rozumiem.
I co wtedy dzieje się w głowie dziecka?
Może poczuć się oszukane, zdradzone przez najbliższych. Odtrącone, odizolowane od nich – wy wiecie, a mnie nie dopuszczacie do czegoś, co jest dla naszej rodziny ważne, więc może jestem od was gorszy, może nie zasługuję na to, by poznać prawdę. Wyjaśnienia, które tworzą się w głowie dziecka, mogą iść w niebezpieczną stronę.
Dzieci i nastolatki potrzebują od nas, dorosłych, prawdziwych informacji, podanych w prosty, przystępny sposób, wyrażonych spokojnie, językiem dostosowanym do ich wieku. Jeśli zabraknie jasnej i szczerej komunikacji, może to skutkować utratą zaufania do opiekunów. A raz utracone zaufanie jest bardzo trudno odbudować.
Pamiętam jedną rozmowę z młodą dorosłą, była to już osoba po studiach. Ojciec ukrywał przed nią, że jej mama umarła na skutek samobójstwa. Prawdy dowiedziała się po około 12 latach od śmierci. Choć wcześniej przeszła proces żałoby, to jeszcze raz musiała się zmierzyć z pogodzeniem się z tą stratą.
Da się wytłumaczyć dziecku, czym jest samobójstwo? I czy w ogóle powinno się to robić?
Zdecydowanie tak, ponieważ dzieciom, aby przejść ścieżkę żałoby, potrzebne jest m.in. zrozumienie tego, co się stało.
Pamiętajmy, że śmierć bliskiej osoby już sama w sobie odbiera poczucie bezpieczeństwa, powoduje smutek, żal, tęsknotę, bezradność i osamotnienie. A jeśli doszło do niej w wyniku samobójstwa i dodatkowo opiekunowie "nabierają wody w usta", atmosfera zagrożenia, niejasności, niedomówień nasila się jeszcze bardziej.
W obliczu samobójstwa niezwykle ważny jest oficjalny i mądry głos opiekunów, który zapewni dzieci i nastolatków o wsparciu i nie pozostawi ich "sam na sam" z krzywdzącymi i nieuzasadnionymi opiniami lub niebezpiecznymi wnioskami.
Czasami dzieci mogą potrzebować prostego wyjaśnienia, czym jest samobójstwo. Można powiedzieć tak: Ludzie umierają z różnych przyczyn – z powodu choroby, wypadku lub ze starości. Samobójstwo oznacza, że ktoś sam doprowadził do swojej śmierci. I kropka.
Młodsze dzieci często takie zdanie przyjmują za wystarczające, ale dzieci w wieku wczesnoszkolnym i starsze mogą zadawać dodatkowe pytanie, np. jak dokładnie się to stało?
Mówimy?
Tutaj powinniśmy kierować się zasadą: mniej znaczy lepiej. O ile warto, rozmawiając o śmierci, zachęcać do dzielenia się emocjami, które w nas wywołuje, to bezpieczniej jest nie mówić o metodzie i pomijać szczegóły, dotyczące samego momentu umierania.
Wyobraźnia dziecięca jest bardzo kreatywna i plastyczna – jeśli dziecko wyobraża sobie, że potwory są pod łóżkiem, to w głowie widzi z detalami kolory, kształty, czuje zapachy itd.
Dlatego podanie szczegółów może doprowadzić młode osoby do wyobrażania sobie tego, co się stało. To z kolei pociąga za sobą niebezpieczne następstwa, np. ryzyko traumatyzacji pośredniej, czyli jednej z form zaburzenia po stresie traumatycznym oraz naśladowania zachowań samobójczych, bo szczegółowy opis, jak doszło do samobójstwa, może niechcący stać się instruktażem, jak odebrać sobie życie.
A jeśli dziecko zapyta dlaczego, wystarczy powiedzieć, że czasami ludzie są bardzo smutni, nieszczęśliwi?
Istotne jest to, by pokazać, że samobójstwo nie ma pojedynczej przyczyny – to zdarzenie, na które składa się wiele różnych okoliczności. Dochodzi do niego w obliczu różnych problemów, chorób, w wyniku których ktoś bardzo silnie koncentruje się na uczuciu bycia w potrzasku, sytuacji bez wyjścia, braku pomocy z zewnątrz.
Ten ktoś postrzega swoją rzeczywistość w bardzo zawężony sposób – koncentruje swój wzrok tylko na tym, że nie da się nic zrobić, że nie jest w stanie działać, że nikt nie może mu pomóc, że nie wytrzyma tak dłużej. Widzi tylko trud i cierpienie, którego doświadcza. Przestaje dostrzegać możliwości i rozwiązania.
Aby zobrazować młodszemu dziecku, czym jest myślenie tunelowe, często obecne w kryzysie samobójczym, jako pomoc możemy wykorzystać, np. lunetę. W zależności z której strony przez nią patrzymy, czasami widzimy w powiększeniu węższy fragment, innym razem w pomniejszeniu szerszy fragment tego, co nas otacza.
Możemy też powiedzieć, że bliska osoba mierzyła się z trudnościami, ale ukrywała je przed nami, nie powiedziała nikomu, jak źle się czuje, że dzieje się z nią coś niedobrego. Ten komunikat warto rozwinąć i dodać: dlatego tak ważne jest, żebyśmy rozmawiali ze sobą nie tylko o tym, co dobre, ale także o tym, co dla nas trudne. Takie słowa stają się zachętą do dzielenia się z najbliższymi swoimi problemami.
Ci ludzie, rodzice, którzy nie chcą mówić dziecku, co tak naprawdę się wydarzyło, pewnie boją się mówić, bo sami cierpią. Może chcą też, by dziecko zostało z innym obrazem zmarłego...
Staramy się radzić sobie z trudnymi okolicznościami tak dobrze, jak jesteśmy w stanie w danym momencie. Pierwszą, najważniejszą przyczyną, dla której opiekunowie, rodzina, nie rozmawiają z dzieckiem o tym, co się wydarzyło, jest to, że są oni w ogromnych, przytłaczających, obezwładniających emocjach.
Mogą bardzo chcieć, ale bywa, że emocje – dosłownie i w przenośni – przyciskają ich do ziemi. Wtedy niemożliwe wydaje się przeprowadzenie takiej rozmowy. Czasami rodzice mówią, że boją się nie tylko tego, co stanie się z dzieckiem, ale i tego, że gdy zaczną mówić, sami rozpadną się na kawałki.
Wielu rodziców sądzi, że mądra opieka nad dzieckiem, to niepokazywanie łez, co tak naprawdę oznacza niepokazywanie, że rodzic też jest człowiekiem i niezgodę na własne emocje.
Przekonując do tego, by rozmawiać z dzieckiem, mówię, że najważniejsza jest mądra narracja. Jeśli dziecko zobaczy cię, gdy płaczesz, nie wyjdziesz z roli opiekuna, kiedy powiesz: "płaczę, bo bardzo tęsknię za twoim tatą..." i dasz dziecku prostą podpowiedź, co ono może zrobić, aby w obliczu twoich emocji nie było bezradne i nie musiało tego samo wymyślać, wcielając się w rolę twojego opiekuna.
Co można powiedzieć?
Wystarczy prosty komunikat: "Kiedy widzisz, że płaczę, możesz podać mi chusteczkę i mocno się do mnie przytulić". Dorosły, tłumacząc swoje zachowania, emocje, udzielając prostej instrukcji, jak dziecko może na nie zareagować, pozostaje we właściwej dla siebie roli – w roli opiekuna.
To też uczy dzieci, że emocje są czymś dobrym?
Tak. Większość z nas ewaluuje emocje – dzieli je na dobre i złe, pozytywne i negatywne. Nie ma dobrych i złych emocji. Kiedy świat wali się na głowę, radość wcale nie jest dobra. Byłaby wtedy niedopasowanym do okoliczności afektem. Tymczasem smutek, żal, złość, w takich okolicznościach są adekwatnym odczuciem.
Każda emocja ma m.in. moc motywacyjną. Smutek daje nam mało energii właśnie po to, żeby usiąść i popłakać nad tym, co ważnego straciliśmy. Emocje albo przytrzymują, albo popychają nas do działania, które mogą mieć dla nas sens, mogą być nam potrzebne.
Ale kiedy nie akceptujemy nieprzyjemnych emocji, możemy chcieć za wszelką cenę uchronić przed nimi dzieci. To niewykonalne. To niebezpieczne. Zdarzyło mi się kiedyś rozmawiać z pewnym opiekunem, który przez kilka tygodni trzymał w tajemnicy przed swoimi dziećmi informację o śmierci swojego rodzica. Na pytanie, czy odwiedzimy dziadków, mówił, że na razie nie możemy.
Dzieci przez te kilka tygodni nie wiedziały o śmierci, nie miały szansy być na pogrzebie. Tymczasem ta osoba – po utracie swojego rodzica – była niczym gorejącą raną, a jednocześnie próbowała udawać przed dziećmi, że nic się nie stało.
Dlaczego trafiła do pani?
Nie przyszła do mnie z pytaniem, jak mam o tym powiedzieć dzieciom? Przyszła, ponieważ jedno z dzieci, będące w wieku przedszkolnym, zaczęło się moczyć w nocy, choć tego problemu dawno już nie było. Natomiast starsze dziecko – w wieku dojrzewania – zaczęło się okaleczać.
Nie twierdzę, że jedynym wytłumaczeniem tych niepokojących zamian w zachowaniu dzieci był brak informacji o śmierci w rodzinie. Jednak wiedząc, jak potoczyły się ich losy, mogę powiedzieć, że ta sytuacja była jednym z korzeni zasilającym ich zachowania problemowe.
Kanałem emocjonalnym czuły, że wydarzyło się coś strasznego, a jednocześnie narracja rodzica brzmiała: "nic się nie dzieje", "wszystko jest w porządku".
Jeśli będziemy utrzymywać taki stan rzeczy, dziecko nie tylko może być zdezorientowane, skołowane, ale przede wszystkim może przestać wierzyć swoim odczuciom. A to z kolei może mieć szkodliwe implikacje dla dalszego rozwoju, funkcjonowania w życiu – nie wierzę sobie, zaprzeczam swoim emocjom, neguję je.
Dziecko, gdy dowiaduje się o samobójstwie kogoś bliskiego, może odczuwać niepewność, lęk, strach, złość?
Poczucie winy, wstyd, smutek, tęsknotę, osamotnienie. Śmierć samobójcza dla członków rodziny – zarówno dzieci, jak i osób dorosłych – jest również silnym uderzeniem w poczucie własnej wartości.
Na myśl o tym, że ktoś mi bliski odebrał sobie życie, zaczynam się zastanawiać, czego we mnie brakowało?
Nie byłam ważna...
Nie byłam ważna, nie byłam dostatecznie dobra, a może nie byłam uważna? Do tego dochodzi jeszcze ocena społeczna. W naszej kulturze ofiarę samobójstwa często oceniamy jako egoistę, tchórza. Mamy dla niej szereg pejoratywnych określeń: samobójca, desperat. Mówimy: "jak on mógł wam to zrobić?" albo "coś pewnie jest w waszej rodzinie nie tak, na pewno coś ukrywacie", "pewnie byliście niedobrzy, to przez was".
Zdarza się, że dzieci myślą: "mogłam zrobić coś dla taty, dla mamy"?
Cała rodzina tak myśli. To jest ogromna pożywka dla poczucia winy. Alternatywne scenariusze, a co by było, gdyby, bywają po wielokroć rozważane w głowie.
Dodatkowo osoby wychowane w wierze katolickiej dorastają w poczuciu, że samobójstwo to grzech ciężki, że taka dusza idzie do piekła. To też może przerazić dziecko?
Jeśli chodzi o stanowisko Kościoła katolickiego w kwestii samobójstwa, to ono na szczęście się zmieniło. Dzisiaj Kościół widzi związek śmierci samobójczej z problemami o naturze emocjonalnej, psychicznej. Ale to, że zmieniły się paradygmaty, nie znaczy, że tak szybko następuje zmiana w przekazie potocznym i społecznym.
Miałam kiedyś okazję słyszeć od osoby, która doświadczyła samobójczej śmierci bliskiego i była bardzo wierząca, o jej rozmowie z mądrą – moim zdaniem – siostrą zakonną. W rozmowie ta osoba wyraziła obawy, że jej bliski trafi do piekła.
Zakonnica powiedziała jej coś takiego: "Bóg może wszystko. Od momentu, kiedy twój bliski targnął się na swoje życie, do momentu, kiedy to życie stracił, minęły ułamki sekund. Dla Boga to czas wystarczający, by mógł się z nim rozmówić. Mogli sobie wytłumaczyć różne rzeczy. W tym czasie twój bliski mógł wyrazić skruchę, pożałować swojego czynu, choć nie mógł cofnąć działań, które podjął. Bóg jest miłością. Bogu to wystarczy".
W Stanach Zjednoczonych organizowane są obozy dla dzieci, które doświadczyły śmierci samobójczej kogoś bliskiego. Darmowe. Jak to wygląda w Polsce? Czy mamy jakieś rozwiązania systemowe?
Jeśli chodzi o dostępne u nas rozwiązania systemowe, to – podobnie jak przy wielu innych trudnościach – trzymamy ten sam niski poziom... Niestety nie ma takich rozwiązań.
Ale takie obozy terapeutyczne nie są tylko domeną Stanów Zjednoczonych, bo organizuje się je również np. w Szwecji. Mnie bardziej przekonuje właśnie model szwedzki.
W odróżnieniu od amerykańskich obozów, gdzie na jednym turnusie pojawia się nawet kilkudziesięcioosobowa grupa, w Szwecji na jednorazowym spotkaniu jest kilka rodzin – są opiekunowie, dzieci i osoby odpowiedzialne za prowadzenie zajęć. Oznacza to bardziej kameralną atmosferę.
Model szwedzki wyróżnia również to, że każda rodzina jest zapraszana na dwie części takiego wyjazdu. Pierwsze i drugie spotkanie trwają po 3 dni i odbywają z czteromiesięczną przerwą.
Taka organizacja pozwala powrócić w trakcie drugiego wyjazdu do wątków, które były poruszane w trakcie pierwszego. Dzięki temu można zauważyć, pomóc w dostrzeżeniu zmiany.
Członkowie każdej rodziny biorą udział w zajęciach z innymi osobami w swoim wieku. Zajęcia terapeutyczne są przeplatane zadaniami ruchowymi, animacjami, które pozwalają się odprężyć i zrelaksować. Dodatkowa, podczas takiego wyjazdu każda rodzina ma swojego indywidualnego opiekuna, do którego może się zwrócić z różnymi sprawami.
Jaki jest cel takich spotkań?
Takie obozy przede wszystkim pomagają odtworzyć w rodzinie drożną komunikację. Śmierć samobójcza sprawia, że każdy z domowników idzie w swój kąt. Nikt nie rozmawia ze sobą, wszyscy zamykają się ze swoimi emocjami. Izolują się nie tylko od dalszego otoczenia, ale również od siebie nawzajem. I każdy w pojedynkę przeżywa tę tragedię.
A jeżeli jeszcze pojawia się presja – dzieci nie mogą się dowiedzieć – to komunikacja wewnątrz rodziny przypomina poprzerywane szlaki.
Obóz terapeutyczny jest okazją, aby móc spotkać się z rówieśnikami, którzy również doświadczają samobójstwa kogoś bliskiego. Są na nim również takie sesje, które są zachętą, aby swoich najbliższych zapytać, o to, czego do tej pory się obawialiśmy lub powiedzieć to, co chciałoby się im zakomunikować.
A w Polsce?
Marzy mi się, że uda się kiedyś takie zorganizować. Na pewno warto by było poprosić o możliwość wizyty studyjnej na obozach w Szwecji, żeby spróbować nauczyć się takich rozwiązań. Jeśli coś gdzieś się sprawdza, warto korzystać z dobrych przykładów.
Na razie razem z Polskim Towarzystwem Suicydologicznym, w ramach platformy edukacyjno-pomocowej "Życie Warte Jest Rozmowy" (zwjr.pl), od jesieni tego roku uruchamiamy bezpłatne konsultacje online dla osób, które straciły kogoś bliskiego w wyniku samobójstwa.
Zapotrzebowanie na wprowadzenie takich rozwiązań jest duże, bo problem jest coraz większy?
Niewątpliwie to, co jest rosnącą skalą problemu, to liczba odnotowywanych prób samobójczych. Choć to niezwykle trudne doświadczenie, pamiętajmy, że jest to zdarzenie, które na szczęście nie skończyło się śmiercią. Jeśli przyjrzymy się statystykom dotyczącym śmierci samobójczej, to – w ostatnich kilkunastu latach – nie ma trendu rosnącego. Ale…
Pula rodzin, osób, które doświadczyły samobójstwa kogoś bliskiego, rośnie, osoby, które są w niej od tygodnia, dołączają do tych, którzy są w tej grupie od miesiąca, roku, kilku lat. I – pomimo upływającego czasu – dotkliwie odczuwają skutki samobójczej śmierci. Bo to nie czas leczy rany. Rany leczą działania, które możemy podjąć, żeby przeżyć i wyrazić swoje uczucia po stracie.
Na social mediach jednego z obozów, o których rozmawiałyśmy, padło pytanie: co powiedziałbyś tej osobie, która nie żyje? Czy to dobre rozwiązanie, terapeutyczne?
To ważny terapeutyczny element. Bardzo do tego namawiam. Śmierć jest ucięciem relacji, przerwaniem jej w trakcie. Ktoś fizycznie znika. Żeby przejść proces żałoby, potrzebujemy odnaleźć dla zmarłego nowego miejsca – we wspomnieniach, które umożliwi dalsze życie i nawiązywanie nowych relacji. I żeby było to możliwe, czasami trzeba uporządkować z tym kimś jakieś ważne sprawy, których nie dało się uporządkować za życia.
Czasami trzeba coś wykrzyczeć, wytłumaczyć, przeprosić, wybaczyć. Słowa, które padną bez obecności tej drugiej osoby, dają możliwość – w metaforycznym sensie – podomykania niezałatwionych spraw.
Czy mogę zapytać, jakie słowa, zdania, padają? Ludzie mówią: dziękuję, tęsknię?
Czasami dziękuję i tęsknię, ale czasami mówią też: "Dlaczego nam nie powiedziałeś? Gdybyś tylko dała znać, co się z tobą dzieje, rzuciłabym wszystko".
Niektórzy chcą wytłumaczyć, wykrzyczeć zmarłej osobie, czego doświadczają, jaki jest efekt tej śmierci dla nich. I to też ma charakter oczyszczający, uwalniający, ale również pogłębiający rozumienie samych siebie.
Są dni, kiedy chcę się powiedzieć – tęsknię, brakuje mi ciebie, a są takie, kiedy chcę się powiedzieć – ty draniu, jak mogłeś mi to zrobić. Każde słowa są dobre. Ważne by były prawdziwe, spójne z tym, co aktualnie czujemy.
I to wszystko mogą chcieć powiedzieć, wykrzyczeć także dzieci.
Ważnym przekazem naszej rozmowy jest to, że dzieci to ludzie. Wiem, że brzmi to komicznie, ale mam wrażenie, że za często infantylizujemy dzieci, za często idealizujemy czas dzieciństwa i dojrzewania, w ten sposób zabierając młodym osobom prawo do przeżywania tragedii.
Mimo że dzieci mają kilka, kilkanaście lat, nie przeżywają słabiej niż osoba dorosła, bo rozumieją mniej od niej. Przeżywają na swój sposób. Ale poza nieco innym przeżywaniem, nie miały jeszcze tyle czasu na tym świecie, ile osoba dorosła, aby nauczyć się, jak poradzić sobie z czymś tragicznym. I to jest ten pewnik.
Małgorzata Łuba – psycholożka, psychoterapeutka, trenerka i suicydolożka. Prowadzi bezpłatne konsultacje dla szkół w obliczu prób i śmierci samobójczych oraz osób po stracie samobójczej (zwjr.pl), a także szkolenia (2be.edu.pl) i zajęcia dydaktyczne w APS oraz w MANS w Warszawie m.in. na temat wspierania osób z zachowaniami samobójczymi. Jest ekspertką Biura ds. Zapobiegania Zachowaniom Samobójczym IPiN w Warszawie (zapobiegajmysamobojstwom.pl).
Znajdujesz się w trudnej sytuacji, przeżywasz kryzys, masz myśli samobójcze?
– Telefon interwencyjny dla osób w trudnej sytuacji życiowej Kryzysowy Telefon Zaufania – wsparcie psychologiczne: 116 123 czynny codziennie od 14.00 do 22.00
– Całodobowe centrum Wsparcia dla osób w kryzysie emocjonalnym: 800 70 22 22
– Bezpłatny kryzysowy telefon zaufania dla dzieci i młodzieży: 116 111
– Jeśli w związku z myślami samobójczymi lub próbą samobójczą występuje zagrożenie życia, w celu natychmiastowej interwencji kryzysowej zadzwoń pod numer 112 lub udaj się na oddział pogotowia do miejscowego szpitala psychiatrycznego.