Jarosław Kaczyński bardzo kocha ludzi – uświadomił społeczeństwo Jacek Sasin. Wyznanie to zbiegło się akurat z doniesieniami o wzięciu na listy PiS-u Roberta Bąkiewicza i Łukasza Mejzy – czyż może być bardziej dobitny dowód na to, że – tu znów minister aktywów państwowych – prezes "kocha Polaków, kocha Polskę"? Przecież próbuje uczynić naszymi reprezentantami najlepszych synów tego narodu! Ale zostawmy miłość i zajmijmy się godnością, która powoli staje się lejtmotywem kampanii wyborczej obozu władzy.
Reklama.
Podobają Ci się moje artykuły? Możesz zostawić napiwek
Teraz możesz docenić pracę dziennikarzy i dziennikarek. Cała kwota trafi do nich. Wraz z napiwkiem możesz przekazać też krótką wiadomość.
To, czego PiS dokonał przez ostatnich osiem lat, ochrzczono "rewolucją godności". – To jest wyciągnięcie Polski z dziadostwa – nauczał szef rządu w Łochowie, a wtóruje mu, ponoć typowany na premiera w razie konieczności zawarcia przez PiSkoalicji z Konfederacją, Przemysław Czarnek.
– Ta rewolucja godnościowa to zwielokrotnienie budżetów domowych – przekonywał w Strzelcach Krajeńskich i ani słowem nie zająknął się o inflacji. Funkcjonariusze medialni obozu władzy, jak Michał Karnowski, "źródeł nienawiści opozycji do PiS-u" zaczęli się doszukiwać "w nienawiści do tych Polaków, którzy za PiS odzyskali godność".
Oczywiście, człowiekiem, który "uderza w godność Polaków" najmocniej jest, zdaniem Beaty Szydło, Donald Tusk. Podobne cytaty można byłoby mnożyć bez końca.
Dziwnym trafem PiS nie pamięta, że słynne uchwały, wprowadzające wolność od ideologii LGBT, przyjmowane głosami lokalnych polityków PiS-u i Suwerennej Polski w wielu polskich gminach, zostały uznane przez Naczelny Sąd Administracyjny za "godzące w godność osób LGBT". Ale przecież godność jest tylko dla tych, których PiS uznaje za "normalnych".
PiS chyba także zapomniał, że historia jego rządów jest historią pogardy wobec osób i grup, wyrażających głośno swe niezadowolenie i stawiających opór: nauczycieli, lekarzy, osób z niepełnosprawnościami, sędziów itd. No, ale godność jest tylko dla tych, którzy "popierają i nie przeszkadzają".
PiS nie rozumie, że odbierając kobietom prawo do własnego ciała i prawo do ochrony swojego zdrowia oraz życia, przy okazji odebrał Polkom także godność. Ale być może godność jest w państwie Kaczyńskiego zarezerwowana wyłącznie dla księży.
Wreszcie, PiS – ale i niektórzy publicyści czy naukowcy – upatrują "rewolucji godności" w transferach socjalnych. Tak, 500 plus czy 13. lub 14. emerytura z pewnością poprawiły los wielu polskich rodzin i seniorów, ale pamiętajmy, z jaką intencją PiS te programy uruchamiał, bo to nie jest bez znaczenia. Tymi transferami PiS chciał przywiązać do siebie wyborców. Miały też pełnić funkcje osłonowe dla działań zmierzających do destrukcji ustroju i przejmowania państwa polskiego na partyjną własność – my wam damy parę stów, a wy nam dajcie spokój i bądźcie wdzięczni.
Immanuel Kant pisał, że z godnością mamy do czynienia wtedy, gdy człowiek jest celem samym w sobie, a nie środkiem do jakiegoś celu. Tymczasem transfery miały sprawić, by obdarowywani stali się ślepi i głusi na wynaturzenia władzy, a przy urnie zapewniali jej kolejne kadencje oraz bezkarność. Obywatele mieli być środkiem do celu, jakim było trwanie PiS-u przy władzy, kupowani za grosze w porównaniu do skali marnotrawstwa publicznych pieniędzy przez tę ekipę i do skali złodziejstwa.
Jest jeszcze jeden ważny aspekt, o którym pisze prof. Tadeusz Gadacz w swojej książce "Etyka dobromyślności": "Rozdawnictwo nie przywraca w żaden sposób godności. Wręcz odwrotnie, poniża ludzką godność, ponieważ czyni ludzi biernymi (…) Przywraca się człowiekowi godność, gdy stwarza się mu warunki, by mógł poczuć się wolnym i twórczym, a nie wówczas, gdy staje się klientem władzy".
A pomysł PiS-u jest właśnie taki: stworzyć system klientelistyczny, w którym patron rozdaje maluczkim "jarkowe", a szybkie kariery robią wyłącznie ci, którzy jasno opowiedzą się po stronie władzy. Pozostali mają liczyć na resztki z pańskiego stołu i jeszcze za to dziękować. To upokorzenie, o które w ten weekend pytał PiS na konwencji Trzeciej Drogi Szymon Hołownia: – Jak śmieliście traktować Polaków jak małych geszefciarzy? Jak mogliście myśleć, że uda się kupić Polaków za parę stówek?
I faktycznie, właśnie mamy do czynienia z początkiem kontrrewolucji. W opublikowanym raporcie "Polacy gotowi na zmianę. Wynik wyborów rozstrzygną niezdecydowani" Fundacji Batorego, czytamy, że Polacy zaczynają rozumieć, że PiS właściwie nie robi żadnej łaski, dając im pieniądze, bo one nie są przecież PiS-u, a nas wszystkich.
PiS przestaje być także w odbiorze społecznym "partią dbającą o ludzi". Przywołana w tym wątku wyborczyni PiS z Lublina mówi krótko: – Nie myślą o nas, o zwykłych, szarych, przeciętnych Kowalskich i Nowakach. P
Pojawia się rozczarowanie, że w Polsce to nie ciężka praca najbardziej się opłaca. Tu wyborczyni PiS z Piotrkowa Trybunalskiego podaje przykład swoich sąsiadów: "Oni myślą, że zrobili dzieci, a rząd im musi dawać (…) tylko latają i załatwiają zasiłki, w końcu finalnie się okazało, że mają więcej niż my, ludzie pracujący". Wreszcie, co widać w przywołanym cytacie, transfery w połączeniu z drożyzną spowodowały zanik poczucia solidarności, a ci, którzy otrzymują pieniądze "od rządu", stają się przedmiotem niechęci. W tym także emeryci, choć akurat w przypadku tej grupy krytyka jest artykułowana półgębkiem, ze względu na normy kulturowe szacunku wobec starszych.
Ta zmiana postrzegania rzeczywistości i uodporniania się na propagandę PiS powinna spotkać się koniecznie z próbą przywrócenia słowu "godność" właściwego znaczenia przez opozycję. I z odesłaniem fałszywej godności i złudnej troski, oferowanej Polakom przez niedemokratyczną władzę, na śmietnik historii.