Co sprawia, że Polki i Polacy tak kochają randkowe tv-kotlety? Odpowiedź to Schadenfreude. Niektórzy wprost uwielbiają onanizować się cudzym nieszczęściem. Odczuwają pewną dawkę zadowolenia z obserwowania trudności, z jakimi borykają się uczestnicy. Od 6 września Polsat będzie serwować widzom "Temptation Island Polska". Ja już po pierwszym odcinku odczuwam niestrawność i dyskomfort. Dlaczego? Wyjaśniam.
Reklama.
Reklama.
Kolejny niestrawny, randkowy tv-kotlet? "Temptation Island" też grozi zgagą
Robiłam kilka podejść do różnych formatów randkowych np. do "Love Island. Wyspy miłości" czy "Hotelu Paradise", żeby ogarnąć fenomen ich popularności. W końcu wielu ludzi, wielu rodaków po ciężkim dniu pracy właśnie przy tego typu formatach odnajduje "ukojenie" i relaks, więc coś musi w tym być.
Absolutnie rozumiem perspektywę psychologiczną (np. emocjonalne zaangażowanie czy ucieczkę od rzeczywistości) i socjologiczną (np. zjawisko wojeryzmu, inaczej podglądactwa). Przecież każdy ma inne potrzeby i oczekiwania względem tego typu rozrywki.
W lutym wszyscy żyli reality show Netflixa, "Love Never Lies Polska". Ja też obejrzałam całość. Co więcej, zrobiłam to w godzinach pracy, aby móc się jakoś do tego ustosunkować. Niektórzy koledzy i koleżanki z redakcji nawet mi delikatnie zazdrościli, bo było to pozornie miłe i lekkie zadanie. Tu, bym jednak polemizowała, bo finalnie po całodniowym seansie czułam się, jakbym odbyła kosmiczny lot w bębnie pralki.
Mamy wrzesień, a więc kontynuację istniejących już randkowych formatów, ale też nowość od Polsatu. Starałam się podejść do tego na świeżo, dać szansę. I tak też zrobiłam. Ale w "Temptation Island Polska" już na starcie, w pierwszym odcinku czuć, że ci ludzie są w swoich związkach jak chorągiewki. Jak zawieje, tak polecą. Są cztery pary. Wszystkie heteroseksualne.
Oczywiście między nimi coś jest. Myślę jednak, że oni sami nie wiedząc co - czy przyjaźń, czy przyzwyczajenie, czy deal pt. "weźmy zróbmy z siebie influencerów" - bo nie wygląda na to, że to prawdziwa miłość. W każdym razie możesz zacząć wierzyć w to, że im na sobie zależy. Ale wiele wskazuje na to, że to iluzja.
Wystarczyło, że na "wyspie pokus" na ruszt wrzucono im 10 singielek i 10 singli. Od razu widać po wszystkich, że jeśli któraś ze złotych rybek z akwarium okaże się potencjalnie lepszą partią, to dadzą się porwać temu nurtowi.
Gdy zdałam sobie sprawę z tego, że te cztery związki są tak luźne, to straciłam wiarę w autentyczność tego formatu i w to, że kolejne odcinki przyniosą walor edukacyjny, czyli jak podreperować, ale przede wszystkim udoskonalić związek.
Bo mam wrażenie, że główni bohaterowie niespecjalnie tego chcą. To jak oni nie chcą, to kto ma chcieć? Ale wszystko się okaże. Być może przy drugim i trzecim odcinku "Temptation Island" będę zaskoczona. Nie wykluczam tego.
Mam jednak nieodparte wrażenie, że znaczna większość tego typu randkowych tv-kotletów to szmira. Oczywiście w mojej opinii. Bo powiedzcie mi proszę, jacy ludzie, posiadający naprawdę zdrowy i zgodny związek, pchają się przed kamery, żeby pokazać cztery litery całej Polsce?
Nie chce mi się wierzyć w to, że do tych programów zgłaszają się pary poważnie myślące o wspólnej przyszłości. Nie chce mi się wierzyć w to, że tam jest w stanie pójść ktokolwiek dojrzały emocjonalnie, kto faktycznie dba o swoją drugą połówkę i o siebie.
Figurski zapewnił mnie: "Nic w tym programie nie było wyreżyserowane". Czy można w to wierzyć?
Postanowiłam zderzyć swoje odczucia i refleksje na temat tego typu randkowych tv-tasiemców z tym, co o nowym formacie Polsatu sądzi sam prowadzący, czyli Michał Figurski. Zaznaczę, że nasza rozmowa odbyła się przed tym, jak obejrzałam pierwszy odcinek dramatów z "wyspy pokus". Ale czy to coś zmieniło?
J. Stawczyk: Dlaczego zdecydowałeś się przyjąć tę propozycję od Edwarda Miszczaka? Tego typu programy to jednak jest żerowanie na najniższych instynktach.
M. Figurski: Dobrze, że jest ten program, dlatego, że ma nadzieję, że zmieni ludzkie myślenie na temat zdrady. Bo zdrada to nie jest od razu pójście z kimś do łóżka, tzw. skok w bok. Zdradzać można inaczej, a ranić w związku można na bardzo wiele innych sposobów. I o tym jest ten program.
Po drugie nic w tym programie nie było wyreżyserowane, żadne sytuacje nie zostały sprowokowane. To nie jest program, w którym popycha się ludzi zgodnie z jakimś scenariuszem do niemoralnych zachowań. To mogę zagwarantować.
Wiele osób próbuje dorobić teraz nie wiadomo jaką ideologię do kolejnego programu, typu schabowy kontra blondynki. Nic z tego. To nie jest taki program. W tym programie udział biorą pod wieloma względami normalni ludzie. Nie z castingu agencji modelek.
To też ludzie w długoletnich związkach. Ludzie, którzy bardzo poważnie traktują swoje relacje. Nie spodziewaj się tutaj żadnej wolności typu paru kolesi z piwem w ręku podrywa dziewczynę przy basenie, a my nagrywamy to ukrytą kamerą i potem pokazujemy, jak bardzo potrafią być wulgarni albo nieodpowiedzialni. To w ogóle nie ten program.
To jest przede wszystkim lekcja dla ludzi w związkach, a przecież wszyscy w jakichś jesteśmy i często nie znamy tego drugiego człowieka. I bardzo często na własne życzenie spędzamy życie z kimś, kogo nie znamy, bo nie chcemy go w ogóle poznać. Może tak naprawdę, bo nam się wydaje, że wszystko jest darowane, że ta miłość będzie wieczna bez względu na to, ile wsadzimy to w to wysiłku.
Tymczasem ci ludzie na pewno przyjechali do programu z zamiarem dobrej zabawy, ale wyjadą z poważną pracą domową, z lekcją do odrobienia. I ze świadomością, że miłość to jest bardzo ciężka praca. Oglądałem ten program, widz będzie się bardzo utożsamiał, nie mam co do tego wątpliwości.
Miłość to jest niekończąca się rozmowa. To jest odpowiedzialność i uważność, której bardzo często nam w relacji brakuje.
Dobrze by było, gdyby w końcu tego typu program był zrealizowany bez alkoholu na planie. Żeby ci ludzie nie byli poddawani temu serum - dla niektórych serum prawdy. Tam potem wylewa się dużo goryczy. To funduje im skrajne emocje - jedne mogą być prawdziwe, a drugie mogą być jednak fałszywe. No bo wiemy doskonale, co alkohol robi z umysłem.
Zgoda, że alkohol prowokuje bardzo powierzchowne sytuacje, powiedziałbym nawet instynktowne. Do głosu dochodzą różne tłumione instynkty. Wiemy to wszyscy. Tymczasem te najpoważniejsze, najbardziej intrygujące momenty tego programu rozgrywają się w miejscu, w którym nikt żadnego alkoholu nie dostawał, nie widział i nawet nie wąchał.
Tak zwane ogniska (spoiler!) - tam mają miejsce bardzo poważne rozmowy na temat partnera, swoich własnych odczuć i emocji. To są rozmowy, które nie ma nic wspólnego z upijaniem się. Ci ludzie są absolutnie trzeźwi.
Są w momencie bardzo poważnej refleksji na temat tego, dokąd zmierzają z tym swoim związkiem. Tu nie ma żadnej nagrody w tym programie. Oni nie walczą o żadne pieniądze ani o żaden kolejny wyjazd. Ci ludzie walczą po prostu we własnej relacji i wspólnie muszą odpowiedzieć sobie na pytanie: "czy my dalej chcemy być razem?".
Alkohol inaczej działa niż tak, jak ty mówisz. On tłumi emocje, a nie wyzwala. I to jest jeszcze gorsze, bo ludzie, zamiast szczerze rozmawiać, upijają się, a potem idą spać. A ten program jest o tym, żeby porozmawiać.
Czy wierzę Figurskiemu?
Nawet chciałabym, bo dobrze to sprzedaje. Brzmi to sensownie. Program o tym, żeby porozmawiać o emocjach. O emocjach w relacjach, w miłości. Fajne? Wartościowe? Teoretycznie tak. A praktycznie?
Wychodzi na to, że producenci zwerbowali sobie ludzi, którzy będą samodzielnie terapeutyzować się na naszych oczach. Ale to jest terapia w krzywym zwierciadle. Dlaczego?
W prawdziwej terapii jesteś ze specjalistą jeden na jeden - ewentualnie w parze. Terapeuta nie ma prawa cię ocenić. A po co robi się telewizyjne programy? Po to, żeby ludzie mieli co oceniać. Nie dajmy sobie więc wcisnąć, że zwierzanie się z osobistych lęków, traum i rozterek przy ognisku przed całą Polską to fantastyczna terapia, z której nie dość, że korzystają Ci uczestnicy, to i my jako widzowie.
Program "Temptation Island Polska" będzie można oglądać w Polsacie od 6 września. Nowe odcinki będą się pojawiały co środę o 21:05, tuż po reality show "The Real Housewives. Żony Warszawy".
Redaktorka, reporterka, koordynatorka działu show-biznes. Tematy tabu? Nie ma takich. Są tylko ludzie, którzy się boją. Szczera rozmowa potrafi otworzyć furtkę do najbardziej skrytych zakamarków świadomości i rozjaśnić umysł. Kocham kolorowych i uśmiechniętych ludzi, którzy chcą zmieniać szarą Polskę. Chcę być jedną z tych osób.