logo
7 lat temu zaginęła w Niemczech. Znalezione szczątki należą do młodej Polki Fot. Facebook / Pixabay
Reklama.

"Dorota G. nie żyje" – potwierdzili we wtorek niemieccy prokuratorzy Wilhelm Muckel i Katja Schlenkermann-Pitts, a także szef wydziału zabójstw Michael Fritsch-Hörmann, których cytuje portal RTL. 29-letnia Polka zaginęła bez śladu 18 października 2016 roku. Kobieta ostatni raz była widziana w swoim domu Suesterseel w Nadrenii Północnej-Westfalii.

7 lat temu zaginęła w Niemczech. Znalezione szczątki należą do młodej Polki

Niemieccy śledczy praktycznie od samego początku podejrzewali, że za zaginięciem Doroty stoi jej mąż Manfred G., jednak przez wszystkie lata brakowało niezbitych dowodów na potwierdzenie tej tezy. W ubiegły wtorek, po prawie siedmiu latach od zaginięcia Polki, w sprawie nastąpił jednak przełom.

W domu G. znaleziono ludzie szczątki, a równo tydzień później oficjalnie potwierdzono, że należą one do 29-latki. Śledczy zakładają, że kobieta została uduszona, a za motyw uznają na tę chwilę zazdrość męża. W dniu, w którym znaleziono szczątki, policja aresztowała też Manfreda G. Mężczyzna trafił do aresztu pod zarzutem morderstwa. Śledczy przekazali mediom, że bezbronna i "niczego niepodejrzewająca kobieta nie spodziewała się ataku we własnym domu".

– Wreszcie! Wreszcie wszystko się wyjaśniło. Ponieważ było to jasne, było to jasne siedem lat temu – powiedziała dla RTL Johanna Balla, która przez siedem lat prowadziła prywatne poszukiwania zaginionej Doroty.

Zgłosił zaginięcie żony po trzech dniach

Manfred G. zgłosił na policję zaginięcie żony dopiero po trzech dniach. Twierdził, że Dorota "wyszła z domu po kłótni i nie wróciła". Już wtedy śledczy nie dawali wiary jego słowom, bo kobieta nie zabrała ze sobą ani okularów, ani telefonu komórkowego. Nie była też przez nikogo widziana.

Niedługo po zaginięciu Polki wyszło także na jaw, że małżeństwo G. przechodziło kryzys. Jak przypominają niemieckie media, kobieta chciała wyjechać z siedmioletnim synem i ułożyć sobie życie z innym mężczyzną. – Mimo zeznań zawierających niejasności, Manfredowi G. nie postawiono zarzutów z powodu braku ciała żony – mówił prokurator Wilhelm Muckel.

– Było dla nas pewne, że Dorota została zamordowana w swoim domu, ale nie wiedzieliśmy, w jaki sposób: czy było to zabójstwo, uszkodzenie ciała ze skutkiem śmiertelnym, czy ewentualnie był to wypadek – dodał.

Jak śledczy wpadli na trop? Otóż Manfred G. od blisko dwóch lat mieszkał ze swoją dziewczyną w sąsiedniej miejscowości. Miał kłopoty finansowe, jednak wciąż opłacał czynsz za dom w Suesterseel, gdzie zaginęła 29-latka. Prokuratorzy zajmujący się tą sprawą uznali, że musi być tam "coś interesującego".

Policjanci znaleźli w budynku gospodarczym "duży worek" ze szczątkami Doroty "w stanie zaawansowanego rozkładu". Śledczy zakładają, że mężczyzna kilka razy zmieniał miejsce przechowywania zwłok, ponieważ podczas poprzednich poszukiwań nie natrafiono na żadne ślady w tym miejscu, nie pomogła nawet obecność psów tropiących. Manfred G. odmawia złożenia wyjaśnień.