Pijany kierowca doprowadził do dachowania auta. W środku było roczne dziecko
Dominika Stanisławska
13 września 2023, 06:19·1 minuta czytania
Publikacja artykułu: 13 września 2023, 06:19
W Radzyniu Podlaskim doszło do dachowania samochodu, w którym jechało roczne dziecko i pięć osób dorosłych. Okazało się, że cztery z nich, w tym kierowca auta, były pijane. Nikt nie chciał się przyznać do kierowania pojazdem, twierdząc, że ten, który prowadził, uciekł z miejsca zdarzenia.
Reklama.
Reklama.
W niedzielę tj. 10 września ok. godziny 17:00 dyżurny z radzyńskiej komendy otrzymał zgłoszenie o wypadku w miejscowości Ostrówki (woj. podlaskie). Po dotarciu na miejsce funkcjonariusze na polu uprawnym zastali samochód marki toyota, który był przewrócony na dach.
Dorośli ludzie próbowali wmówić policjantom, że kierujący uciekł
Obok samochodu stało trzech mężczyzn w wieku 26, 39 i 43 lata. Były także dwie kobiety. Jedna w wieku 19 lat, a druga 36 lat. 19-latka na rękach trzymała swoje roczne dziecko, oboje zostali przewiezieni do szpitala.
Policjanci ustalili, że wszyscy jechali samochodem, ale nikt nie chciał się przyznać do kierowania autem. Dorośli ludzie próbowali wmówić policjantom, że mężczyzna, który kierował, uciekł z miejsca zdarzenia przed przybyciem mundurowych.
– Badanie alkomatem wskazało, że wszyscy byli pod znacznym działaniem alkoholu. Jedyną trzeźwą osobą była 19-latka. Funkcjonariusze ustalili także, że dziecko było przewożone w sposób niezgodny z przepisami. Jej matka trzymała ją na kolanach – przekazał w komunikacie prasowym podkomisarz Piotr Mucha z KPP Radzynia Podlaskiego.
Wszyscy pozostali zostali zatrzymani i trafili do policyjnego aresztu. Po wytrzeźwieniu okazało się, że właściciel auta, 39-letni kierujący "przypomniał" sobie, że to on prowadził i doprowadził do zdarzenia drogowego. Jak wykazało badanie alkomatem, miał dwa promile alkoholu we krwi.
Opowiedział policjantom, że podczas jazdy, na łuku drogi stracił panowanie nad pojazdem, który następnie dachował. Tłumaczył, że chciał odwieźć kolegę do domu, ale "wyszło, jak wyszło".
– Teraz mężczyzna odpowie przed sądem. Grozi mu kara do 2 lat pozbawienia wolności. Musi się również liczyć z zapłatą świadczenia pieniężnego na rzecz Funduszu Pomocy Pokrzywdzonym oraz Pomocy Postpenitencjarnej w kwocie nie mniejszej niż 5 tysięcy złotych, a także orzeczeniem przez sąd zakazu kierowania pojazdami na minimum 3 lata – przekazał rzecznik.