30 listopada 1998 roku przy ul. Staszica 4 na warszawskiej Woli, w małym kantorze usytuowanym w części sklepu spożywczego, doszło do zabójstwa. Policja po przybyciu na miejsce zastała widok rodem z filmu kryminalnego: rozsypane, zakrwawione banknoty, złota biżuteria również w plamach krwi, podarta kurtka, porzucony pistolet i okulary przeciwsłoneczne. A w środku sklepu – zwłoki właściciela kantoru. Okazało się, że zabójca planował ukraść równowartość 30 tysięcy dolarów, ale w trakcie napadu doszło do szamotaniny i padły strzały. Sprawca również został ranny i policji po śladach jego krwi udało się odtworzyć trasę ucieczki. Niestety po kilkuset metrach ślad się urwał, a morderca zdawałoby się, rozpłynął się w powietrzu. Dopiero po kilku dniach, dzięki przejrzeniu bardzo nietypowego dowodu, udało się ustalić jego tożsamość. Było już jednak za późno, Jarosław E. zdążył już bowiem uciec z kraju. Co takiego wydarzyło się w Andrzejki’98 w niepozornym punkcie wymiany walut? Dlaczego sprawiedliwość dosięgnęła sprawcę dopiero po siedmiu latach i w jaki sposób skrawki gazet, które miały imitować dolary, naprowadziły prowadzącego sprawę Andrzeja Mroczka na trop zabójcy? Były policjant w rozmowie z Karoliną Opolską opowiada o morderstwie w kantorze i zdradza dlaczego była to wyjątkowa sprawa w jego karierze.