Do dobrego, jak wiadomo, człowiek szybko się przyzwyczaja. Zatem i PiS się przyzwyczaił, że nie szkodzą mu skandale, że z afer wychodzi obronną ręką i że stale nosi koszulkę lidera sondaży, bez względu na to, jaki akurat kryzys szaleje za oknem.
Reklama.
Podobają Ci się moje artykuły? Możesz zostawić napiwek
Teraz możesz docenić pracę dziennikarzy i dziennikarek. Cała kwota trafi do nich. Wraz z napiwkiem możesz przekazać też krótką wiadomość.
Dlaczego PiS buksuje? Bo zmieniły się społeczne nastroje
Po 2019 roku doszło w głowach liderów obozu władzy do sytuacji, przed którą przestrzegał towarzyszy Józef Stalin: do zawrotu głowy od sukcesów. Na tej zwycięskiej fali udało się jeszcze zapewnić Andrzejowi Dudzie drugą kadencję, ale wówczas zaczynał już wiać wiatr zmian.
Dziś PiS nadal jest mocny, ale bez szans na samodzielne rządy, z perspektywą straty kilkudziesięciu mandatów poselskich i – przynajmniej na razie – bez perspektyw na wzrost, bo po prostu nie ma już gdzie łowić wyborców.
– To problem każdej kampanii reelekcyjnej: bardzo wielu polityków patrzy do tyłu, a nie do przodu. Są tak zaangażowani w bieżące sprawy (…), że nie są w stanie dostrzec nowych czy zmieniających się potrzeb wyborców. Wierzę, że my tego błędu nie popełnimy – tak mówił na początku lipca w wywiadzie dla tygodnika "Sieci" Adam Bielan, członek sztabu wyborczego PiS. Jednak to, co mówią i robią politycy obozu władzy, udowadnia, że są ślepi i głusi na zmiany, jakie zaszły w głowach Polaków – chodzi zarówno o nastroje, jak i postawy społeczne.
Ciemność, widzę ciemność!
Jeszcze w lipcu 2020 roku równo połowa Polaków dobrze oceniała rząd Morawieckiego. Dziś, w lipcu 2023 roku, grupa ta skurczyła się do jednej trzeciej populacji. Przybyło za to krytyków (z 37% na 56%) i – jak odnotował CBOS – "od wiosny odsetek przeciwników obecnego rządu, udział osób źle oceniających wyniki jego działalności oraz niezadowolonych z tego, że na czele rządu stoi Mateusz Morawiecki, powoli, ale systematycznie rośnie".
Szerzy się też czarnowidztwo. W lipcu trzy lata temu tylko 37% z nas uważała, że sytuacja w kraju zmierza w złym kierunku, zaś 45% twierdziło, że w dobrym. I był to ostatni miesiąc z przewagą optymistów. Już od sierpnia 2020 roku aż do dziś górą są pesymiści. W czerwcu różnica sięgnęła 30 punktów procentowych (57% pesymistów, 27% optymistów), co i tak nie jest najgorszym wynikiem (np. w listopadzie 2022 roku ów stosunek wynosił 63% do 23%).
Identyczny obraz wyłania się z badań, które przeprowadzają na własny użytek poszczególne ugrupowania. "Niepewność", "strach" oraz "obawa" to słowa, które pojawiały się najczęściej i w dodatku spontanicznie wśród elektoratu Nowej Lewicy, przepytanego na wiosnę. Poczucie zagrożenia i braku poczucia stabilności dotyczyły zarówno najbliższej przyszłości ("martwię się, czym nas jutro zaskoczy rząd"), jak i odległej ("czy będę w stanie utrzymać się ze swojej emerytury?”). Polska jest postrzegana jako kraj w chaosie, słaby i z nieudolnym rządem.
Po prostu nastroje społeczne są stabilnie złe, co stworzyło przez ostatnie lata zupełnie nową architekturę sytuacji politycznej. Tymczasem PiS wciąż gra melodię z 2019 roku – sprzed pandemii, wojny i inflacji.
Lepsze jutro było wczoraj…
…ale PiS próbuje nas przekonać, że przed nami świetlana przyszłość, pod warunkiem, że znów naród da ugrupowaniu Jarosława Kaczyńskiego mandat do rządzenia. Wtedy będziemy żyli tak, jak żyją ludzie na Zachodzie – pod względem finansowym, wszak kulturowo nadal będziemy przedmurzem chrześcijaństwa.
To lejtmotyw przemówień prezesa PiS-u z ostatnich miesięcy. – W stosunkowo krótkim czasie będziemy na poziomie rozwoju i zamożności Zachodu – mówił Kaczyński w październiku ubiegłego roku, bo "zaczynamy się zbliżać do poziomu Zachodu". Wprawdzie "w tej chwili mamy jeszcze kawałek drogi", ale wystarczą jeszcze dwie kadencje PiS-u i "przynajmniej do poziomu Hiszpanii możemy dojść, a może i do Włoch, ale nawet może i do Francji" (maj 2023 roku).
W weekend na tego konika wskoczył premier: – Chcemy, żeby w Polsce życie było jak na Zachodzie, ale bez problemów – mówił na pikniku w Tychach, ale problem w tym, że nadawcy tychże komunikatów traktowani są nieufnie. 51% Polaków nie ufa Morawieckiemu, 56% Kaczyńskiemu, 53% Glapińskiemu, a 57% Ziobrze. Jeśli się komuś nie ufa, to zwykle się mu też nie wierzy.
Zmiany, zmiany, zmiany
– Proszę państwa, trzeba być obecnym w Internecie! – przypominał prezes PiS-u w ubiegłym roku i apelował do parlamentarzystów i działaczy, by "była taka nasza ofensywa w sieci", bo to jest "w interesie partii, w interesie posłów, senatorów, a także radnych".
Był to jednak głos wołającego na puszczy. Dziś, w przededniu oficjalnej kampanii wyborczej, przewaga zwolenników opozycji w sieci wynosi 70% do 30%, co wyliczyli specjaliści z Instytutu Badania Internetu i Mediów Społecznościowych. Michał Fedorowicz mówił w wywiadzie dla DGP, że "politycy PiS gremialnie odrzucają media społecznościowe – nie lajkują, nie podbijają interakcji z przekazami własnego lidera", na Instagramie PiS-u nie ma, a "Twitter został zdominowany przez bardzo dobrze zorganizowaną grupę wspierającą opozycję".
Pamiętać przy tym należy, że PiS, który w 2015 roku brał władzę, był w sieci hegemonem, a konkurencję dystansował o kilka długości. Tę istotną przewagę utrzymywał przez kilka kolejnych lat. Ale już w 2021 roku Kaczyński zaczyna ubolewać, że "przewagę w Internecie ma ta druga strona" i od tej pory nic się PiS-owi nie udało z tym zrobić.
Zaskoczeniem dla partii rządzącej była chociażby negatywna reakcja na obietnicę podwyższenia świadczenia rodzinnego do 800 plus w maju tego roku. Kiepsko rezonowała też obietnica darmowych autostrad. Generalnie PiS utracił kontrolę nad narracją w sieci, bo nie dostrzegł choćby tego, że wyborcy skleili w jedno inflację i tzw. rozdawnictwo. Dawniej transfery socjalne postrzegano wyłącznie pozytywnie, ale wzrost cen spowodował zmianę postaw – dziś transfery są traktowane jako źródło inflacji.
Trawestując powiedzenie Alberta Einsteina: "Szaleństwem jest robić wciąż to samo i oczekiwać tych samych rezultatów”. PiS utknął w bańce czasu, odgrywa spektakl, który spadł z afisza. Ma swój żelazny elektorat (to z pewnością fenomen naszych czasów), ale nim nie jest w stanie wygrać zbliżającej się elekcji. Społeczeństwo jest w takim stanie ducha, który dobrze oddaje cytat z "Kubusia Puchatka": "Gdy spytają cię, jak się masz, odpowiedz po prostu, że wcale”, a w takiej kondycji zwykle nie głosuje się na aktualną władzę.
PiS, wydający publiczne pieniądze na wszelkiej maści sondaże – ponoć zlecono badania na próbie 20 tysięcy osób, pozwalające zdiagnozować nastroje społeczne na poziomie gmin, z kolei "Polityka" informowała o badaniach z pogranicza nauk neurologicznych i polityki, pozwalające na uchwycenie prawdziwych społecznych emocji – powinien zdawać sobie z tego sprawę.
Ale na razie wciąż liczy, że wywalczy trzecią kadencję, fundując wyborcom powtórkę z rozrywki i nie zważając na to, co naprawdę myślą i czują.