Po ubiegłorocznym sukcesie na paryskich kortach kibice zrobili z niego pół-Boga. Niewielu chciało zrozumieć, że jedna jaskółka wiosny nie czyni. W tym sezonie Jerzy Janowicz w trzech turniejach dwukrotnie odpadał w pierwszej rundzie. I to nie po pojedynkach z gwiazdami, ale z zawodnikami teoretycznie słabszymi. Co tak naprawdę był wart sukces Janowicza w Masters 1000?
W poniedziałek najwyżej sklasyfikowany polski tenisista odpadł już w pierwszej rundzie halowego turnieju w Rotterdamie (z pulą nagród 1,575 mln euro). Zawody nie tylko nie były obsadzone wyjątkowo silną obsadą, ale i rywal Janowicza nie był z najwyższej półki – mimo to Rumun Victor Hanescu (65. miejsce w rankingu ATP) odprawił Jerzyka w dwóch setach (6:7, 3:6). Polak, rozstawiony w Holandii z numerem 7., po raz kolejny w tym sezonie odpada w początkowej fazie turnieju: wcześniej w Auckland został, podobnie jak w Rotterdamie, wyeliminowany w pierwszej rundzie; natomiast na kortach Australian Open wygrał tylko dwa mecze.
Czy właśnie dobiega końca kilkumiesięczna moda na Janowicza? Jego nazwisko nie budzi już takich emocji, telewizje nie zapraszają go do programów śniadaniowych, a eksperci nie widzą w nim nowego numeru 1 światowego rankingu. Co więc tak naprawdę stało się z Jerzym Janowiczem? Skończył się, zanim się zaczął, czy jeszcze się nie rozkręcił, chociaż ogłosili to odczuwający głód sukcesu kibice?
– Jerzy jest na etapie, na którym ciężko ocenić, jaki osiągnie poziom. Równie dobrze może pozostać przeciętny, jak i rozwinąć się na tyle, aby awansować do czołowej dziesiątki rankingu. Musimy się przyzwyczaić do jego nierównej gry. Kiedy zobaczyłem Jerzego przed laty na korcie, powiedziałem, że rankingowa „30-tka”, to jego maksimum. Teraz już sam nie wiem… – mówi naTemat.pl Wojciech Fibak, najlepszy polski tenisista w historii.
Jerzyk nietykalny
Po ubiegłorocznym triumfie Janowicza w paryskim turnieju Masters 1000, mało kogo interesował fakt, że w tym samym sezonie m.in.: przegrał on eliminacje do French Open i odpadł w pierwszej rundzie US Open. Do rangi symbolicznego początku jego drogi ku sukcesom urósł awans do III rundy Wimbledonu, gdzie w pięciu setach Janowicz przegrał z Niemcem Florianem Mayerem. W stolicy Francji Janowicz grał jednak świetnie, choć z niemałą porcją szczęścia. Po co jednak rozpamiętywać fakt, że w meczu z mistrzem olimpijskim z Londynu Andy Murray’em fortuna dopisywała Polakowi cały czas, a w drugim secie Jerzyk cudem obronił meczbola przy stanie 4:5 dla Szkota? Polscy kibice woleli uwierzyć, że oto objawił się nad nadwiślański Roger Federer.
Na stołecznym Okęciu Janowicza witały dziesiątki kibiców. Wszystkie telewizje informacyjne przez dwa dni dudniły w nazwisko „Janowicz”. Kim jest Janowicz? Co lubi Janowicz? Co je Janowicz? Kogo zna Janowicz? Gdzie trenował i po co? No i skąd jest ten Janowicz?... Jego historia, jego rodzice, jego przyszłość. Jerzyk wyglądał z każdej lodówki. Wszyscy chcieli wiedzieć wszystko o anonimowym dotychczas zawodniku z Łodzi, który znany był jedynie ze wzrostu.
Kiedy pojawiali się komentatorzy próbujący tonować przesadny hurraoptymizm, od razu byli wdeptywani w ziemię. Podekscytowani fani nie mieli litości nawet dla Wojciecha Fibaka (w 1979 roku trzecia rakieta światowego męskiego tenisa), który doradzał kubeł zimnej wody na głowę.
– Przestrzegałem już po turnieju paryskim, że trzeba wziąć pod uwagę scenariusz w którym Jurek może przegrać kilka razy z rzędu w mniejszych turniejach, takich jak w Rotterdamie. Ja będę cały czas tego bronić. Mówiłem to, aby ostudzić głowy tych, którzy mówili, że to już fantastyczny zawodnik. I co? – pyta retorycznie Fibak.
Sezon 2013 Janowicz rozpoczął słabo – od porażki w pierwszej rundzie turnieju w Auckland. Lepszy okazał się 54. w rankingu ATP Brian Baker. Fani Janowicza szybko usprawiedliwili wpadkę swojego ulubieńca przygotowaniami do pierwszego, poważnego, po Masters 1000, testu dla Polaka – Australian Open. Na kortach w Melbourne jednak… nic wyjątkowego się nie wydarzyło. Janowicz problemy z awansem do kolejnej rundy miał już w drugim meczu z Somdevem Devvarmanem. Co prawda czterogodzinny pojedynek z zawodnikiem z Indii zakończył się zwycięstwem Polaka (6:7(10), 3:6, 6:1, 6:0, 7:5), ale już w kolejnej rundzie Jerzyk musiał uznać wyższość Hiszpana Nicolasa Almagro. Kolejną, trzecią porażkę łodzianin odniósł w Rotterdamie.
– Tak właśnie będzie wyglądała gra Janowicza w najbliższym czasie – jeden dobry turniej, a w kilku kolejnych porażki w rundach wstępnych – mówi Hubert Zdankiewicz, dziennikarz „Polski The Times”, który na własne oczy widział młodego Janowicza, awansującego w 2008 roku do finału juniorskiego Rolanda Garrosa. – Wszyscy zauważyliśmy, że w ostatnim roku Janowicz wydoroślał, ale w tym momencie wciąż nie jest jeszcze ukształtowanym zawodnikiem. W przyszłości sprawi nam pewnie jeszcze niejedną miłą niespodzianką, ale nie bądźmy zdziwieni, kiedy będzie odpadał szybko, tak jak w Rotterdamie – tłumaczy Zdankiewicz.
– Dziś na świecie jest ok. 60 „Kubotów”, zawodników na poziomie Łukasza Kubota, którzy mogliby pokonać Jurka. Sam Kubot również mógłby wygrać z Jurkiem. Ich pojedynek byłby bardzo wyrównany. Jeżeli ktoś mówi, że sam fakt, iż Jurek zagrał w finale jednego dużego turnieju, robi z niego świetnego zawodnika, to jest w błędzie. Janowicz nie ma jeszcze odpowiedniego doświadczenia, wciąż musi popracować nad swoimi atutami – wyjaśnia Wojeciech Fibak.
Polak wicerekordzistą świata
Dla tenisowych ekspertów nie jest tajemnicą, że największą bronią Janowicza jest atomowy serwis, którym raz po raz szachuje rywali. To właściwie jego jedyny tenisowy atut na światowym poziomie. Polak jest zresztą nieoficjalnym współrekordzistą świata – zaserwował piłkę z prędkością 251 km/godz. (podczas turnieju Pekao Szczecin Open)! Średnio żółta piłeczka uderzona przez Janowicza pędzi z prędkością ponad 200 km/godz. Kiedy jednak ten atut przestaje działać, zaczynają pojawiać się spore problemy. Tak jak w Rotterdamie, kiedy w meczu z Rumunem Hanescu Jerzy zaczął mieć problemy z pierwszym podaniem. Hanescu momentalnie zaczął dominować nad naszym reprezentantem i ostatecznie Janowiczowi udało się ugrać tylko trzy gemy.
– Nie podlega dyskusji, że Jerzyk jest niezwykle utalentowany. Jeżeli jednak chodzi o zawodników, którzy w młodym wieku osiągnęli wielki poziom, to mi na myśl przychodzi aktualnie tylko jeden - Rafael Nadal. Jerzykowi jednak do niego jeszcze bardzo, bardzo daleko. Dlatego nie powinniśmy robić z niego tenisowego półboga i do jego gry podchodźmy z pewnym dystansem – tłumaczy Hubert Zdankiewicz.
– Janowicz ma podobny problem jak Ula Radwańska. Czyli bardzo dużo potrafi, ale nie ma tak wielkiego talentu jak Agnieszka Radwańska, który pozwalałby mu naturalnie awansować do światowej czołówki. Jeżeli jednak będzie ciężko pracował i powiększy sztab szkoleniowy, to w przyszłości może osiągać sukcesy. Pracy jednak przed nim co niemiara – wyjaśnia Fibak.
Przesadnym kasandryzmem byłoby spisywanie Janowicza na straty, ale wszystko wskazuje, że w tym momencie poznaliśmy prawdziwy poziom tego chłopaka – ponadprzeciętny, ale nie aż tak, jak życzyli sobie tego jeszcze niedawno fani tenisa. Wciąż młody, bo 22-letni Janowicz, będzie się rozwijał. Oby jak najszybciej przeszedł do momentu kariery, kiedy jego przygoda z tenisem nie będzie już określana łacińskim „A casu ad casum” – Od przypadku, do przypadku.