Michał Kołodziejczak od rana prowadzi swoją misję w Strasburgu, gdzie w Parlamencie Europejskim toczy się dziś debata na temat otwarcia granic na import produktów rolnych z Ukrainy. Kandydat z ramienia Koalicji Obywatelskiej relacjonuje sceptyczne reakcje, które mają spotykać go ze strony osób związanych z Prawem i Sprawiedliwością, a także swoją walkę, która jego zdaniem przynosi efekty.
Reklama.
Reklama.
Przed Parlamentem Europejskim toczy się debata na temat embarga na ukraińskie zboże. Specjalnym wysłannikiem Donalda Tuska na to wydarzenia jest nie kto inny jak Michał Kołodziejczak. Lider AgroUnii, który figuruje w Koalicji Obywatelskiej jako człowiek walczący o interesy rolników, od rana relacjonuje swoją wizytę w Strasburgu.
"Jestem już po spotkaniu z Norbertem Linsem, szefem komisji rolnictwa w Parlamencie Europejskim, którego udało się przekonać, że przepisy ograniczające przywóz zbóż z Ukrainy powinny być przedłużone do momentu wypracowania strategicznych rozwiązań" – relacjonował.
"Mówimy jasno: ograniczenie przywozu zboża to oczywistość. Konieczne jest rozszerzenie listy produktów, które nie powinny trafiać z Ukrainy do Polski" – przekazał Michał Kołodziejczak na Twitterze.
Celem Kołodziejczaka było także udowodnienie, że PiS nie robi nic w sprawie poprawy interesu rolników, czego dowodem miały być reakcje polityków związanych ze Zjednoczoną Prawicą. Kołodziejczak nagrał między innymi to, jak na prośbę o rozmowę zareagował polski komisarz Janusz Wojciechowski.
– Panie komisarzu, dzwoniłem do Pana! Panie komisarzu, niech Pan poczeka! Rozmawiajmy... Pan komisarz uciekł, bo nie chce pytań – powiedział Kołodziejczak.
– On nie chce pytania, które będzie go za chwilę bardzo mocno bolało. (...) Ucieka, uciekł jak szczur od gradu pytań, który na niego czekał! – komentował.
Co tak naprawdę ma załatwić Kołodziejczak
O tym, po co Donald Tusk chce wysłać Kołodziejczaka na "specjalną misję", informowaliśmy już w naTemat. Choć początkowo mówiono o Brukseli, a ostatecznie lider Agrounii pojawił się w Strasburgu, cel był jasny - Kłodziejczak miał walczyć ws. zachowania interesów Polski w kwestii importu z Ukrainy produktów rolnych. Na te obowiązuje embargo, które zniesione ma zostać oficjalnie 15 września.
Podczas dzisiejszej konferencji prasowej Michał Kołodziejczak powiedział, że po rozmowie z szefową Komisji EuropejskiejUrsulą von der Leyen otrzymał informacje, że został złożony wniosek o to, by embargo przedłużyć o kolejne dwa miesiące.
Bez względu na odgórną decyzję, takie działania i tak zapowiedzieli politycy Prawa i Sprawiedliwości, w tym Mateusz Morawiecki. Przedłużenie zakazu importu do Polski ukraińskiego zboża było zresztą przyczyną konfliktu na linii Warszawa-Kijów, kytóry wywołały słowa Marcina Przydacza.
Interes Polski ważniejszy od ukraińskiego?
Przydacz, czyli człowiek Andrzeja Dudy, blisko związanego z Wołodymyrem Zełenskim, wprost wskazał na niewdzięczność Ukrainy.
– Ukraina naprawdę otrzymała dużo wsparcia od Polski. Myślę, że warto by było, żeby zaczęła doceniać to, jaką rolę przez ostatnie miesiące i lata dla Ukrainy pełniła Polska – powiedział niedawno szef Biura Polityki Międzynarodowej Kancelarii Prezydenta RP.
– To Ukraińcy dziś stoją na straży bezpieczeństwa naszego regionu. Robią to i interesie Polski, i całego wolnego świata – powiedział Andrij Sibiga, zastępca szefa Kancelarii Prezydenta Ukrainy.
– Kiedy Ukraina jest w stanie wojny, próba "wytargowania" od niej czegoś więcej jest równoznaczna ze zdradą, która nie powinna mieć miejsca w naszych stosunkach. Wszyscy wiedzą, w jakich warunkach pracuje dziś ukraiński rolnik, który naraża swoje życie na zaminowanych polach i pod ostrzałem rakietowym – wyjaśnił i dodał:
– W tych wyjątkowych okolicznościach naciski, by Ukraina w ramach wdzięczności dla Polski zaakceptowała zamknięcie swoich granic dla ukraińskich produktów rolnych, jest równoznaczne ze zmuszaniem nas do wyrażenia zgody na 'eutanazję' – dodał Sibiga.